Setny kilometr

Dawno, dawo temu polskie koleje znały “instytucję” tzw. torowych. Sprawdzali oni stan szlaku w sposób najprostszy z możliwych, ale też niebywale skuteczny – wędrowali w tę i z powrotem wzdłuż wyznaczonego odcinka torowiska. Dzięki ich pracy (nikogo nie obchodziło jaka jest pogoda, swój odcinek torowy przejść musiał) uniknięto wielu wypadków, a pewnie i ofiar…

Torowych już nie ma, natomiast niebezpieczeństwa co jakiś czas się pojawiają. Pomijając niszczenie kolejowych oznakowań i wypalanie traw na nasypach – co stało się normą z zakładów poprawczych rodem – zdarza się, iż w podatnym na erozję terenie dochodzi (zwłaszcza po opadach deszczu lub wiosennym topnieniu śniegu) do niebezpiecznych osuwisk. Z podobnym przypadkiem mamy właśnie do czynienia na setnym kilometrze szlaku Łuków-Lublin, pomiędzy stacyjkami Ciecierzyn i Rudnik. Maszynistom trudno zauważyć rozmiar osuwiska, patroli SOK wzdłuż torów można tam szukać ze świecą.

Rozjeżdżający lessowy (i niewątpliwie do nich NIE należący) teren nastolatkowie na quadach i motocyklach crossowych nie są w żaden sposób zainteresowani powiadamianiem kogokolwiek o rosnącym niebezpieczeństwie. Podobnie maszerujący tamtędy z rzadka mieszkańcy okolicznych domów. Postawy obywatelskie zanikły, wykpione przez “autorytety” typu Balcerowicza, Lewandowskiego czy Buzka. Czy na setnym kilometrze pomiędzy Łukowem a Lublinem któryś z liniowych szynobusów ulegnie wypadkowi? Możemy tylko poinformować i ostrzec o zagrożeniu. Reszta należy do biurokratów, a to wróży sprawie nie najlepiej…

Redakcja www.SieMysli.info.ke

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*