Media – władza za uśmiech (prawdziwej władzy) (2)

II

Medialny system tej władzy działa sprawnie i bezlitośnie. Miliardy złotych na TVP. Dziesiątki milionów na zaprzyjaźnione tygodniki. Nawiasem mówiąc, istnieje tu dość groteskowa korelacja – im niższa sprzedaż, tym większe pieniądze ze spółek skarbu państwa. Szczyt kuriozum jest tygodnik, który dzięki władzy zarabia miliony, choć nawet się nie ukazuje. To swoisty medialny fenomen epoki PiS – okazuje się, że może istnieć pismo bez czytelników. A nawet ma się ono lepiej – odpadają koszty papieru i dystrybucji. Władza płaci po prostu pismu za komentatorsko-piarowskie usługi niektórych jego żurnalistów i za doroczną nagrodę człowieka roku, którą zwykle, cóż za niespodzianka, dostaje ostatnio Jarosław Kaczyński.

Dochodzą jeszcze miliony na zaprzyjaźnione portale, w tym jeden, który chyba w ramach dowcipu nazwano czystą polityką. Reszta przyzwoitości kazała nazwę zapisywać w formie 300. Są miliony na zaprzyjaźnione media, są też srebrniki dla oportunistów indywidualnych. Ta władza własnych mediów i własnych ludzi w mediach nie zaniedbuje.

III

Władza stosuje wobec mediów metody putinowskie (jak przy próbie pacyfikacji TVN), orbánowskie (jak w przypadku Orlen Press) i własne, które są kombinacją presji, przekupstwa, a czasem uwodzenia. Trzeba PiS-owi oddać, że działa sprytnie. Czasem idzie na chama i kupuje cały koncern prasowy, czasem dogaduje się z właścicielami mediów czy wydawcami i satysfakcjonuje się zainstalowaniem w kluczowych miejscach swoich ludzi, którzy wiedzą, jak zadbać o odpowiedni przekaz i narracje. Tak po przejęciu władzy postąpiono z RMF, tak niedługo później stało się z Polsatem.

Gdy ludzie Kaczyńskiego 15 lat temu na dwa miesiące przed wyborami straszyli właścicieli i szefów tej stacji, domagając się, by ci się mnie pozbyli, nie szło im o mój cotygodniowy program. Kategorycznie żądali, bym przestał kierować Wydarzeniami, co też nastąpiło. Stawką był program informacyjny dla milionów. Bo nie trzeba kupować ani całej stacji telewizyjnej, ani programu informacyjnego, wystarczy przejąć w mediach punkty węzłowe.

Pójście na układ z władzą władza docenia. Zawsze przyjdzie jakaś pandemia i rządowe ogłoszenia za miliony pójdą do mediów uległych. Niepokorni albo oponenci władzy nie dostaną ani grosza. Miliony na pismo, które się nie ukazuje, to rzeczywiście światowy fenomen. Ale gdy posłucha się medialnych występów ludzi zatrudnionych w tytule, szok ustępuje. Wszystko po linii i na bazie.

Odwdzięczać się za usługi można zresztą na różne sposoby. Można na przykład podarować bliskiemu dziennikarzowi audycyjkę w Polskim Radiu. To, że nikt jej nie słucha, nie ma znaczenia, ważne, że ktoś na niej zarabia. W ciągu kilku lat stworzono system okołomedialnej korupcji. Grube miliony płacone są za wsparcie, milczenie albo życzliwość wobec władzy. Efekt – to już nie są wolne media, to są media powolne władzy. A są też agenci indywidualni. Jest cała grupa speców od kolportowania medialnych wrzutek i powielania narracji wypichconej na Nowogrodzkiej. Ci spece się wspierają. Gdy któremuś z nich robi się gorąco pod czterema literami, dają sobie wzajemnie świadectwa profesjonalizmu.

IV

Część żurnalistów PiS od lat prowadzi po sznureczku. Kiedyś wiedzieli, że mają udowadniać, że afera z Sowy była największą w historii wszechświata i oznaczała konieczność zmiany władzy. Potem wiedzieli, że trzeba się zachwycać świeżością Dudy i autentyzmem Szydło. I należy pod niebiosa wychwalać 500+. Szydzić z KOD i powtarzać w nieskończoność, że ludzi nic nie obchodzi jakaś konstytucja. A potem wiedzieli, że trzeba się zachwycać kompetencjami i menedżerskimi zdolnościami Morawieckiego i kpić z opozycji za brak programu i bezrefleksyjny anty-PiS. I powtarzać, iż powrót Tuska nic nie zmienił, bo w przeciwieństwie do Kaczyńskiego jest politykiem przeszłości i nie ma wizji.

I dokładnie to, dokładnie tak robili. Afery PiS bagatelizowali albo powtarzali, że to dla publiki zbyt skomplikowane detale bez znaczenia, by dokładnie do takiego stanu świadomości społecznej doprowadzić. Tak powstał bezpartyjny medialny blok współpracy z władzą.

Gdy tematem jest afera Morawieckiego, ignorują ją. Gdy tego samego dnia ukazuje się sondaż wskazujący, że zjednoczona opozycja pokonałaby PiS 50:30, piszą, że zwykłych ludzi nie obchodzi, czy opozycja będzie zjednoczona, czy nie i zaczynają gadać o wydumanym konflikcie Tuska z Trzaskowskim, bo ten temat PiS się podoba. Jeśli nie mogą pomóc władzy, to spróbują przynajmniej zaszkodzić opozycji. (Cdn.)

Tekst T. Lisa przytacza

Edward Pukin

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*