Slang młodzieżowy w PRL

Slang młodzieżowy w swych pradawnych korzeniach sięga czasów języka wagantów, wędrownych studentów, którzy od XIII wieku przemierzali gościńce Europy w poszukiwaniu wiedzy. Slang młodzieżowy PRL operował, więc ironią i żartobliwą wesołością, tak przeciwną nadętej nowomowie propagandowej. „Ruska szynka” (biały salceson) jest żartobliwym i złośliwym nawiązaniem do rzekomej świetności Kraju Rad, ale ten zwrot bardzo szybko został przechwycony przez język potoczny i ten fakt wskazuje na efemerydalny i twórczy charakter języka młodzieżowego w czasach PRL. Język młodzieżowy jako zjawisko społeczne był jednak w ciągłej opozycji do nowomowy, potrafił ją nawet w sposób bezwzględny demaskować i ośmieszać.

Słowo „blondyna” oznaczało pałkę milicyjną, która była zasadniczym narzędziem zaprowadzania ładu w socjalistycznym państwie. Język młodzieżowy wprowadził też pojęcie „dyskoteka” na określenie pulsującej sygnalizacji świetlnej, umieszczonej na dachu milicyjnego radiowozu. Inwencja i wyobraźnia młodzieży spowodowała, że kontrolera biletów w PRL pospolicie nazywano „kanarem”. Wszystkie te ironiczne zwroty trafiły do języka potocznego czasów PRL. Natomiast takie przewrotne pojęcia jak: „rentgen”, „ligować”, „buda”, „waksy”, „picować” pozostały w „elitarnym” obszarze slangu młodzieżowego.

Język młodzieżowy był ze swojej natury ironiczny, złośliwy i prześmiewczy, a brak pewnej powagi oddzielał wyraźnie jego formy od języka opozycji, a lekkość i niewielka dawka chamstwa od języka środowisk przestępczych. Slang młodzieżowy był zarówno formą oporu jak i poszukiwaniem tożsamości przez młodych ludzi, a więc nie identyfikował się z pojęciami masowej kultury angloamerykańskiej (chociaż polska młodzież aprobowała zachodnią modę i muzykę), tak jak to dzieje się współcześnie, kiedy to młodzież lubuje się w prymitywizmie i wulgaryzmach językowych rodem z raperskiej „poetyki” nowojorskiego Bronxu.

*

Autor informuje czytelników, iż wiele pojęć ze slangu młodzieżowego z czasów PRL funkcjonuje w tym środowisku po dzień dzisiejszy, co świadczy o ich uniwersalnym semantycznie charakterze. Co się zaś tyczy współczesnego języka młodzieżowego, to przyznać trzeba, że brak mu już tego polotu i spontanicznej kreatywności, co znakomicie udawało się pokoleniom dojrzewającym w PRL, kiedy na zasadzie uniwersalnego prawa: „Każda akcja powoduje reakcję”, to wyszukany, cyniczny język nowomowy owocował inteligentną, dowcipną reakcją młodzieżowych słowotwórców. Patologia systemu politycznego, jego opresyjność, zagrożenie dla tożsamości wyzwalała więc w młodych umysłach zdolność do samodzielnego myślenia i własnej odpowiedzi na absurd. Młodzieżowe „robienie jaj z komuny”, a także kpina z pokolenia „wapniaków”, którzy potulnie zgodzili się na zniewolenie i życie na kolanach, to był fason, to znaczyło być „fetniachą”. Ale nie cała młodzież była taka. Dzieci SBków, aparatczyków, czy badylarzy, czyli tzw. bananowa młodzież, bardziej lubiła donosić, czyli „kablować” i dworować sobie z biedoty, dziatwy  robotniczej i rodziców bezpartyjnych, niż kpić z sytemu, który przecież „tuczył” zarówno ich, jak i „starych”… (Cdn.)

 

Antoni Kozłowski

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*