Młodzieżowa, szampańska kąpiel z bąbelkami w lewicowym jacuzzi (4)

Robert Biedroń

Robert Biedroń z tej całej oranżerii partyjnych resortowych sekciarzy jawi się jako świeży europejski powiew czegoś nowego, na modłę dzisiejszego postępowego świata. Oczywiście jest to tylko ułuda i lansowanie przez media o obcym kapitale cukierka jako receptę na wszystko. Kongres założycielski, podczas którego Biedroń przedstawi nazwę i logo swojej partii, odbędzie się 3. lutego 2019 roku na warszawskim Torwarze. Ale takie kongresy będą też organizowane w każdym wojewódzkim mieście. Biedroń jest na fali, grają na niego wszyscy a i co poniektórzy widzą w nim kandydata na Prezydenta Polski.

Robert Biedroń po całkiem udanej prezydenturze w Słupsku zorientował się, że na pielęgnowaniu własnej martyrologicznej odmienności można wygodnie żyć. Wystarczy być działaczem uciśnionym, czy nawet samorządowcem z mniejszości. Lans, podróże, być może kiedyś emerytura z UE-Brukseli, czy innego Strasbourga. Po prezydenturze w zapyziałym Słupsku, Biedroń postanowił wypocząć w Nikaragui, kraju, który drastycznie łamie prawa kobiet. Biedroń współpracuje z ruchami kobiecymi i feministycznymi a zachwalanie państwa, gdzie nie ma dostępu do aborcji jest kolejną wpadką. Tylko w jednym miesiącu 30 osób zostało zabitych podczas demonstracji tylko dlatego, że sprzeciwiły się prezydentowi Ortedze. Ludziom żyje się tam bardzo ciężko. Wycieczka na 10 dni w tamte rejony to – bagatela – 10 tys. złotych, więc chwalenie się przed Polakami wyjazdem z pensji samorządowca, który zaciskał podobno pasa, jest co najmniej niewłaściwe.

Robert Biedroń swą kampanię oparł na ludziach, mającymi być wolontariuszami nowej idei. Do struktur terenowych zgłaszają się tysiące chętnych, widzących siebie w wygodnych fotelach spółek miejskich, dojących lokalne budżety. Młodzi już nie dają sobie w kaszę dmuchać i wiedzą, że awans dostaje się tylko po linii partyjnej. Na swym Facebookowym profilu Biedroń poprosił grafików o pracę dla niego za darmo. Były głosy lewicowych aktywistów, iż w cywilizowanych krajach kampanie polityczne opierają się na pracy wolontariuszy. Lecz pojawiły się też głosy, że nie można ludzi doić za darmo. „Czy pan Robert potrzebuje też wolontariuszy do pomalowania mieszkania? Wolontariusza-kucharza do gotowania dla niego? Wolontariusza-szofera z własnym samochodem do wożenia go? Może wolontariuszy-murarzy i architektów do zbudowania mu domu?”. Jak widać Biedroniowi-lewicowcowi zabrakło rozpoznania, iż to jeden z tych zawodów, który często tworzy współczesny prekariat. Lepiej było by zaproponować jakieś składki, a z nich normalnie opłacić grafika, który ma firmę. Praca grafika chyba powinna być wyłączona z tzw. wolontariatu.

Kręgosłup budowania struktur terenowych Biedroń już nie w wolontariacie powierzył sprawdzonym „bojcom”. Paulina Piechna-Więckiewicz i Grzegorz Pietruczuk to wieloletni, doświadczeni samorządowcy. Ona jest stołeczną radną (kandyduje do rady miasta z komitetu Wygra Warszawa Jana Śpiewaka), on – zastępcą burmistrza warszawskich Bielan (kandyduje do rady dzielnicy z komitetu Razem dla Bielan). Działali do tej pory w Inicjatywie Polskiej przy Barbarze Nowackiej. Tyle, że Nowacka ostatecznie wybrała współpracę z Platformą Obywatelską. Kolejnym specjalistą jest były wiceszef SLD, Krzysztof Gawkowski, który na początku listopada odszedł z Sojuszu, dołączył do formacji politycznej, budowanej przez ustępującego prezydenta Słupska, Roberta Biedronia – w nowym ruchu odpowiada za budowę struktur. Ludzie Biedronia mają prawie 800 tys. zgłoszonych osób, kilkadziesiąt tysięcy wolontariuszy i wolontariuszek, których trzeba mądrze zaangażować i wydoić z czasu i dobrowolnych składek, jakie włożą w ten projekt.

Zatrzymajmy się na chwilę nad prezydenturą w Słupsku. Skupiłem się na przeanalizowaniu nastrojów po tej prezydenturze i widzę wiele analogii do miasta, w którym mieszkam, czyli Łodzi. Upadek przemysłu, lokalne postkomunistyczne sitwy i układy, zarządzanie miastem poprzez trwonienie publicznych pieniędzy na lewo i prawo. Chyba nietrudno było tam pokonać satrapę, pamiętającego czasy PZPR. Według sondażu Biedroń, który nie kandydował w Słupsku w pierwszej turze, dostałby dziś – 54 %poparcia, reszta (razem!) 46%. To świadczy o tym, iż twardy postkomunistyczny elektorat zaakceptował prezydenta, który do pracy dojeżdża rowerem, rozpoczął także niepopularną, długotrwałą restrukturyzację Urzędu Miasta i spółek podległych, co dało widoczne oszczędności w mieście-widmie. Gdy obejmował urząd, deficyt budżetowy Słupska wynosił blisko 20 milionów złotych. Po dwóch latach rządów i ostrym oszczędzaniu oraz braku większych inwestycji, Słupsk w roku 2017 mógł pochwalić się nadwyżką w wysokości 28 milionów złotych. Jednak w 2017 roku wszystkie samorządy miały rekordową nadwyżkę – łącznie ok. 7,7 mld złotych. Pan Biedroń nie jest wyjątkiem. Nadwyżka w samorządach bierze się z przestoju w absorpcji funduszy UE. W tym samym czasie dług miasta zmniejszył się o 40 milionów złotych z pozostawionych 300 milionów. Biedroń dokończył zaczętą inwestycję budowy parku wodnego. Jego ekipa jedynie kończyła inwestycje, rozpoczęte przez poprzedników (tak było np. z priorytetową dla miasta budową miejskiego ringu). (Cdn.)

Roman Boryczko,

grudzień 2018

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*