PROWOKATORZY (3)

Andrzej Hadacz. Kolejny człowiek-zagadka, który, mimo że z poziomu ulicy a nie jak Zbigniew Stonoga z politycznych kuluarów, rautów i spotkań biznesowych – miał wkład w zmianę politycznych zdarzeń, katastrofalnych w skutkach dla wszystkich Polaków.

10. kwietnia 2010 roku! Rozbija się prezydencka maszyna a na ulice zaczynają wychodzić zdezorientowani ludzie. Nikt nie wie czy to zamach, pucz jakiejś wojskowej junty czy… wojna? Pojawiają się znicze, jest też krzyż, który przynieśli harcerze. O niego będzie potem uliczna batalia. Pojawiają się pierwsi obrońcy krzyża, modlą się, czuwają. Hadacz pojawia się na Krakowskim Przedmieściu. Jest osobą wyrazistą, ma „parcie na szkło”, wchodzi w dyskusje, polemiki, spory, kłótnie… Przy krzyżu właściwie jest cały czas. Nie wiadomo, by wcześniej działał publicznie. Wydaje mi się, że pierwszy raz pojawił się przed Pałacem Prezydenckim w maju 2010 roku, choć sam twierdzi, iż był już w kwietniu. Tam poznaje innych manifestujących, m.in. środowisko Nowego Ekranu, ludzi ze skrajnej prawicy i Telewizji Narodowej. Hadacz na nagraniach, które zobaczyć można na YouTube, najczęściej pojawia się właśnie w towarzystwie reprezentantów ekipy Sendeckiego. Gościł na przykład na urodzinach Nowego Ekranu. Hadacz medialnie stał się reprezentantem „polski kułaków” i moherowych beretów. Ludzkim zaściankiem, zamkniętym w konserwie. Platforma Obywatelska posłużyła się jego wizerunkiem, by postraszyć Polaków, że wizja Polski jaka ich czeka, to RP Hadacza-pieniacza. Hadacz został wylansowany przez TVN i inne prorządowe media na najbardziej znanego obrońcę Krzyża Pamięci. Został potem „gwiazdą” spotu wyborczego Platformy Obywatelskiej, wyemitowanego kilka dni przed wyborami parlamentarnymi w 2011 r. Jak oceniali zgodnie komentatorzy i politycy, 30-sekundowy filmik Oni pójdą na wybory, a Ty?, którym Platforma straszyła Polaków, w dużej mierze miał wpływ na wynik wyborczy i wybór Polaków, co swojego głosu nie oddali na Prawo i Sprawiedliwość… Hadacz pojawił się tam dwa razy: krzyczał: Tusk albo Komorowski w łeb! oraz z wściekłością rzucał: Nienawidzę ich!. Andrzej Hadacz na tym nie poprzestał i próbował skontaktować się z PiS-em w sprawie odszkodowania za użycie jego wizerunku w kampanii nienawiści, uzyskanej od Platformy Obywatelskiej. „Pan Andrzej” rzekomo chciał dostać od PO pieniądze za „udział” w spocie Oni pójdą na wybory, a Ty?. – Kiedy PiS go odrzuciło (a podobno chodziło o kwotę 1 miliona złotych), był też indagowany przez skrajnie antykatolickiego Andrzeja Rozenka z Ruchu Palikota, a potem przyszedł do niego Ryszard Kalisz, mówiąc, że ma kancelarię adwokacką i mu pomoże. Wtedy Hadacz nawiązał z nimi kontakt. Mogło być też tak, że pod krzyż wysłały go właśnie te środowiska. Fotoreporter Jakub Szymczuk, zdobywca pierwszej nagrody w kategorii Życie codzienne pisał, iż nie słyszał tematu rozmowy Palikota z Hadaczem. (…) Widziałem Pana Palikota, wydającego dyspozycje, przytakującego pana Andrzeja (…). Samego Andrzeja Hadacza dziennikarze skrajnie prawicowego portalu Fronda.pl nazywają „cynicznym, przyprawiającym antydemokratyczną gębę prawicy, prowokatorem” i pytają: Co z wydarzeń pod Krzyżem było inspirowane? Również PiS-owcy z Gazety Polskiej Codziennie posypują głowy popiołem: Jest wśród środowiska, szeroko określanego jako „prawa strona”, czy, jak mówią inni, „obóz niepodległościowy”, jakiś rodzaj zaczadzenia. Bo jak inaczej określić to, że praktycznie nikomu nie przyszło do głowy, że coś jest nie teges, gdy twarzą „obrony krzyża” stał się facet ubrany w jeansy od Armaniego, przyjeżdżający na Krakowskie Przedmieście mini morrisem.

