Praha i Příbram. Ze wspomnień (5)

Po ukończeniu dziewięcioletniej szkoły podstawowej, mój syn, Ivan, przeszedł do gimnazjum w Dobříši, gdzie w 1973 r. zdał maturę. Do szkoły tej dostał się tylko dzięki wstawiennictwu jednego z nauczycieli – w Příbramie nie miałby szans. Dobříš jest oddalona od Příbramu o 20 km. Tamtejsze gimnazjum było prawdziwym rarytasem. Jego dyrektor był w całej republice jedynym bezpartyjnym, piastującym taką funkcję. Kadra profesorska nie kryła swych zapatrywań a nadzór, który próbowano nad tym wszystkim utrzymywać, był nieskuteczny. Duch wolności przejawiał się we wszystkich poczynaniach nauczycieli gimnazjum.

Na peryferiach Příbramu działała silna grupa anty-reżimowa, ale złożona była raczej ze zwykłych młodych ludzi, niż ze studentów. I z nimi Ivanowi było po drodze. Jednym z ulubionych miejsc młodych rebeliantów był „Mlejn”. Tam spotykali się młodzi pisarze, malarze i muzycy. Tu właśnie przyjeżdżały z Pragi zespoły, którym zakazano występów oficjalnych. Grało się razem, śpiewało, dyskutowało… Niebawem grupa stała się obiektem zainteresowania bezpieki, wiecznie na przesłuchaniach, wiecznie śledzona… Ivan rozbawiał swoich rówieśników politycznymi rysunkami i karykaturami milicjantów. Było tego 10 szkicowników! Najciekawszy jest fakt, iż cała sprawa ucichła a gdy po latach przeglądałam archiwa, zorientowałam się, iż owe 10 szkicowników Ivana po prostu znikło z rąk jednego z funkcjonariuszy StB (Státní bezpečnost – Bezpieczeństwo Państwa, komunistyczna bezpieka Czechosłowacji), toteż proces nie mógł zostać zakończony.

Ivan Preissler

Po śmierci mojej mamy zostaliśmy z Ivanem sami i zaczęliśmy planować powrót do Pragi. Oboje podjęliśmy pracę w praskich kopalniach uranu, gdzie nie prowadzono zbyt intensywnie kontroli politycznej. Przez długi czas dojeżdżaliśmy, póki w roku 1978 skomplikowaną dość drogą nie doczekaliśmy się dwu mniejszych mieszkań – jednego dla Ivana na praskim Letné, drugiego dla mnie – na Zbraslavi.

Niebawem syn dał sobie spokój z obcą mu pracą w kopalniach uranu i zaczął pomagać chorym dzieciom z motolskiego szpitala, gdzie znalazł doskonały grunt dla swoich plastycznych i literackich pasji. Znalazł też wielu przyjaciół w środowisku katolickim, wśród nich wielkich twórców, jak Šimotová i Boštík, poznał osobiście kardynała Tomáška – znajdując spokój ducha i nową siłę w praskich kościołach.

Dzięki pośrednictwu Mail Artu zyskał wielu przyjaciół z całego świata, oczywiście i w Polsce zacnego druha – Lecha L. Przychodzkiego.

Ale właśnie wówczas zaczęły się kłopoty. Funkcjonariusze StB śledzili go we dnie i w nocy. Stał się wręcz bywalcem w złej pamięci siedzibie bezpieki przy Bartolomějské ulici. Przed częstymi i wyczerpującymi przesłuchaniami chodził szukać potrzebnego hartu ducha do pobliskiego dominikańskiego kościoła pw. św. Julii.

Sytuacja stawała się nieznośna, toteż Ivan zdecydował w roku 1985 o emigracji – przez Hiszpanię do Stanów Zjednoczonych.

Dla mnie było to więcej niż bolesne – rozstać się z jedynym synem, możliwe, iż na zawsze. Zostałam wezwana na przesłuchanie, także do siedziby StB przy Bartolomějské ulici. I podobnie jak Ivan, pomocy szukałam w modlitwie w kościele św. Julii. Przesłuchiwano mnie 4 godziny. Śledczy spytał mnie – „W co wierzy syn?”. Odpowiedziałam, że w Boga. Nie wiedział, o co pytać dalej. Przeczytał 10 listów z Hiszpanii, które musiałam ze sobą przynieść i wybrał spośród nich ten list, gdzie był rysunek św. Jerzego, zabijającego smoka. „Toż on pisze wyłącznie o sztuce” – narzekał. Nie wiedział, że w słowach o historii sztuki jest ukryte przesłanie Ivana dla mnie.

Potem zarekwirowali mieszkanie syna. Był tam zainstalowany telefon, który urzędnicy zapomnieli przerejestrować z mojego nazwiska – na nazwisko Ivana. Do końca panowania władzy komunistycznej StB płaciła za ten telefon, przypisany do mego nazwiska. StB stosowała go w kontaktach z innymi jako swoistej przykrywki. Stąd też mogłam być niemiło wplątana do jej praktyk! O tym wszystkim dowiedziałam się już po Aksamitnej Rewolucji, kiedy poprosiłam o założenie mi telefonu w mieszkaniu na Zbraslavi.

