Cały polski chuligański trud… (3)

Finał Pucharu Polski. Legia Warszawa – GKS Katowice, 18.06.1995. Około 450-osobowa grupa kiboli GKS-u Katowice traci przed meczem (na stadionie) dwie flagi, a w trakcie – jeszcze kolejne dwie. Stadion dopełniony do ostatniego widza. Na meczu czuć gorącą atmosferę, wszystko huczy, kipi, grzmi jak przed średniowieczną bitwą. Po końcowym gwizdku chuligani z Legii biegną murawą w kierunku kibiców GKS-u, aby ich zlinczować. Leci w ich sektor kilka brech, kamieni i jak zwykle we wszystko wkręca się policja, która w tym momencie staje się głównym celem ataków fanów Legii. W jednym momencie na policjantów zaczynają lecieć dechy, kawałki reklam i metalowe pręty. Policja co i rusz atakuje, po czym pod naporem i kontratakiem kiboli musi się cofać do punktu wyjścia, czyli pod sektor Gieksy. „Piechota” policyjna jest bez szans, więc do boju ruszają konni. W konnych (i konie) lecą brechy i krzesła oraz petardy hukowe, wypłoszone konie wierzgają na wszystkie strony. Przed oczami wypłoszonych zwierząt biega gość z wielką flagą Legii. Po kilku nieudanych natarciach policja wycofuje się nieco. W tym momencie walka toczy się już na całej płycie, a atakujących jest ok. 300-400 legionistów. W tym samym czasie policja  atakowana jest z „Żylety” – sektora fanatyków oraz z sektora, zajmowanego przez zwykłych widzów. W stróżów prawa lecą butelki, kamienie, pręty i krzesełka. Tu walka trwa ok. 20 min. Po szturmie policji udaje się dostać na trybuny, co równoznaczne jest z końcem wojny, która trwała grubo ponad godzinę.

Paru policjantów zostało rozebranych dosłownie do gaci, elementy ich umundurowania i wyposażenia znalazły się potem na trybunie jako trofea… Hydromil, który wjechał na murawę, ugrzązł w błocie, które sam zrobił, lejąc wodą ze wszystkich działek na oślep. Gdy skończyła się mu woda – tylko stał i czekał na odsiecz…

 W tym czasie kibole palili kolejny sektor, zaś walki w okolicach stadionu i na Powiślu trwały jeszcze do późnych godzin wieczornych.

10.01.1998 roku, wydarzenia w Słupsku. W sobotę, 10. stycznia 1998 r. ok. godziny 19:45, Przemysław Czaja wraz z dwustuosobowym tłumem kibiców Czarnych wracał z meczu koszykówki. Był to mecz Czarnych Słupsk z AZS Zagaz Koszalin. Kibicom towarzyszył radiowóz policji a sami kibice chcieli odprowadzić swoich przyjaciół z Ustki na pociąg. Mały chłopiec, Przemek Czaja był pierwszy raz na meczu. Za grupą szalikowców przebiegł przez jezdnię na czerwonym świetle. Dopadł go policjant, pamiętający rodowodem czasy komuny – dopadł i skatował pałką. W mieście rozpoczęły się społeczne protesty i rozruchy, starcia przypominały te z Grudnia ’70. Brały w nich udział tysiące ludzi i liczne delegacje chuliganów piłkarskich z całej Polski.

Na ulicach Słupska płonęły barykady, rzucano kamieniami i butelkami z benzyną, zdemolowano 22 policyjne radiowozy, policja odpowiadała gazem łzawiącym. Zebrany pod budynkami Komendy Rejonowej Policji i Prokuratury Rejonowej tłum wykrzykiwał hasła: „Śmierć za śmierć”. Podczas pogrzebu chłopca wszystko się uspokoiło lecz słupska policja zaczęła mataczenie i znów rozpoczęło się w mieście piekło. Przeciw demonstrantom policja wystawiła ponad tysiąc funkcjonariuszy, wozy bojowe, polewaczki. Zamieszkami zajmował się ówczesny premier i minister spraw wewnętrznych, stawiając wyjaśnienie sprawy priorytetowo. 239 dorosłych osób zostało zatrzymanych, 72 policjantów zostało rannych, z czego dwóch wymagało leczenia szpitalnego. Taki był bilans starć między społeczeństwem a policją, gdzie w tle tylko pojawił się aspekt kibicowski.

