WHO – dobry doradca (2)

One również odpychają wielu klientów od dokonywania zakupów w formie tradycyjnej. Do takich zaliczamy np. zakładanie maseczek, mierzenie temperatur, czy nawet konieczność rejestrowania się przed zakupami czy wizytą w barze. Wszystkie tarcze antykryzysowe wprowadziły dziesiątki, jak nie setki przepisów, które w swych założeniach miały chronić przedsiębiorców przed skutkami kryzysu, spowodowanego “pandemią” Covid-19. W sposób zamierzony, bądź nie, wyszły z tego wszystkiego różne patologie. Podczas pandemii wiele osób sugerowało, że działania spekulantów objawiały się pustymi półkami, na których w „normalnych” czasach stały żele antybakteryjne albo papier toaletowy, czy maseczki, które potem trafiały do Sieci w cenach totalnie zawyżonych. Na zakazie, dotyczącym branży gastronomicznej najlepiej wyszły aplikacje, oferujące dowóz jedzenia do domu, na zamkniętych galeriach handlowych – sklepy internetowe. Dzięki zamkniętym granicom i zmianie planów urlopowych Polaków, producenci rowerów i kamperów notują rekordowe zyski.

Na drugim biegunie mamy podmioty, które mogą już się nie podnieść po pandemii. Sieci multipleksów nie otwarły się do teraz z powodu braku nowych premier, a rządowi włodarze mówią o możliwym scenariuszu upadku Polskich Linii Lotniczych LOT. Te branże na rządowych (i nie tylko) obostrzeniach straciły miliardy i trudno wyobrazić sobie, w jaki sposób można by im te straty skompensować. Podczas uchwalania I tarczy antykryzysowej rząd Prawa i Sprawiedliwości dodał do ustawy „covidowej” słynny już art. 10 c, który wyłączał odpowiedzialność urzędników za naruszenia obowiązków służbowych za przekroczenie uprawnień w związku z nabywaniem towarów i usług, niezbędnych do zwalczania Covid-19. To w połączeniu z art. 6 ust. 1 tejże ustawy, który wyłączył stosowanie przepisów Prawa zamówień publicznych do zamówień „covidowych” sprawiło, że natychmiast mieliśmy wysyp mniej lub bardziej dziwnych zamówień, które szerokim echem przeszły przez polską opinię publiczną. Maseczki od instruktora narciarstwa, przyłbice od producenta oscypków czy respiratory od handlarza bronią, które do Polski przyszły z Chin i nie mają instrukcji obsługi, okablowania, gwarancji i stoją w magazynach – (ta ostatnia historia jest chyba najbardziej oburzająca, skoro w 2013 r. dziennikarze Superwizjera alarmowali, że w Polsce działa handlarz bronią, podejrzany o sprzedaż broni do państw, objętych embargiem i fałszowanie świadectw końcowego użytkownika. Minister Zdrowia Łukasz Szumowski należy do Konwentu Arkonia, który jest korporacją akademicką,  kładącą szczególny nacisk na wartość przyjaźni, podkreślając znaczenie pojęcia honoru i wzajemnego szacunku, wychowując swoich członków w duchu patriotycznym. Więcej emocji wzbudził fakt, iż szef resortu zdrowia należy do Zakonu Kawalerów Maltańskich. Historia Rycerskiego Zakonu Szpitalników Świętego Jana sięga czasów wypraw krzyżowych z XI w. Zakon w Polsce nie ma barw politycznych, ale nie pragnie on rozgłosu.

W życiu codziennym były już Minister Zdrowia nie jest takim ascetą i potrafi zgarnąć dla siebie i swojej rodziny ogromne pieniądze. 140 milionów złotych dotacji (OncoArendi od 2015 roku, gdy rządy w Polsce objął PiS) przygarnęła od państwa firma Marcina Szumowskiego – brata ministra zdrowia. OncoArendi została wsparta przez państwowe Centrum Badań w aż ośmiu projektach. Firma, w której udziały ma też żona ministra zdrowia, niczego nie produkuje i nie sprzedaje, szuka jedynie nowych leków, a jej wartość przez kilka lat wzrosła a 40 tysięcy do 40 milionów złotych. Łukasz Szumowski zarzekał się, że nie ma nic wspólnego z przyznawaniem dotacji dla brata.

 

Giganci farmaceutyczni czekają na pójście na całość

Jedno wiemy na pewno. Branża farmaceutyczna w ostatnich latach przezywała wielkie problemy. „Tradycyjny” model zarabiania, oparty na sprzedawaniu ludziom tego samego tyle, że w nowych opakowaniach, już nie wystarczył. Trzy dekady temu zwrot z nowego medykamentu wynosił niewiele ok. 25-30 proc, o tyle dzisiaj wynosi ok. 3-5 proc. i wciąż spada, co oznacza, że w branży nie opłaca się być innowacyjnym i nowatorskim. Robi się chamskie kopie leków już istniejących, podawanych w innym opakowaniu zwanych „me-too”, lub w delikatnej modyfikacji „me-better”. Przykład: Mevacor, preparat leczący zaburzenia metabolizmu, w 1987 r. przypominał swoich poprzedników w 25 proc. W październiku 1991 pojawił się lek na to samo schorzenie – Pravachol, do tego, co już jest dostępne na rynku w 61 proc. Dwa miesiące później wypuszczono Zocor. Podobieństwo – 82 proc. W przypadku leku na Covid-19 inwestycja w nowy lek dla firmy, próbującej go stworzyć, to koszt minimum miliarda dolarów i nawet kilkanaście lat testów równie kosztownych i nie gwarantujących pożądanych efektów, ze względu na mutacje wirusa… Lek na Covid-19 jest już prawie gotowy i to bardzo ciekawe… Nie trzeba będzie wydawać pieniędzy na kosztowną reklamę, namawiać na celowość użycia, dwoić się i troić – rządy same przygotują owieczki na zastrzyk! Koncerny, jak widać po tempie badań, miały już w zanadrzu gotowy lek! „Pandemia” musiała być wobec tego szeroko zaplanowana.

http://www.prisonplanet.pl/polityka/baza_danych_banku,p137311066

Już dziś widać nadchodzące krociowe zyski. Szwajcarski Novartis zanotował w pierwszym kwartale 2020 roku wzrost sprzedaży i zysku. Wyniki firmy były wyższe od oczekiwań analityków, którzy zgodnie przyznali, że spółka była beneficjentem pandemii Covid-19. Szwajcarski gigant Roche zanotował 7 proc. wzrost sprzedaży (rdr), Johnson & Johnson – 3 proc, GlaxoSmithKlain – 19 proc., AstraZeneca – 16 proc. Wzrostom obrotów oczywiście towarzyszą wzrosty dochodu. (Cdn.)

Roman Boryczko,

wrzesień 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*