Imperialistyczne kamienie, toczące się po socjalistycznym bruku Warszawy

Mija właśnie okrągłych 50 lat od daty pewnego wydarzenia, a więc jest okazja, aby napisać coś o tej rocznicy, ważnej, jak różyczka przy kożuchu! Zwłaszcza, że nie dotyczy to „eksplozji szamba politycznego”, a koncertu muzycznego, zaś jego kontekst polityczny był kabaretem, a nie posępnym gniotem z PRL-owskiej teczki „faktów, wydarzeń, opinii”, zatem do dzieła przypomnienia!

Dzień 13. kwietnia 1967 roku, to dzień, który na zawsze pozostanie w pamięci wszystkich polskich miłośników rocka i wszelkich rasowych wolnościowców i kontestatorów szarości i pustki PRL! To właśnie wtedy do Warszawy zawitali The Rolling Stones z Mike Jaggerem, skandalistą i dyktatorem scenicznej kreacji rockowej na czele! To była też pierwsza trasa koncertowa (poza Warszawą m. in. Paryż, Kolonia, Wiedeń, Bolonia, Ateny etc.) zachodniej grupy rockowej,  pierwszy przypadek, kiedy za Żelazną Kurtynę wybrał się rockowy zespół z bloku „zgniłych” państw zachodnich! Jedyne koncerty w Bloku Wschodnim w ramach trasy tego zespołu odbyły się w Warszawie. Bilety rozdawał Wydział Kultury KC PZPR, co wprawiło w osłupienie zespół, ale nie Polaków, ponieważ czerwoni aparatczycy kontrolowali wszelkie zjawiska społeczne i artystyczne w PRL, a więc i w drodze łaski zezwolili na ten „małpi cyrk”, jak zdefiniował to wydarzenie redaktor Lasota w „Pegazie” TVP. Występy Stonesów w Warszawie sfilmowała też Polska Kronika Filmowa. A koncerty nie doszłyby do skutku, gdyby nie zabiegi Andrzeja Olechowskiego i Wojciecha Manna oraz ponoć też wnuczek Władysława Gomułki, fanek zespołu „chłopców toczących się jak kamienie” z imperialistycznego Łondona…

Z wizyty w Warszawie Stonesi zapamiętali niezbyt dyskretne śledzenie ich przez tajniaków SB. “Chowali się za drzwi, kiedy tylko na nich spoglądaliśmy” – wspominał basista, Bill Wyman. Zespół chciał trochę pospacerować po Warszawie, ale natychmiast został zatrzymany przez agentów… Mało tego, konferencja prasowa zespołu nie mogła się odbyć bez łapówki, którą dostała recepcjonistka w hotelu Bristol od przedstawiciela prasowego Stonesów! Pierwszego wieczora poznali też smak polskiej wódki, bowiem ich przewodnikiem był Marek Karewicz, fotograf muzyczny, dziennikarz i animator polskiego jazzu. Ponoć otrzymane za koncert honorarium w postaci „dwóch wagonów wódki”, bo złotówki były nie wymienialne, więc trzeba było w naturze uhonorować rockmenów,  obrosło legendą, ale prawda była taka, że dostali takie oto honorarium: „Pieniądze były z tego żadne – nasze honorarium graniczyło z jałmużną! Ale słyszeliśmy, że młodzież we Wschodnim Bloku zdobywa nasze płyty na czarnym rynku i słucha nas w radio” – tak skomentował to Bill Wyman, basista Stonesów. Podobnie same koncerty zespołu były wydarzeniem legendarnym, choć  publiczność dowiedziała się o sensacyjnym wydarzeniu na 4 dni przed ich występem w Sali Kongresowej PKIN-u! Dodajmy, że zespół był supportowany, czyli poprzedzali go na estradzie, przez polskich big-beatowców, „Czerwono–Czarnych”. Tyle ciekawostek…

Kiedy Stonesi wyjechali w kierunku Pałacu Kultury, czekały już na nich tysiące ludzi, tych bez biletów, reglamentowanych w wąskim gronie (Olechowski sprzedał swój bilet, bo był fanem The Animals!), którzy także próbowali sforsować wejście do „Kongresówki”. Ale „waleczna” Milicja Obywatelska wykorzystała dla obrony „wartości socjalistycznych” oddział konny, oraz wozy opancerzone Skot z karabinami maszynowymi na wieżyczkach (!!!), gaz łzawiący i armatki wodne. Zespół The Rolling Stones był zbulwersowany tą „milicyjną rozróbą”, kiedy powiadomili ich o tym obserwujący zamieszki ich agenci artystyczni, trochę różni od TW. A efekt tego był taki, że po występach muzycy zabrali z hotelu kilka kartonów płyt, a gdy tylko widzieli na ulicy grupy młodych ludzi, rozdawali im cenne winyle (a jakie były jeszcze wtedy płyty, pytanie do młodzieży). Rozdali w ten sposób około 100 płyt. A może jest wśród czytelników odbiorca tego cennego daru? A to by było, zapewne materiał na film dokumentalny!

