Aktorzy „Teatru Wodzisławskiej Ulicy” w hołdzie dla swej mentorki

Balladyna była ostatnią sztuką, którą reżyserowała pani Dorota i niestety dzieła swoich marzeń nie dokończyła. Nagła śmierć – zły los chciał inaczej – wspominają aktorzy. Osoba reżyserki, jak wspominają członkowie teatralnej trupy z Wodzisławia, cieszyła się wśród mieszkańców miasta wielkim autorytetem i taką pozostanie w naszej pamięci.

Zawarta w 5 aktach tragedia Juliusza Słowackiego stała się nie tylko po raz kolejny wystawianą sztuką, ale także swego rodzaju symbolem pamięci dla nietuzinkowej osoby, za jaką była uważana mentorka wodzisławskiego teatru, p. Dorota Nowak. W opiniach wielu widzów słyszało się głosy, jakoby to nie można było sobie wyobrazić bardziej trafnego utworu, dedykowanego jej pamięci.

Sztuka, mówiąca o niemal wszystkich najgorszych cechach ludzkiego charakteru, rozgrywała się na terenie wodzisławskiego parku. Naturalna sceneria miejsca, a także niepowtarzalny klimat, pozwalały publiczności na bardzo bliski kontakt z aktorami, a także niejako bezpośrednie uczestnictwo i wczucie się w akcję dramatu, która tym razem nie odbywała się na scenie, zaś publiczność znajdowała się niejako w centrum wydarzeń.

Tłumy widzów zasiadły nie w fotelach a na belach sprasowanej słomy. Akcja sztuki rozgrywała się w coraz to innych częściach parku, publiczność miała możliwość przemieszczania się wraz z aktorami a nagłośnienie pozwalało na śledzenie i przeżywanie toczących się wydarzeń bez konieczności opuszczania swojego miejsca.

Maleńkie parkowe jeziorko stało się na ten czas Gopłem, tylko samotny łabędź – niczym groteskowy sufler – podpływał do brzegu i jakby chciał nam podpowiedzieć kolejną tragiczną historię – jakże bliską tej, którą przedstawiali aktorzy na błoniach wodzisławskiego parku. Przypomnijmy, że pani Dorota odeszła 15. czerwca, tak więc sztuka została wystawiona w dwa miesiące od jej śmierci. W dodatku  w szczególny dzień – jakże wielkie święto – bo 15. sierpnia, kiedy to Matka Boża Wniebowziętą została. Widać wielkie ma poważanie pani Dorota u Pana Boga, skoro dla nas o tak piękną pogodę uprosiła – wspominali aktorzy.

Spektakl, któremu towarzyszył piękny zachód słońca, a zaraz potem mrożący krew w żyłach pokaz tańca z ogniem, wprawiał publiczność w niecodzienny nastrój – w klimat, jaki każe tu wracać, a także wspominać i ciągle przeżywać na nowo dramat, gdzie toczy się walka dobra ze złem. I podobnie jak w naszym życiu to drugie na początku zwycięża i ma się całkiem dobrze.

Już od wczesnych godzin popołudniowych alejki parku wypełnione zostały rycerzami, wojami, zaś alejkami przechadzały się urokliwe białogłowy w przepięknych strojach. Czas w Wodzisławiu cofnął się dzięki zaangażowaniu i współpracy z wodzisławskimi aktorami – członkami Grupy Inicjatyw Twórczych a także Agencji Artystycznej Pięć Żywiołów.

Projekt pt. Teatr mój widzę ogromny, dzięki któremu mógł się odbyć ów niezapomniany spektakl, współfinansował samorząd powiatu wodzisławskiego.

Na szczególne słowa wdzięczności zasługują:

aktorzy i przyjaciele Teatru Wodzisławskiej Ulicy,

wspomniane już wcześniej – Grupa Inicjatyw Twórczych oraz Agencja Artystyczna Pięć Żywiołów, a także Alchemists fireshow,

grupa Moje Miasto i ich klub seniora Sami Swoi,

Vladislavia a także chór Jadwiga, dalej Orkiestra KWK Marcel,

pan Mężyk i synowie,  Muzeum w Wodzisławiu Śląskim, Wodzisławskie Centrum Kultury, samorząd miasta Wodzisław Śląski oraz służby komunalne tego miasta,

pani Teresa Biernacka i jej kulinarne niespodzianki, takoż smutny łabędź, o którego krótkiej – lecz jakże smutnej historii – opowiemy już niebawem. 

 

Tekst i fotografie:

Tadeusz Puchałka

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*