Czy Kościół zamyka nam drogę do miłości?

“Oboje, ja i mój partner kochamy się, nie możemy bez siebie żyć, jesteśmy ze sobą szczęśliwi. Dlaczego więc ksiądz przy spowiedzi zamknął mi drogę do przyjmowania sakramentów tylko dlatego, że nie związaliśmy się sakramentem małżeństwa. Cóż planowaliśmy zalegalizować swój związek, ale teraz już sami nie wiemy. Przecież na spowiedzi wyznałam prawdę, żyjemy ze sobą i za to potraktowana zostałam jak ostatnia grzesznica – to przykre, nie wiem, co myśleć…”.

Takie i podobne opinie towarzyszą nam od jakiegoś czasu i nie tylko zahaczają one o miłość czy konkubinat. Problemy z – nazwijmy to – uporządkowaniem naszego życia mamy już – powiedzmy – na wielu jego płaszczyznach. Sam przecież nieraz miewam chwile, w których gubię się w swoim wnętrzu i trzeba często dłuższej chwili skupienia, by skopać pychę, która mną zawładnęła i wrócić na właściwą drogę. Owładnięci źle rozumianym pojęciem wolności, demokracji zapominamy, że jako słabe istoty nie stać nas na to, by w pełni i we właściwy sposób korzystać z wolności, w ogólnym zresztą pojęciu tego słowa. Zapominamy, iż nasze życie, czy nam to się podoba, czy też nie i czy jesteśmy osobami bliskimi jakiejkolwiek wiary, czy odwrotnie – tak czy inaczej nasze istnienie było, jest i będzie ubrane w pewne ramy, nazywane – także zwyczajnie – zasadami ludzkiego postępowania.

Nie lubimy, kiedy ktoś zwraca nam na coś uwagę, nie lubimy być pouczani, za to chętnie sami wcielamy się w role sędziów, decydentów. Wystarczy spojrzeć do komunikatorów bardzo młodych ludzi, a nawet zupełnie jeszcze niedoświadczonych, ledwo poznających tajniki pisania dzieci. Rośnie w tych źródłach fala obrzydliwego hejtu, którym młodzi ludzie „obdarzają” swoich rówieśników, osoby starsze, rodziców, itd. Wszystko to w myśl źle rozumianej wolności słowa, a więc źle rozumianej demokracji, która – tak rozumiana – wkrótce może przeobrazić się w coś, co nazywamy wręcz bezprawiem. Zapominamy dziś, że człowiek jako taki ma swoją godność, jaką należy uszanować w każdym przypadku. Jest to ważne szczególnie w czasie, kiedy rozpoczyna się tak zwana gorączka przedwyborcza. Wystarczy uważnie spojrzeć na doniesienia najróżniejszych mediów a zobaczymy tam rozpoczynającą się wojnę na słowa i czasami nie wiadomo skąd wzięte argumenty, podważające czyjąś opinię, honor, godność…

Cóż można zatem poradzić młodym kochającym się ludziom, którzy pragną być ze sobą, kochają się, a nie chcą przy tym utracić kontaktu z Bogiem. Czy sam fakt, że od kilku lat żyją ze sobą, może na trwale zerwać z Nim kontakt? Mając na uwadze Boże Miłosierdzie wydaje nam się to wręcz niemożliwe. On oczekuje od nas, jak zwykle, rachunku złych poczynań, zbilansowania niejako swojego dotychczasowego życia i powrotu, przy czym daje nam pełną swobodę działania: chcesz wrócić, zawsze możesz to zrobić – wykasuję z systemu to, co było, a już nie jest i będzie OK. Wydaje się zatem, że w tym konkretnym przypadku jest na to jedna tylko rada – podjąć  trzeba życiową decyzję, stanąć przy ołtarzu i nie tylko fizycznie ale duchowo, w myśl pewnych zasad, o których wcześniej była mowa i wiary, jakiej nie chcemy utracić, rozpocząć wspólne życie, stać się jednym ciałem i jednym gorącym uczuciem, które zostanie z pewnością przyjęte w sposób taki, na jaki owo uczucie zasługuje. Nie tylko pomiędzy dwojga partnerami, ale także tam, skąd pochodzi nasza duchowa mądrość.

To wszystko jest dziś bardzo trudne, przecież żyjemy w czasach podobno całkowitej niezależności, jakże więc mamy się poddać czemuś, co kiedyś nazwano zasadami ludzkiego postępowania? Trudne to do zaakceptowania, lecz tylko takie postępowanie pozwoli nam na pozostanie przy czymś tak wielkim jak to, co nazywamy człowieczeństwem. Skoro tyle mówi się o wzajemnej tolerancji, szacunku dla orientacji seksualnych, co zresztą nie podlega żadnej dyskusji, dlaczego więc w tym samym czasie coraz trudniej jest wyrażać swoje zdanie, a mogą je wyrażać tylko te jednostki, które z jakichś przyczyn są KOMUŚ wygodne w danym czasie. Dlaczego w myśl dziwnej niezrozumiałej wolności, także wolności słowa, „zamyka się usta i łamie pióra” jednym, gloryfikując drugich, mówiąc przy tym, że to w myśl równości i tolerancji…

Jest wiele pytań, są wśród nich takie, które głośno wołają: dlaczego zezwala się na „wysiewanie” w Sieci najgorszych rynsztokowych często wulgaryzmów, obrażających ludzi o odmiennych poglądach, także w myśl jakże dziwnie pojętej demokracji, która to – jak wspomniałem wcześniej – źle rozumiana potrafi pogrążyć najbardziej cywilizowane społeczeństwa w bagnie bezprawia. Niestety, człowiekiem muszą kierować jakieś zasady, czy tego chcemy czy też nie. Nasze życie tu i teraz powinno, niczym obraz, gdzie artysta uwiecznił jakiś początek i koniec, powinno zostać także zamknięte w surowych, często nieheblowanych  ramach. Inaczej obraz naszego życia zostanie rozmyty, historia naszego życia lub inaczej temat artysty, który go „namalował”, straci sens. Przecież to żadna fantazja, z takim to zjawiskiem dziś mamy do czynienia i czas, byśmy podjęli decyzję, którędy chcemy iść. Wybór jak w dobrze rozumianej demokracji należy do nas. Dlaczego więc się pogrążamy?

Przyznaję – nie wiem.

Tadeusz Puchałka

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*