Szaleństwa Polki, pani Violetty!

Jest rok 2022 i właśnie mija 11 lat od śmierci wielkiej divy operetkowej i operowej, polskiej patriotki, która była „białym krukiem wokalistyki światowej”. Słynęła z czterooktawowego głosu, od którego drżały ściany, słuchu absolutnego i burzy złocistych loków. Jej życie przypominało bajkę, ale nie zakończyło się happy endem. Po licznych trasach koncertowych na zagranicznych estradach w latach 70. powróciła do Polski, gdzie nie przestała żyć jak prawdziwa gwiazda.

Artystka słynęła ze swego charakterystycznego wizerunku; wykreowała styl hollywoodzkiej gwiazdy lat 60., któremu pozostała wierna. Na scenie nosiła efektowne, balowe suknie. W USA osiągnęła absolutny szczyt kariery u promotora Fredericka Apcara, na którego zaproszenie wyjechała do Las Vegas. Przez trzy sezony (1966-69) występowała tam, śpiewając razem z Frankiem Sinatrą i Charlesem Aznavourem. Villas była gwiazdą Casino de Paris, gdzie swym czterooktawowym głosem śpiewała piosenki, arie operetkowe i operowe w dziewięciu językach. W kolejnych dekadach była wokalistką rozpoznawalną już przede wszystkim w Polsce. Ostatnie szlify popularności odnosiła w latach 90. jako pewien symbol estradowego sukcesu.

Gdyby przeciętny czytelnik skupił się tylko na sukcesach zawodowych i wizerunkowych wielkiej Violetty Villas, ikony PRL-u, pomyślałby, iż w tej historii wszystko poszło jak po maśle i że w końcu możemy się w świecie pochwalić kimś, kto osiągnął sukces spełniony, a zarazem nie wstydzi się bycia Polką i do tego deklaruje też żarliwość swojej katolickiej wiary. W ostatnich latach życia Villas podupadła na zdrowiu, zwłaszcza psychicznym oraz padła ofiarą przemocy ze strony pracującej u niej gospodyni. Stała się również ofiarą swojej chęci pomagania zwierzętom – wbrew całemu światu i pomimo autentycznej niemożności ratunku dla wszystkich skrzywdzonych, małych istot.

Problemy zaczęły się już w roku 2001, potem pomagała kobiecie piosenkarka – Edyta Górniak. Najpierw Villas trzymała zwierzęta w Magdalence, później w Lewinie Kłodzkim. W chwili powstania dzikiego przytuliska Moi bracia mniejsi liczyło ono ok. 150 psów i ponad 300 kotów oraz wiele kóz. Teren nieogrodzony, brak boksów, zimą wszystkie zwierzęta trzymane były w domu w skandalicznych warunkach. Kiedy gwiazda zaczęła chorować, w schronisku zapanował chaos. Zwierzęta zaczęły zagrażać okolicznym mieszkańcom, natomiast podczas pobytu w szpitalu psychiatrycznym u Villas ujawniono obrażenia na skutek pogryzień przez jej własne psy. W 2004 roku zaapelowano o pomoc. Mimo niewielkiej poprawy sytuacji zwierząt, Villas była oskarżana o znęcanie się nad nimi. Wszczęto przeciwko niej śledztwo, które ostatecznie zostało umorzone po podpisaniu umowy ze schroniskiem Azorek, gdzie przetransportowano część bezpańskich zwierząt. Wokalistka przeznaczała dochody z recitali na utrzymanie schroniska, fundusze nikły w oczach. Trzeba jednak stwierdzić, że ta praca przerosła właścicielkę. Mimo że psy były karmione i odrobaczane, dochodziło do kanibalizmu. Krzysztof Gospodarek, syn jednej z najbardziej uzdolnionych gwiazd polskiej sceny muzycznej, zastanawiał się przed jej śmiercią, czy naprawdę kochała zwierzęta. Przyznał, iż być może Violetta Villas miała świadomość, że swym podopiecznym robi krzywdę i że oni się męczą, ale miłość spowodowała nieszczęście. (Cdn.)

Roman Boryczko,

4. lipca 2022

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*