„LENIWA NIEDZIELA” – PĘDZLEM BEATY VAN WIJNGAARDEN

[…] SZTUKO! Pani tajemnicza,

ileż piękna w Tobie,

ten tylko się dowie,

kto raz ciebie dotknął

i miłości z Tobą doświadczyć raczył […]

(tp)

 

Artystka o niebywale trudnym do wypowiedzenia przez nas nazwisku, które zawdzięcza mężowi-Holendrowi, sama jest Polką. Miejscem jej urodzenia jest Huta Dłutowska, wioska w okolicach Łodzi, którą malarka darzy ogromnym sentymentem. Artystka z przejęciem wspomina początek swojej przygody ze sztuką. Z zawodu jest pedagogiem, zaś z malarstwem zetknęła się – jak się później miało okazać – nierozerwalnie w Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi, a także Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu.

Zaczynała od oleju i była to na początku martwa natura – lecz już nieco później, zauroczona niejako możliwościami, jakie daje dokumentowanie przeżytych – wydawałoby się na pozór nic nie znaczących – życiowych epizodów, wręcz krótkich kadrów wziętych z życia. Rozpoczęła malować dosłownie wszystko, od pejzaży, postaci, zwierzęta – po prostu malowała świat, jakim go widziała. Nie było to jednak chaotyczne miotanie się pomiędzy jednym tematem a drugim, a nic innego, jak dokumentowanie pewnych wydarzeń, opartych na faktach, które przewinęły się w życiu artystki i pozostawiły trwały ślad w jej pamięci. Każdy obraz namalowany czy to olejem na początku, a nieco później akwarelą, przy której pozostała do dziś i nie zamierza zmieniać tej techniki – co wielokrotnie podkreślała podczas naszej rozmowy – jest w samej rzeczy czymś, co miało miejsce, co się wydarzyło. Matka trzymająca swoje dziecko w nosidełku na plecach – mieszkanka Czarnego Lądu, tuż obok poczciwa kura z dumnie podniesioną głową a dalej zadumany nad lekturą książki starszy człowiek…

CZŁOWIEK, KTÓRY ZAINSPIROWAŁ ARTYSTKĘ DO POZOSTANIA PRZY TYM, CO ROBI I POZWOLIŁ NA DOBRE ZADURZYĆ SIĘ W MALOWANIU

– Tak, dodaje z  przejęciem artystka, to wszystko było, także stary, prawie do cna zjedzony zębem czasu chłopski wóz, służący do zwózki płodów rolnych, staruszka przy „kulawym” płocie, tak właśnie było – dodaje – czy jest? Trudno powiedzieć, lecz dzięki obrazom artystki tematy przez nią ukazane pozostaną żywe i to chyba jest najważniejsze.

Beata Wijgaarden, artystka-dokumentalistka a jednak nie do końca. Jest bowiem jeden obraz, który malarka ceni sobie szczególnie mocno i to właśnie ten temat stał się inspiracją do jej twórczości, a co za tym idzie, pozwolił artystce na rozmiłowanie się w malarstwie i oddaniu tej sztuce bez reszty. Na obrazie tym widnieje postać zupełnie artystce nieznana i jest to jedyny temat w kolekcji malarki namalowany nie na podstawie autentycznych wydarzeń, a za pomocą fotografii ze zbiorów jej przyjaciółki, będącej mistrzem rejestrowania najróżniejszych obrazów za pomocą aparatu fotograficznego. Temat ten, na pozór mało znaczący. Niczym mało znaczący epizod jakich wiele, wycięty z życia każdego z nas, a jednak właśnie  ta postać wywarła niejako pozytywne piętno na artystce i sama nie potrafi do końca wytłumaczyć, dlaczego tak się stało.

Człowiek – „nie do końca młody, nie do końca stary” pochłonięty czytaniem,  na nosie okulary, czapka na głowie, zwyczajna niebieska marynarka, ot, ktoś jakich wiele, nic więcej, a jednak dla artystki stanowi coś, co dla niej samej jest bezcenne. Zdawać by się mogło, że sztuka ma to do siebie, iż potrafi dostrzec piękno i tak zwane wyższe wartości dosłownie wszędzie, czego my, bez jej pomocy, dostrzec nie potrafimy.

Jesienny wernisaż przy Damrota 5 w Pilchowicach miał także inny tym razem – dla grupy nieprofesjonalnych artystów z Pilchowic – historyczny wymiar i nie tylko dzięki artystce z Łodzi stał się kolejnym wyjątkowym wydarzeniem. Jak informował Maciej Kozakiewicz, w dniu 16. listopada doszło także do zawiązania ścisłej współpracy ze Stowarzyszeniem Pilchowiczanie Pilchowiczanom, co pozwoli na jeszcze bogatszą i szerszą działalność Ossianartu. To właśnie tego wieczora doszło do przekazania stosownych dokumentów przez opiekuna grupy nieprofesjonalnych artystów na ręce pani prezes Anny Surdel. Tym samym gromada artystów z Pilchowic otrzyma wsparcie już nie tylko dyrektora Gminnego Ośrodka Kultury, ale również wspomnianego stowarzyszenia. Zwyczajem artystów jest odwiedzanie swoich przyjaciół jak często jest to możliwe, więc i tym razem nie zabrakło gości ze Strzelec Opolskich, których darzy się w Pilchowicach szczególnym szacunkiem. Współpraca tych dwóch ośrodków przynosi wiele korzyści i niezwykle wzbogaca życie kulturalne po jednej i po drugiej stronie sąsiadujących ze sobą na górnośląskiej ziemi województw. Kolejne wydarzenie dobiegło końca, tylko obrazy pozostaną czas jakiś, by przypominać o tym, co było i oby nie przeminęło.

Tekst i zdjęcia:

Tadeusz  Puchałka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*