Andrzejków w szeroko pojętym „obozie niepodległościowym” jest jeszcze sporo. Pojawiły się te z jego słynnych wypowiedzi, które poszły w świat za sprawą kanału YT. Nie chciałbym, żebyście myśleli, że my jesteśmy moherowi bereci. My tak samo mamy samochody, Internet, telefony komórkowe, telewizję satelitarną. Chcecie palić jointy? Nie ma sprawy. Chcecie się we dwie kobiety, jeden mężczyzna? Proszę bardzo. Nie mam nic przeciwko temu. To są wasze sprawy. Już w roku 2011 pojawia się obok kolejnego, niby wytrawnego polityka. Podczas Marszu Niepodległości w 2011 roku można było go zobaczyć w towarzystwie Janusza Korwin-Mikkego.

Już w 2013 roku Hadacz robi kolejną woltę, pojawiając się podczas parady… homoseksualistów. Andrzej Hadacz przyszedł tam z Ryszardem Kaliszem, który zaprosił go, by przemówił i dał przykład pozytywnej zmiany. Na innym zdjęciu Hadacz uwieczniony został w towarzystwie Roberta Biedronia z Ruchu Palikota i niezależnego posła. Słońce jest dla wszystkich, koniec z dyskryminacją! Nie może być tak, że jedna strona się opala, a druga się nie opala. Słońce jest dla wszystkich. Równość jest dla wszystkich. Koniec z dyskryminacją – i będę to mówił każdego 10. (dnia miesiąca) na Krakowskim Przedmieściu, że wy jesteście całkiem przyzwoici. Kocham was wszystkich!

Hadacz to też – przerysowując – gwiazda disco. Pan Andrzej stał się już elementem kultury popularnej. Jego wrzaski – zmiksowane i okraszone bitami w stylistyce techno – opublikowano w Internecie. Do dziś odtwarzano ten klip ponad 5 milionów razy. – Dodę mogę rozłożyć na łopatki! – śmiał się, pokazując charakterystycznie nadwątlone uzębienie. Sam przyznał, że byłby zadowolony, gdyby dostał 50 gr za każde odtworzenie piosenki Gdzie jest krzyż?  W listopadzie 2014 r. znalazł sobie miejsce tuż za plecami posła PiS Marcina Mastalerka, który przekazywał informację, na którą czekał tłum dziennikarzy. Komitet Polityczny PiS jednogłośnie wyrzucił z partii trzech parlamentarzystów (Adama Hofmana, Mariusza A. Kamińskiego i Adama Rogackiego – red.)  Tuż za nim sterczał „Andrzejek”, jakby był bliskim współpracownikiem polityka. Ale awantury nie wszczął. Skąd się tam wziął? Bez względu na to, nowy rzecznik PiS odnotował przez niego wpadkę. Jest rok 2015 i „Andrzejek” znów jest w swoim żywiole. Protesty rolników, których sprowadził do Warszawy Sławomir Izdebski – były współpracownik Andrzeja Leppera, który chciał „utylizować” ministra Marka Sawickiego.

CV aktorskie Hadacza jest długie. Niedawno zadebiutował on także w spocie Parlamentu Europejskiego, gdzie odegrał rolę… polskiego nacjonalisty. Film został opublikowany na stronie telewizji Parlamentu Europejskiego – EuroparlTV. Pokazane są w nim sceny, mające obrazować „polski nacjonalizm” i „akty nienawiści” oraz fragmenty wypowiedzi w Parlamencie Europejskim Hansa Timmermansa, Ryszarda Legutki czy Janusza Lewandowskiego. Początek spotu to naprzemienne zestawienie uczestników parady równości i „polskich nacjonalistów”. W siódmej sekundzie filmu w gronie tych ostatnich pojawia się Andrzej Hadacz, znany prowokator, który stojąc na podwyższeniu wykrzykuje i wymachuje polską flagą, wyciągając w górę zaciśniętą pięść. Dla Europy jest to jasny przekaz mówiący, że tak właśnie wygląda w Polsce nacjonalizm i typowy polski nacjonalista, stanowiący zagrożenie dla wartości europejskich.

