Totem straceńców… (2)

Pewien obiecujący piłkarz zajął się włamaniami samochodów, w zawodówce mechanicznej dopasowując sobie na tokarce zestaw narzędzi. „Pracował” lokalnie i gdy rozszerzył swój rewir, przez obcych został pogoniony prawie pod swoimi oknami. Chłopak jednak nie dawał za wygraną i „miasto” przygarnęło zdolnego, wprawnego kompana. Mierzył wysoko i po kilku policyjnych postrzałach trafił, mając 19 lat, do więzienia. Dostał dychę odsiadki. Ja zajmowałem się pracą i subkulturami, odrywając się od tego bagna. Bagno było jakimś tłem mojej egzystencji, na szczęście nie wciągnęło mnie, nie kusiło i oprócz obserwacji nie dane było mi poznać rozmiaru plugastwa, jakie owe „śmieci” nazywały honorem.

Wielka emigracja zawinęła osiedlowy problem na Wyspy Brytyjskie, kłopoty przenosząc tamtejszym stróżom prawa. Znam losy jednego z chojraków miasta włókniarzy. Dziś ma dwie córki lecz do Polski nie przyjeżdża, mając do odwieszenia „zawiasy”, czyli pamiątkę starych, wesołych czasów, z których się nie rozliczył. Dla młodych – pokolenie więziennych „garowników”, używających „grypsery”, złodziei, osiedlowych watażków, wciąż i niezmiennie budzi podziw. Taki sam jak opowieści o Janosiku czy legendy o Robin Hoodzie. Nic bardziej mylnego, może nie mam racji, ale z moich obserwacji wynika, że ów świat zasad niewiele ma wspólnego z zasadami. Chyba, iż przyjmiemy, że wściekłe, wygłodniałe i upadłe zwierzęta tworzą specyficzną watahę – bez hierarchii i zasad…

***

Jakub Charon, reżyser bez dorobku. Wpasowując się w trend na uliczną odmianę hip hopu i osiedlowych charakternych chłopaków, życie spędzających na „dzielni” lub chodzących na lokalny piłkarski klub sportowy, oddających zań zdrowie, pot i łzy – swój pełnowymiarowy debiut osadził w kinie gangsterskim. Za wzór obrał wielokrotnie nagradzany film Nicolasa Windinga Refna pt. Pusher, opowiadający (choć dziś trąci to myszką) o życiu kopenhaskiego półświatka – dilerów, złodziei i mętów społecznych.

Duński odpowiednik, mimo grozy ulicy, jest subtelniejszy od polskiego Totema. Co ciekawe wizja i pomysł Jakuba Charona nie przypadły do gustu krytykom i publiczności a szkoda bowiem film ten jest swego rodzaju stadium upadku człowieka, szamocącego się z własnymi stygmatami. Jest nim Dziki, w którego rolę wcielił się świetny Karol Bernacki. Aktor młodego pokolenia został świetnie ustylizowany na zdemoralizowanego, upadłego, potrzebującego pomocnej dłoni w półświatku, wolnego strzelca. Chłopak wraca z odsiadki a świat nie jest w stanie mu niczego zaoferować.

Brat Dzikiego to gangster niższego szczebla. W jego roli reżyser filmu obsadził hip hopowca z dużym stażem – rocznik 1977 – Michała Sobolewskiego Sobotę. Twardy uliczny wizerunek wytatuowanego kulturysty burzy, prywatnie nie popierany przez polskie rasistowskie środowisko hip hopu, związek z czarnoskórą dziewczyną. W filmie brat Dzikiego jest permanentnie „nawciąganym” degeneratem, brutalnym wariatem – włóczymy się z nim po szemranych lokalach, melinach i dziuplach. Przyglądamy się wybuchom przemocy i uczestniczymy w przygnębiających scenach z życia rodzinnego. Grupa, oprócz narkotyków, ima się również napadów z sadystycznym zacięciem. Dziki, jako maluczki świata przestępczego jest żołnierzykiem. Pracuje w myjni z polecenia środowiska, pomaga również w nocnym lokalu – jest bramkarzem i kierowcą dam do towarzystwa. Wszędzie czai się strach i atmosfera beznadziei. Życie z minuty na minutę go wypala, a perspektywy odejścia właściwie nie ma. To bardzo dobra przypowieść dla wszystkich, zapatrzonych w uliczną gangsterkę. Charon nie wznosi się ponad poziom polskich offowych produkcji.

To nie zarzut, bo i film chyba tylko przez przypadek trafił do oficjalnego obiegu jako dzieło komercyjne. Jego zaletą jest brud, chropowatość i prymitywizm, który namacalnie przenosi widza w czeluści piekła. Film Totem szokuje i to jego zaleta. Odpycha i drwi!

Filmy Patryka Vegi przynoszą więcej zła niż korzyści, a opowiadają o tym samym. Może już czas najwyższy przyszedł na to, by stos trupów, zimnych, niektórych w stanie gnilnym, rozrzuconych gdzieś po pomieszczeniach gospodarczych a przygotowanych do utylizacji, pokazać takimi, jakimi są zwłoki ludzi upadłych, nie grzebane lecz profanowane. Może młode pokolenie powinno się trzy razy zastanowić nad decyzją wejścia w świat np. krakowskiej „świętej wojny”, gdzie „góra” małolatom nakazuje „dilerkę”, ale też i wojnę o narkotykowe wpływy, zwaną wojną szalikowców. W takim świecie dla starszyzny trzeba czasem okaleczyć i zabić (lecz wyrok dostaje się na własne konto).

***

Puenta jest bardzo krótka. Zejście na drogę przestępczą niesie za sobą wiele wyrzeczeń. Chwile przyjemności opłacamy zwykle odsiadką za kratami, gdzie los styka nas z osobnikami zdemoralizowanymi do szpiku kości.

Jak to w życiu – każdy decyduje za siebie!

Roman Boryczko,

maj 2018

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*