Jednak sowieccy oficjele będący na koncercie w Pałacu Kultury im. Stalina nie byli zadowoleni z występu Stonesów i musiało minąć sporo czasu, nim „kamieniarze” zawitali do ZSRR! – „Sądzili że nasz show był tak okropny, tak dekadencki, że powiedzieli, że to nigdy nie wydarzy się w Moskwie!” – wspominał Mike Jagger. Zatem konkluzja – po co się tam sowieccy czynownicy pchali, wiedzieli, czym to pachnie, wystarczyło wysłać informatorów, płatnych zresztą, a było ich pod dostatkiem… W rezultacie „rockowego skandalu” następny koncert Stonesów odbył się w Polsce dopiero w 1996 roku, już w III RP, w Chorzowie na Stadionie Śląskim…

Przypominając to niezwykłe wydarzenie wskazać też trzeba na relację Pana Marcina Jacobsona, krytyka jazzowego, który dotarł do wielu postaci, związanych z polskim show businessem tamtych czasów i zebrał ich wspomnienia. Owocem tego jest album The Rolling Stones. Warszawa 1967. Teraz, więc trochę uzupełniających informacji na temat legendarnych koncertów, także na bazie znakomitego źródła wiedzy. Jacy zatem byli Stonesi, którzy zdecydowali się odwiedzić jedyny kraj komunistyczny? Stonesi w tych samych strojach byli na śniadaniu, na próbie i na koncercie. Polscy dziennikarze i obserwatorzy byli w szoku. Jedni pisali potem, że Stonesi są pragmatyczni i elokwentni, a Mike Jagger podobno wiedział, jakie są średnie zarobki w Polsce! Inni za, zapewne partyjni „kondotierzy intelektualni”, twierdzili, że byli zwykłymi tępakami i niewiele rozumieli z tego, co się dzieje w komunie i czym ona się różni od Zachodu. A tak naprawdę – nikt Stonesów nie był w stanie zrozumieć, gdyż mówili londyńskim slangiem!

Na podstawie wypowiedzi Wojciecha Manna, Andrzeja Marca, Zbigniewa Namysłowskiego czy Ryszarda Poznakowskiego (lidera „Czerwono-Czarnych”, klawiszowca) dowiadujemy się, że Stonesi nie grali wybitnie! Ich gitary nie stroiły, ale to nie było istotne, bowiem ważna była energia, którą generował zespół i ich estradowy „luz”. Pan Poznakowski przyznaje, że jego „Czerwono-Czarni” w porównaniu do ekscentrycznych „Angoli”, wyglądali i grali jak przedszkolaki. Nie byli w stanie pojąć, jak to się stało, iż dzieliła ich tak gigantyczna przepaść, bowiem bardzo się starali być zbuntowani i kolorowi! A tu na estradzie „Kongresówki” PEKiN-u im. Stalina Jagger szalał, jak szaman podczas zaklinania deszczu, rozbierał się, pożerał kwiaty, straszył i tumanił… Cały polski show business stał z rozdziawionymi ustami, jakby kosmici lądowali i zaserwowali muzykę sfer niebieskich. Nawet jazzmani, którzy dotąd kpili z bigbitowców, zmienili zdanie o bagatelizowanym rock’and’rollu, tak więc niebawem Włodek Nahorny nagrał album z Breakout’ami, a Zbyszek Namysłowski z Niemenem, znakomity zresztą, longplay Niemen Enigmatic, zawierający genialny Bema pamięci żałobny rapsod i inne, cudne, profrockowe songi.

Wspomnienia to nie wszystko, warto zatem zajrzeć do wycinków prasowych, zapowiadających i relacjonujących koncert Stonesów. Większość z nich jest oczywiście w tonie kpiny, pogardy i wrogości, bo przecież jak mogli komentować „muzyczne wypociny” pseudoartystów ze Zgniłego Zachodu pismacy Trybuny Ludu, czy Sztandaru Młodych. Pan Jacobson wyjaśnia wiele tajemnic i mitów, dotyczących tego koncertu. Dlatego nie mam prawa „informacyjnie wychodzić przed szereg”, zatem zachęcam Państwa, jeno fakultatywnie, do lektury i oględzin albumu…

Kilka kwestii, związanych z kulisami koncertów jest do dziś nierozwiązanych i wielce tajemniczych. No bo skąd cała Polska wiedziała o występie? Skąd wiedzieli Czesi, Słowacy czy Węgrzy? Czyżby partyjne poczty pantoflowe miały wycieki informacyjne? Przecież telefony w prywatnych domach były rzadkością, rozmowy międzymiastowe trzeba było zamawiać na poczcie, a czekać kilka godzin, a nawet dni, na połączenie międzynarodowe! To się nawet filozofom nie śniło, zwłaszcza marksistowskim, a na pewno nie zrozumie tego młodzież współczesna, w swym „meinstrimie” (nie mam tu na myśli tych wyjątków, ludzi inteligentnych, krytycznych i patriotycznie świadomych, bo tacy też są!) wierzy święcie, że Gomułka z Chruszczowem, jeśli wiedzą, kim byli owi panowie, rozmawiali przez komórki, zaś prezydenci Kennedy z de Gaulle zapewne przez Skype, a matki i ojcowie współczesnych „cieląt” trzymali paszporty w szufladach, jadali mandarynki i ananasy, a dyskutowali, co kupić na balangę – Grolscha, Carlsberga czy Heinekena, tak na ten i tamten przykład…

Na koniec warto wspomnieć, że liczbę widzów podczas koncertu Stonesów  w Sali Kongresowej szacuje się na 5000 ludzi, zaś oficjalna pojemność tej sali, to 2500 widzów, czyli zdarzył się cud mniemany, ale nie Krakowiacy i Górale, ale „Kamieniarze z Londynu”! Na koniec dodajmy, że Stonesi są czwartym w światowym rankingu zespołem rockowym z największą liczbą sprzedanych wydawnictw muzycznych w historii! Nakład ze sprzedaży wszystkich ich albumów sięgnął sumy 250 milionów egzemplarzy na całym świecie! I to by było tyle, resztę wydziobały gile i zasypały kamienie spadające na ziemię (Ulro, zresztą)!

Antoni Kozłowski

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*