Ukraińcy nie odrobili swojej lekcji historii i chcą być nazistami

Ukraińcy – czy można ich zrozumieć?

By w ogóle mówić o wzajemnych relacjach dobrosąsiedzkich potrzebne są – wzajemny szacunek, zrozumienie i wypracowanie wspólnej historii tak, by nowe pokolenia uczyć poszanowania dla własnej suwerenności i przekazywania tylko dobrych pierwiastków w taki sposób, aby wzajemne relacje na przyszłość napawały głównie optymizmem.

Oczywiście często bywa tak, że spojrzenie na pewne historyczne zakręty bywa po obu stronach granicy rozbieżne. Jedna strona jakieś smutne karty historii chciałaby przekuć we własną martyrologię, zaś często druga strona widzi jakieś straszne zdarzenia nie jako temat do przepracowania, a miejsce do hodowania własnych nacjonalizmów. Takie postawienie sprawy, schodząc zupełnie na dół, do życia codziennego zwyczajnych sąsiadów, ich rodziny – dalsze i bliższe – stawia w obliczu realnego konfliktu i to konfliktu na pokolenia. Ów konflikt może być tylko i wyłącznie wyrażony jako werbalne przekazywanie negatywnych przymiotów oponenta, ale kiedyś może skutkować wybuchem niekontrolowanej złości i agresji.

W przypadku stosunku relacji polsko-ukraińskich na poziomie politycznym pojawiła się dziwna wizja o niebywałych walorach męstwa narodu ukraińskiego i potrzebie wspierania niesymetrycznie i bezkrytycznie kolejnych nie-rosyjskich oligarchicznych rządów tylko po to, by gwarantowały przedmurze jako tamę przed Rosjanami. Na Ukrainie trwający obecnie festiwal zwierzęcej nienawiści do Rosjan i wszystkiego, co rosyjskie, podpiera się również ideologią o czynnym zaangażowaniu wojsk Kremla w konflikt w Donbassie.

Ukraińcy nie mogą zrozumieć, że ich państwowość została zachwiana przez niedemokratyczne praktyki oligarchów, które doprowadziły do federalizacji terytorium Ukrainy i powstania bandycko-klanowych rządów, opartych nie o system parlamentarno-prezydencki, a o karabiny, własne armie, własne cele – wszystko to na wschodnich rubieżach Europy (ponoć cywilizowanego kontynentu). Polska jako adwokat Ukrainy, mając również niesamodzielne rządy, stała się niewolnikiem idei Międzymorza, które również wspierają mocodawcy marionetkowego rządu w Warszawie. Takie postawienie sprawy pomiędzy, jakby nie patrzeć, silniejszym, bardziej rozwiniętym, na pewno bardziej pracowitym (mimo całkowitego upadku oraz banksterskiej grabieży przemysłu w Polsce) i kulturowo światłym narodem polskim, a całkowicie pozbawionym hamulców i podatnym na wpływy niemiecko-amerykańskie narodem ukraińskim, zniża nas do poziomu siadania do wspólnego stołu z przebiegłymi bandytami.

To na poziomie politycznym, na poziomie historycznym relacje polsko-ukraińskie nie były chyba nigdy tak złe, a jakiekolwiek wspólny głos o trudnych kartach naszej pobratymczej historii jest właściwie niemożliwe, bowiem mordercy (a Ukraina jest w tym wręcz prekursorem) w kraju naszych wschodnich sąsiadów stawiani są na cokoły pomników!  Ich imionami nazywane są ulice miast, dzieci w szkołach uczą się o bohaterstwie i pięknych kartach antykomunistycznego podziemia, które w sposób  zbrojny próbowało lawirować między brunatnymi siepaczami III Rzeszy a sowieckim sąsiadem, jaki widział państwowość Ukrainy tylko komunistycznej i robotniczej.  Nacjonalistyczne mrzonki po obu stronach granicy, już po zakończeniu II wojny światowej, która była dla Polski szczególnie pożogą i hekatombą, nie wypaliły się, jak w zduszonych alianckim butem faszystowskich Niemczech.

W Polsce w walkę o powrót panów i obszarników włączyli się tak zwani Niezłomni, na Ukrainie tacy sami Niezłomni, dostając dziś legitymizację swoich działań, przeprowadzali czystki na wszystkich tych, co nie pasowali do wizji samodzielnej Ukrainy – kraju tylko dla Ukraińców. (Cdn.)

Roman Boryczko,

wrzesień 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*