Aksamitna Rewolucja zastała mnie w przedsiębiorstwie inwestycji budowlanych. Nie miało znaczenia, gdzie człowiek pracował – u projektanta, inwestora czy wykonawcy, w którym z miast czy powiatów – i tak otoczony był grupą osób, które niczego nie tworzyły i którym nie zależało na niczym, tylko na własnych korzyściach. I to ci właśnie ludzie bardzo szybko łapali w nowych warunkach wiatr w żagle, zaczęli pretendować do wysokich stanowisk i do władzy, a dzięki dotychczasowej przynależności do partii komunistycznej wszystko im się udawało. Ludzie porządni, pełni rewolucyjnej euforii, nie dostrzegli na czas tego, co się dzieje. I tak ów niewielki początkowo, ale niezniszczalny wirus, stawał się coraz wyraźniej siłą sprawczą naszych losów. Tych, którzy od początku przewidywali konsekwencje nowego stanu rzeczy, okrzyknięto – jak wszystkich proroków – ludźmi niewiarygodnymi. Nikt niczego nie słyszał ani słyszeć nie chciał.

22.10.2004, praski wernisaż wystawy Ivana Preisslera “In memoriam”. Obok Autorki kolejno: gość z Polski – Agnieszka Brytan, znana czeska malarka – Milada Mojsejová i tłumacz niniejszych wspomnień – Lech L. Przychodzki

Kiedy rozpoczęłam pracę w praskiej Bibliotece Narodowej, oczekiwałam – pełna nadziei – że teraz będzie już tylko lepiej. Nie było! Biblioteka miała, a prawdopodobnie ma do dziś, książki poukładane w skrzynkach na zieleninę, przez co spada ich wartość. Brak było choćby spisu woluminów, będących własnością Biblioteki Narodowej! Każdy mógł wynieść, co tylko chciał. Stół, przy którym pracował kiedyś na Zamku T. G. Masaryk, był zakurzony i miał zniszczony blat. Historyczne pomieszczenia niszczały, cenne, zabytkowe drzwi, z mosiężnymi uchwytami niezwykłej wartości – usunięto, w najlepszym razie – zamurowywano. Kiedy zwróciłam kierownictwu Biblioteki Narodowej uwagę na kradzież blachy miedzianej, przeznaczonej na remont dachu budynku – musiałam odejść. Sprawcy ukarani nie zostali.

Zaproponowano mi wówczas stanowisko redaktorki Katolických novin i w końcu znalazłam pracę, która mi odpowiadała najlepiej. Moje późniejsze zajęcia – w czeskich katolickich organizacjach charytatywnych czy wreszcie w Galerii Narodowej, były znaczące, a ja – wdzięczna, iż przynajmniej jako emerytka doczekałam się sensownych zajęć i odpowiednich stanowisk.

Z początkiem roku 1991 mój syn, Ivan, wrócił ze Stanów Zjednoczonych do ojczyzny. Zarekwirowanego mieszkania mu nie oddano, musiał przenieść się do mnie, na Zbraslav. Mój wniosek o zwrot mieszkania rodziców (Ondříčkova 9) także odrzucono. We wszystkich urzędach pracowali wciąż ludzie, którzy byli tam jeszcze w czasach reżimu. Czegóż innego można było oczekiwać?

Ivan otrzymał na Zbraslavi atelier z ogrodem, mógł bez przeszkód tworzyć i pisać. Z tego okresu pochodzą jego najlepsze prace. Miał wystawy indywidualne, brał udział w pokazach zbiorowych i nadal angażował się w ruch Mail Artu, gdzie ceniono go wysoko. Niestety, stan zdrowia syna, poważnie nadszarpnięty przez stały stres w czasach reżimu komunistycznego, był nienajlepszy.

Ivana często hospitalizowano, aż w końcu uległ ogólnemu osłabieniu i w roku 2002 zmarł.


A. Brytan i prace Ivana Preisslera

Zostałam sama. Swoje obecne życie poświęcam archiwizacji tego, co pozostawił Ivan, wydaję książki z pozostawionych przez syna pism i korespondencji, organizuję wystawy i spotkania z jego przyjaciółmi i kolegami z klasy. Tak oto znalazłam sens dla ostatnich lat mego własnego życia.

Nie śledzę wydarzeń politycznych, nie czytam gazet, telewizji prawie nie oglądam. To by zbyt odciągało od pracy, która mnie i moim przyjaciołom wydaje się być ważną.

Dla sytuacji ogólnej naszego – i nie tylko naszego – kraju, największym niebezpieczeństwem jest zanik moralności. Najpierw zmuszeni byliśmy patrzeć na Wschód, teraz – z dobrowolnymi i głupimi nadziejami – spoglądamy na Zachód. Ponadto staliśmy się niewolnikami niczego nie znaczących wartości.

Żaden naród nie ma prawa tracić swojej dumy, powinien podążać drogą własnego zdrowego rozsądku. Droga każdego z narodów jest inna i niepowtarzalna. O tym musimy wiedzieć i to właśnie zachęcać nas powinno do dalszego marszu.

„Prawda zwycięży” – to hasło prezydenta T. G. Masaryka, które kiedyś stało się symbolem naszego kraju. Przypomniawszy je sobie, być może znów będziemy musieli podnieść głowy, by zdrowy rozsądek i siła moralna stały się motorem ludzkich działań, prowadząc nas śladami byłego prezydenta Czechosłowacji – „filozofa na tronie”.

Skończone pierwszego dnia wiosny 2012 roku,

Eva Prajzlerová,

Praha, Česká republika

 

Tłum z j. czeskiego

Lech L. Przychodzki

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*