Hadacz ponownie przypomniał o sobie w 2015 r., kiedy po debacie prezydenckiej przez drugą turą wyborów wywołał pod budynkiem TVP awanturę, w jaką chciał wciągnąć Andrzeja Dudę. Wdał się wtedy w szarpaninę ze sztabowcami kandydata PiS. W stronę Dudy wykrzykiwał obraźliwe hasła, pokazywał wulgarne gesty i krzyczał: Popieram Komorowskiego! oraz Jesteście PiS-owską wścieklizną! Jak się później okazało, prowokacja ta została wyreżyserowana przez ludzi ze sztabu Komorowskiego. Sam Hadacz miał ponoć za ten incydent dostać od miasta stołecznego mieszkanie komunalne w Warszawie. Pod rządami Prawa i Sprawiedliwości źle się dzieje resortowym dzieciom i różnej maści SB-ekom. Komitet Obrony Demokracji wyszedł na ulicę, by protestować w obronie swoich dawnych przywilejów. Polska może być biedna, może dołować, wysprzedawać swój majątek, ale oni muszą być zawsze u sterów, na urzędach, przy podziale wspólnych pieniędzy, zawsze po właściwej stronie. Manifestacja Komitetu Obrony Demokracji to zawsze okazja do spotkania ciekawych osób. Jest rok 2016, podczas wiecu, zorganizowanego przed budynkiem Telewizji Polskiej na placu Powstańców Warszawy udało się trafić na słynnego Andrzeja Hadacza. Przy al. Szucha przed budynkiem Trybunału Konstytucyjnego miał miejsce protest pod hasłem Obywatele dla demokracji. Manifestację zorganizował Komitet Obrony Demokracji. Pojawili się na niej przedstawiciele m.in. Platformy Obywatelskiej, .Nowoczesnej, Zjednoczonej Lewicy oraz PSL. Wśród uczestników pojawił się Andrzej Hadacz, znany też jako „Andrzejek”. Obok niego pojawił się także ks. Wojciech Lemański, który zasłynął m.in. głoszeniem niezgodnych z nauką Kościoła poglądów, dotyczących bioetyki. Po aborcyjnej krucjacie Prawa i Sprawiedliwości na ulicę wyszły kobiety. Oczywiście sponsorowane przez TOTALNĄ OPOZYCJĘ ale, co oddać trzeba, broniące swoich praw. I tym razem Hadacz postanowił dołączyć się do walki kobiet przeciwko ustawie, zaostrzającej przepisy antyaborcyjne. Jego zdjęcie obiegło świat, bo znalazł się on m.in. na okładce lewicowego pisma Washington Post, które podało, że w Czarnym Proteście wzięło udział… (sic!) 6 mln osób!

Polski „Forest Gump”? Mężczyzna, który w swojej naiwności i prostocie przez przypadek wszedł na karty historii – a może „niezrównoważony psychicznie człowiek”? Takich opinii też jest sporo… Andrzej Hadacz często znika z Polski, nikt nie wie właściwie, czym się zajmuje. W styczniu wypłynęła informacja, że został… prezesem spółki Eco-Box (firmy, zajmującej się dystrybucją kolektorów słonecznych). Również kolejna informacja może być ciekawa. Dzięki użytkownikowi Twittera o nicku John Bingham dowiedzieliśmy się, że Andrzej Hadacz to tajny współpracownik Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie „Matka”. Donosił on na swoich kolegów z kopalni w Jastrzębiu Zdroju. Fakt ten stawia jego potencjalnych mocodawców i „karierę” publiczną w zupełnie nowym świetle. Z dokumentów IPN wynika, iż Andrzej Hadacz zarejestrowany był jako TW „Barbara” a do 1998 r. nosił nazwisko Andrzej Dobosz.

 Ilu jest jeszcze takich „Andrzejków”, czy biznesmenów jak Zbigniew Stonoga, którzy – pod płaszczykiem prawilnego ortodoksa – mają za zadanie ośmieszać daną inicjatywę lub prowadzić i sterować nastrojami społecznymi jako przywódcy duchowi i autorytety? Jak widzimy, nie jest to trudne i w dobie portali społecznościowych oraz YT nie potrzeba wcale wielkich funduszy operacyjnych. Ile jeszcze „twarzy prawicy” i tzw. lewicy okaże się Hadaczami, Stonogami – tymi, jakich będzie można wykorzystać do grania skrajnymi emocjami, by wywołać określony politycznie cel? Rządzący RP naprawdę – zza kotary robią wszystko, by Polska nie wyszła z więzów liberalizmu, degrengolady i upadku, czyli poziomu, który już dziś sięga bruku. Do podobnych celów można używać emocji, rodzących się podczas spektaklu „Klątwa” Olivera Frljicia – Bośniaka, za publiczne pieniądze obrażającego katolików mówiąc, iż jego dzieło jest „sztuką”: Spektakl ma na celu pokazanie różnych ideologicznych postaw i oddanie głosu różnym stanowiskom.

Tyle, że opluwanie krzyża, wyśmiewanie się z papieża czy robienie zbiórki na zabicie Jarosława Kaczyńskiego – w RP przechodzą. U nas w kraju wszystko, co służy opluwaniu Polski, od niemal 30 lat jest tolerowane, ba, staje się normą. A co, gdyby zamiast figury papieża w spektaklu pojawiła się figura rabina, albo nawet zwykłego Żyda lub muzułmanina i tę figurę aktorzy by wieszali lub palili? Już wiadomo, że „takie rzeczy” są niedopuszczalne. Natychmiast by pojawiły się gromy, iż z mroków wyłazi „tradycyjny polski antysemityzm” a prezydent musiałby przepraszać Izrael i społeczność żydowską lub cały świat muzułmański.

Nadeszła nowa, świecka tradycja. Niezłomni przecież są niepokalani i nie wolno mieć na ten temat odmiennego zdania. Znów ktoś z rozmysłem włożył kij w polskie mrowisko, temperatura sporu ma być gorąca…

***

Ten schemat – jak widzimy – jest już sprawdzony i gotowy do ponownego użycia. Ilu jeszcze podobnych prowokatorów, ile jeszcze podobnych prowokacji, mącących narodowi w głowach, nas czeka?

Roman Boryczko,

marzec 2017

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*