 

17.01.1998 roku. Turniej piłkarski w katowickiej hali Spodek. Wszyscy wiedzieli, że w sobotę w Spodku będzie zadyma i wszyscy się na nią szykowali. Od domysłów huczał cały Śląsk i Kraków. I nikt nie mówił o walce z policją, o zemście za śmierć młodego kibica Czarnych Słupsk, Przemka Czai. Młodzi chłopcy chcieli tylko zrobić porządek w „lidze chuliganów”… Jeszcze większa mobilizacja panowała na Śląsku. Ruch Chorzów od dawna szukał zemsty na Górniku Zabrze za zabitego w maju Romka. GKS Katowice chciał wreszcie dowieść, że ma nie tylko najliczniejszych, ale i odważnych fanów. Kibice nieistniejącego już GKS-u Tychy pragnęli pokazać, iż w ogóle żyją. Wszyscy ostrzyli sobie zęby na Lecha Poznań za sojusz ze znienawidzoną Arką Gdynia. Przyjechali też fani ŁKS-u Łódź, Odry Wodzisław i Rakowa Częstochowa.

Do Spodka jako pierwsi zameldowali się kibole Wisły Kraków w sile 200 głów. Potem zjawili się kibice Górnika Zabrze. Na razie pierwszy rzut – idzie ich kilkudziesięciu z ponad dziewięciuset. Wisła Kraków nokautuje Górnika. „Żabole” przegonieni jeden sektor dalej. Przed spodkiem doszło do gonitwy kiboli GKS-u Katowice i Odry Wodzisław. Pierwsze mecze piłki halowej i kolejne zadymy. Górnik wpada w szał i zaczyna rozróbę z najbliżej stojącymi z GKS-u Katowice W tym czasie Wisła wykorzystuje sytuację i wjeżdża znów w sektor Górnika, przeganiając śląskich kiboli, a prawie całemu sektorowi zabiera klubowe szale. (Trzeba zaznaczyć, że Wiśle w pokonaniu Górnika pomogła chwilę wcześniej upokorzona Gieksa z Katowic). Z drugiej strony gdy uspokoiło się na linii GKSGórnik Wisła, Ruch Chorzów tysięczną ławicą wbił się w GKS Katowice razem z Górnikiem Zabrze, przeganiając wszystkich katowiczan z sektora. GKS był bezradny. Odnotowano wielu rannych, kibice z Katowic ponieśli również wielkie straty w klubowych szalach.

Chwilę później doszło do zamieszek między Odrą Wodzisław a ŁKS-em. Odra znajdowała się w lepszej sytuacji, bo znajdowała się nad ŁKS-em, ale do czasu aż Ruch rozbił w pył obie mniejsze ekipy (jeden z kiboli używał do zwalczania wroga odkręconej gaśnicy). Bitwa trwała przez niecałe 2 godziny. Na tyle też przerwano turniej. Straty to wyrwane krzesełka, barierki, wybite szyby. Straty oszacowano na kilkaset starych milionów. Ofiar było bez liku – ok. 100 ciężej rannych. Najczęściej głowy, rozbite od uderzenia latającymi krzesełkami. Złamania powstały na ogół w wyniku skoków z wysokości, do tego rany cięte i kute. Jeden z kiboli został pchnięty nożem w udo. Zaskakujące, że nikt nie zginął, bo patrząc dziś na archiwalne filmy ze Spodka, to naprawdę było piekło! (Cdn.)

 

Roman Boryczko,

maj 2018

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*