Preparat (3)

Stan wojenny był prostą kontynuacją konsekwentnie realizowanego ludobójstwa, ubieranego w formy, które uznawano za odpowiednie do zmieniających się w czasie okoliczności. W tym sensie nie na miejscu jest odwoływanie się do – domniemanych – rozterek zdeklarowanych sowieciarzy, czyli ludzi, którzy zdecydowali się realizować interesy imperium, którzy zdecydowali się być funkcjonariuszami ludobójczego systemu i pełnili tę rolę przez dziesiątki lat. Usprawiedliwianie ich, jako wybierających mniejsze zło, jest od rzeczy. Czy przez te dziesiątki lat nie niszczyli ludzi, stawiających opór ludobójczemu systemowi, czy nie dokonywali systematycznego ludobójstwa? Oczywiście nie wykluczam jakichś różnych trudnych indywidualnych sytuacji, jakichś poruszeń sumienia – ale en bloc rozważanie stanu wojennego jako mniejszego zła jest po prostu nie na miejscu, jest farsą.

   Tę kwestię owszem należy rozważać – ale w planie duchowym. Losu Polaków, przyczyn sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy jako naród, a w tym także: jak to się stało, że podówczas relatywnie łagodnie przez tę sytuację przeszliśmy – ale nie: rozważać w kategoriach szlachetnych intencji ludobójców. Niewątpliwie pilnym problemem jest kwestia rozpoznania, czemu na Polaków od z górą 300 lat spadają te straszne nieszczęścia. O tak, na to pytanie należy pilnie szukać odpowiedzi. Nie ma żartów.

   ■

   Na jedną jeszcze rzecz należy zwrócić uwagę, gdy mówimy o stanie wojennym. W kwestiach najogólniej pojętej kultury jest jeszcze jeden bardzo ważny, bardzo znaczący jego aspekt, o jakim się w ogóle nie mówi. Mianowicie w roku 1980 było jeszcze aktywne pokolenie Drugiej Rzeczypospolitej. I czas rewolucji Solidarności był ostatnim momentem, gdy ludzie ci mogli przekazać, spożytkować swoją wiedzę, swoje wychowanie, kulturę. To był ostatni czas, gdy wartościowe dziedzictwo II RP mogło być przekazane w sztafecie pokoleń. I stan wojenny i lata ciemności po nim skutecznie tę możliwość zniszczyły, wielu bowiem odeszło, wielu zakończyło już swoje życie zawodowe – po roku 1989 już tamto pokolenie nie miało sił, by przekazać swój depozyt. Jakaż to była dotkliwa zbrodnia – cicha, bezkrwawa, ale jakże dotkliwa. Dopełnienie wyroku, wydanego na Polaków przez hitlerowców i sowietów. Wyroku na II RP i na polską kulturę – na Polaków. Tym był stan wojenny.

   I zgodnie z wypowiedzią – najwyraźniej zadowolonego z siebie – pana Kiszczaka, Okrągły Stół był konsekwentną kontynuacją tej zbrodni. I to widzimy w nim, w owym tworze zwanym III RP, bez złudzeń – kontynuację ludobójczego programu, już to świadomie realizowaną przez jego autorów (zarządców?), już to kontynuację, wynikającą inercyjnie ze strasznego stanu społeczeństwa, spreparowanego przez lata PRL.

   Do aktów świadomych należały oczywiście: stworzenie sceny politycznej ze „swoich ludzi”, polityczne manipulacje, morderstwa, grabieżcze uwłaszczenia, konsekwentna kontrola mediów i spreparowanie „rynku mediów”. Jednocześnie intencjonalnie nie skorzystano z potencjału Polonii, nie przywołano wybitnych Polaków z zagranicy (pan Pawlak miał powiedzieć, że nie potrzebuje elit, bo PSL ma swoje elity). Nie przeprowadzono reprywatyzacji, nie przeprowadzono restytucji majątków, zagrabionych ziemiaństwu. Według słów pana Geremka – przytaczam je wielokrotnie, gdyż są świadectwem działania intencjonalnego, wyrachowanego z pełną świadomością celów i konsekwencji – zatem, według słów pana Geremka ludzie zarządzający „zmianą” roku 1989 nie przeprowadzili restytucji owych majątków, aby nie odtwarzać siły majątkowej środowisk, na których tradycyjnie opierały się partie prawicowe. Na tym przykładzie wyraziście widać, że to, co przedstawiano nam jako zwycięstwo „Solidarności” było – ś w i a d o m ą,  i n t e n c j o n a l n ą – prolongatą sowieckiej okupacji, wyroku wydanego na polską kulturę, po prostu na Polaków.

   Widać to także w konsekwentnym spychaniu różnych ważnych postaci na margines, w cień zapoznania – że wspomnę pana Kazimierza Leskiego – niezwykłego, wprost zdumiewającego bohatera czasu drugiej wojny światowej, pana Kazimierza Piechowskiego – inicjatora i uczestnika brawurowej ucieczki z Auschwitz, czy pana Bruno Zwarrę – gdańszczanina, który osadzony za polskość w Sachsenhausen, dokonywał dywersji przy produkcji U-bootów. Nieobecność tych ludzi w kulturze, w narracji „wolnej Polski” III RP jest skandalem i łajdactwem, klarownie definiującym ten twór.

