O wyboistej drodze do środowiskowego wspominkarstwa (2)

Do idei gromadzenia pamiętników wrócono dopiero po odejściu z Elbląga Smagały, więc w zmienionej już konfiguracji polityczno-personalnej, co nastąpiło wraz z nadaniem miastu praw wojewódzkich (1975), gdy w wyniku roszady na stanowiskach aparatczyków i administratorów stanęli inni kontrolerzy lokalnego życia. Wtedy ETK odzyskało część tekstów pokłosia z 1974 r. i przystąpiło już z poparciem władz do działań organizujących i wspierających środowisko literackie. W dorobku stowarzyszenia znajdowało się już wiele nowych tekstów, ponieważ właśnie do mnie spływały rękopisy różnych autorów, nieraz rewelacyjne. Do najcenniejszych odkryć tym sposobem zrządzonych należały niewątpliwie pamiętniki Józefa Murzynowskiego. Tekst sukcesywnie przez autora dopełniany i w sumie sięgający kilkuset stron maszynopisu, jest ogromnie wiarygodnym i wzruszającym, szczerym  autoportretem człowieka o życiorysie w pełni egzemplifikującym losy i tragizm Polaka – proletariusza.

W wydawnictwie, które w końcu się urzeczywistniło, wydrukowaliśmy zaledwie fragment tych pamiętników, podczas gdy w interesie elblążan byłoby opublikowanie całości. Bo historia Murzynowskiego – tak pisałem we wstępie do książki Ocalić od zapomnienia – to cały bolesny syndrom polskich spraw i losów, z niewolą okupacyjną (wycierpianą właśnie tu, w Elblągu), uczestnictwem w odgruzowywaniu i odbudowie największego tutaj zakładu przemysłowego; dalej – z entuzjazmem i optymizmem rzucającym go bez reszty w odmęty działactwa partyjnego i „politrukostwa”. Zdążają wreszcie za tym straszliwe rozczarowania i frustracje, spowodowane kolejnymi katastrofami w funkcjonowaniu „ukochanej partii”, ciężkie doświadczenia, klęski i gorycze zmarnowanego życia. W każdym razie przez dziesiątki lat pisany pamiętnik Murzynowskiego, początkowo bezwiednie, a w końcu również i z wolą autora, daje bardziej wiarygodne świadectwo doświadczeniom człowieka PRL-u niż niejeden dzisiejszy  podręcznik, czy studium komponowane tak, by Boże broń! – nie obrazić nikogo ze służalców ówczesnej systemowej Wielkiej Nierządnicy.

***

Zajęty w r. 1980 robotą na rzecz reaktywowania Galerii El oraz działalnością w ruchu  solidarnościowym nie mogłem dać sobie rady z równoczesnymi przedsięwzięciami ETK. Zaproponowałem więc w r. 1982 na stanowisko prezesa Towarzystwa  Bożennę Janikowską, po jej odejściu z funkcji sekretarza KW. Już wcześniej wśród środowiskowych ludzi pióra „drgnęło”. Stało się to nie bez przyczyny. Po pierwsze – jako prezes ETK nawiązałem kontakt z olsztyńskim stowarzyszeniem oraz wydawnictwem Pojezierze dla wydania całego pakietu elbląskich tekstów pokonkursowych. Podjęliśmy się jako stowarzyszenie prowadzenia dorocznych konkursów literackich i pamiętnikarskich oraz edytowania najlepszych tekstów. Ambicje środowiskowych ludzi pióra podniosło powołanie  w r. 1979 przez KW PZPR elbląskiego organu tygodniowego pt. Wiadomości Elbląskie pod naczelną redakcją Wacława Sankowskiego, przy czym dobro środowiska piszących i idea ich zintegrowania były głównymi argumentami, które podnosiliśmy wraz z J. Hankowskim, postulując to pismo w regionie. Stąd też i nieustanna obecność w Wiadomościach tekstów środowiskowych autorów w zestawach, komponowanych przez Jerzego J. Kolendę.

Czasy stanu wojennego nie sprzyjały rozwojowi tego środowiska, liczącego już ok. 30 członków: zaostrzono cenzurę, zawieszono działalność stowarzyszeń, w tym ETK. Jeszcze przedtem Towarzystwo podjęło inicjatywę publikowania tekstów literackich, wyróżnionych w konkursach poetyckich, edytowania ciągu arkuszy poetyckich, sukcesywnie napływających od końca lat siedemdziesiątych. Działalność klubowo-literacka ETK odżyła szybciej niż inne nurty stowarzyszenia: realizowano konkursy, wydawano zbiory tekstów, organizowano spotkania autorów.

Przyszedł rok przemian systemowych. Nastąpiło uwolnienie mediów i likwidacja cenzury. Ale nowa rzeczywistość systemowa nie ze wszystkim była pomyślna dla kultury. Skończył się mecenat – zarówno państwowy jak i miejski. Nagle wyschły źródła, z których ETK czerpało środki na działalność. Tąpnięcie to odczuły wszystkie środowiska kultury krajowej. Dlatego też nie dało się nadrobić zaległości z zakresu inicjatywy wydawniczej. W r. 1990 zostałem wybrany do nowej Rady Miejskiej, w większości solidarnościowej. Przyjąłem także funkcję przewodniczącego Komisji Infrastruktury. Nie bez przyczyny. Wiedziałem, że jednym z podstawowych zadań, które sytuacja mi narzuca, jest ratowanie substancji kulturalnej miasta, zagrożonej przez apetyty różnorakich reformatorów (czytaj: likwidatorów). Ale to już inna sprawa.

(Cdn.)

Ryszard Tomczyk

Fot.: Lech L. Przychodzki

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*