   O ile pan Kazimierz Piechowski, ponieważ żył bardzo długo (zmarł w grudniu 2017 roku), został wreszcie wydobyty z zapoznania, tak panu Kazimierzowi Leskiemu do końca jego dni (zmarł w roku 2000) nie wrócono należnego miejsca w polskiej narracji i kulturze – miejsca ukradzionego przez J-23. A było to szczególnie, ale to szczególnie łajdackie i bolesne, bo sowieciarze pana Leskiego gnębili i więzili a jego czyny przypisali sowieckiemu agentowi. Z kolei gdy kilka lat temu dowiedziałem się, że pan Bruno Zwarra żyje – byłem zaskoczony. Można powiedzieć, iż tym wyznaniem wystawiam świadectwo sobie, ale przecież nieco interesuję się tymi kwestiami i przecież mieszkam w Gdańsku – więc chyba jednak opisuje to politykę III RP – owo perfekcyjne unieobecnianie.

   ■

   Przesunięcie skutków. Uporczywe powtarzanie, jakoby zmiany w Polsce dokonane zostały bezkrwawo – jest kłamstwem wprost, skoro nawet oficjalnie mówi się o około stu ofiarach śmiertelnych stanu wojennego – a i przecież statystyki rannych i okaleczonych nie prowadzi się. Wystarczy też przypomnieć śmierci księży: Stefana Niedzielaka, Stanisława Suchowolca i Sylwestra Zycha.

   Ale również mówiąc o kwestii ofiar owych „przemian”, należy rozpoznać przesunięcie skutków, oddalenie ich w czasie – bo przecież owa niebywała ilość samobójstw również jest – oczywiście trudno rozpoznać: w jakim stopniu – skutkiem owej, jak miał fantazję to nazwać pan Kiszczak: polityki. Takim skutkami są również – upuszczanie krwi – masowa emigracja, z jej różnymi konsekwencjami w tym eurosieroctwem, rozpadem rodzin, dalej: epidemia depresji, oczywiście: grabież i także jej społeczne i kulturowe skutki, dalej: nie wykorzystanie możliwości rozwoju, potencjału, możliwości wynikających z nowej sytuacji… Tu zatrzymam się, by wskazać na przykład Gdańska, znakomicie ilustrujący tę kwestię. Bowiem Gdańsk, jak żadne inne miasto w Polsce, w wyniku przemian roku 1989 otrzymał niebywałe możliwości – otrzymał zaproszenie do pierwszej ligi miast świata, które to zaproszenie zostało bezprzykładnie zmarnowane, zaprzepaszczone. Gdańszczanie dali sobie te skarby po prostu wyjąć z rąk, to jest szokujące. Dodajmy do tego złą organizację państwa – koszmarne zbiurokratyzowanie, spreparowanie wymiaru sprawiedliwości, zapaść szkolnictwa wyższego, nauki, innowacyjności (Polska zajmuje 23. miejsce spośród 27 najbardziej innowacyjnych krajów w Europie. Czyli jesteśmy prawie na dnie. Dycha dziennie).

   To jest obraz stanu narodu, obraz ukazujący się w dziełach, przez działania. A w tym chyba najbardziej wstrząsające jest masowe odbieranie Polakom dzieci. Na przykład Jugendamt odbiera rocznie w Niemczech 80 tysięcy dzieci. Z czego jedna czwarta to dzieci polskie. I to uchodzi, uchodzi przez lata całe, to jest obraz rozkładu narodu i społeczeństwa, ludu nadwiślańskiego spreparowanego, uśpionego, wyzutego z tożsamości i charakteru i samego siebie wyzuwającego, ludu spotwarzonego, wytarzanego w pogardzie a skupionego na zakupach chemii z Niemiec. Niebywałe widowisko. Który naród jeszcze jest tak bez wartości, w stanie takiego rozkładu, tak spreparowany, że można z nim takie rzeczy robić?

   Postępująca przez lata multiplikacja, nakładanie się skutków ludobójczego programu, zaaplikowanego Polakom, witkacowskie odchylenie kątowe w dłuższej czasowej perspektywie – sprawiają właściwie już nie istnienie społeczeństwa i narodu. A zauważmy, że ta gra dopiero się zaczyna, bo jak społeczeństwo takie może obronić się przed inwazją neoideologii, przed procesami rozkładu cywilizacji, przygotowującymi wielką niewolę. Bo w czym – w tym porządku ziemskim – można wobec tych procesów stawać, jeśli nie we współdziałaniu, w nieustającej Rozmowie, w zaprzeczeniu ewolucjonistycznej definicji wolnego rynku. Niedorzecznym jest upatrywanie – na przykład wobec potężnych sił finansowych – zabezpieczenia przed ich działaniami w skupieniu na sobie i na gromadzeniu pieniędzy, bo to jest jakby ktoś myślał, że w obliczu nawały przemożnych sił zapewni sobie wolność, gromadząc kamienie do procy. Póki co współdziałająca, dobrze organizująca się społeczność, jeszcze sporo może – póki istnieją państwa, póki mają jeszcze jakąś władzę. Dopóki organizacje społeczne coś jeszcze mogą i znaczą. Dopóki jeszcze można myśleć i działać.

Bibliografia:

http://wydawnictwopodziemne.com/2009/04/14/polski-pazdziernik-i-okragly-stol-czesc-v/

http://dychadziennie.pl/innowacyjna-ekhem-gospodarka/

Zbigniew Sajnóg

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*