Wyboista droga pop kultury

„TU MASKA MASKĘ DRĘCZY! ZRZUĆCIE MASKI! ZWYKŁYMI STAŃCIE SIĘ LUDŹMI”

(WITOLD GOMBROWICZ)

 

 Utracony czas 

Jeżeli bezustannie tracimy czas,

na szukanie sensacji i podłości,

to zabraknie nam go na pewno

na adorację świętości.

(J. Marczinski)

Z całą pewnością daleko mi do wspomnianego przez poetę paszportu do kraju wiecznej szczęśliwości. Gram Bogu na nerwach, odkąd stanąłem na nogi. Nie jestem z tych, co to nie przeklinają i w ogóle nie wiedzą, co to grzech. Przeciwnie, jednak mimo wszystko potrafię odróżnić dobro od zła, czerń od bieli i – co jest oczywiste – gardzę zdradą, kłamstwem i tym, co nazywamy polityczną a także „społeczną prostytucją”. (Tkwię z prawej strony, niezależnie od „powiewów politycznych turbulencji” i powiem nieskromnie: bardzo to w sobie cenię).

Być może warto w tym miejscu podać kolejny zastrzyk szczepionki, proponowanej przez mojego ulubionego poetę:

 

Przegięcie

 

Nie ma już miejsca dla wstydu,

na twarzy rozpuszczonego do granic nieprzyzwoitości świata,

który bezcenną wolność,

zastąpił  niepohamowaną swawolą,

ale jest jeszcze miejsce na rozpacz.

Ukryte bruzdy na wygładzonych policzkach,

one wcześniej czy później wypełnią się obfitością łez,

które przeleją się przez zachwaszczone brzegi goryczy,

po czym spustoszą ostatnie poletka niezasłużonej radości,

i śmiertelnie zabolą.

 

(J. Marczinski )

Podziwiając wyczyny dzisiejszych gwiazd estrady, raz zanosimy się od zachwytów, to znów ogarnia nas przerażająca pustka i towarzyszący temu uczuciu  niesmak, a także, bądź co bądź, niezrozumienie tematu, jaki starają się nam przekazać ze sceny niektórzy z artystów – niestety także rodzimych gwiazd.

W rzeczy samej – wielu artystom puszczają hamulce, może dlatego, że bezkarne obrażanie wszystkiego i wszystkich stało się normą. Nie każdemu jednak owo demonstrowanie dziwnej równości pasuje. Dzięki prowadzeniu takiej polityki, nasze egzystowanie wygląda raczej jak niekończące się roboty drogowe. Jeszcze nie załatają jednej wyrwy, a tuż obok wyłazi nowa dziura…

 

Ostatni koncert Madonny to tylko spektakl, czy „podzwonne dla świata”?

Kultura pop, inaczej zwana popularną, rządzi się swoimi prawami. Ma być to coś, co łatwo da się przyswoić, jest przyjemne i nie wymaga zbyt dużych nakładów ze strony tych, co wspomniany produkt konsumują. Czy jednak tej masowej kulturze wszystko wolno? I czy naprawdę  wszystko, co jest związane z tak zwanym przekazem masowym i dla mas, jest chmurą bez ograniczeń słownych, kontrowersyjnej tematyki nie tylko w tekstach ale obrazach a także zachowaniach artystów?

Na temat ostatniego występu Madonny zwanej „Królową popu”, wypowiadali się fachowcy tej materii wielokrotnie, wydaje się jednak, że nie wszystko zostało powiedziane do końca… Prawdą jest, iż dziś wystarczy siebie nazwać skandalistą i tak naprawdę wszystko mi wolno! Co zatem z tymi, których skandaliczne zachowania gorszą, obrażają – nie tylko wierzących ale obraźliwe są także politycznie?

Oglądając ostatni występ wspomnianej gwiazdy kultury i rozrywki, otwierający konkurs Eurowizji, można odnieść wrażenie, że uczestniczymy w „czarnej mszy” na cześć szatana, lub zstępującego na ziemię antychrysta. Zaprawdę – każdemu, kto to oglądał, doradzam wizytę w konfesjonale. Sam zresztą to uczyniłem. Spektakl, który nam zafundowała gwiazda pop, przywołuje wiele pytań. Komu i czemu mogą służyć czarne msze na tak prestiżowym konkursie? W teatrze grozy Madonny nie brak prowokacyjnych wątków politycznych, niesmacznej erotyki, tudzież tandetnej lecz dalece wykraczającej poza znamiona dobrego smaku – scenografii, przywołującej  raczej mroczne skojarzenia…

OK, należy brać pod uwagę odwagę i agresywny sposób bycia artystki, czy jednak to wystarcza, by usprawiedliwić wykraczające daleko poza normy ludzkich zachowań tego rodzaju demonstracje z piekła rodem? Nie to jednak jest w suporcie do Eurowizji najgorsze, a zachowanie publiczności, która uczestnicząc w tym „szczególnej wagi” wydarzeniu staje się jeszcze jednym aktorem, doskonale wpisującym się w nabożeństwo ku czci władcy piekieł, diabła czy też innej jeszcze trudnej do określenia postaci mitycznej niewątpliwie o czarnym, piekielnym charakterze. Euforia widzów, biorących udział w tym „nabożeństwie”, staje się uosobieniem zła, na szczęście tylko na czas tego przerażającego spektaklu. Coś jednak jest nie tak z naszym myśleniem lub inaczej – z naszym ludzkim rozumieniem zasad, które nas jako ludzi obowiązują, bez względu na to, czy wierzymy w tego Boga czy innego, bądź nie wierzymy wcale – no chyba, że naszym guru stał się  prezes piekielnych otchłani. Jednakże tego zjawiska nie chciałbym brać pod uwagę, stąd też pozwoliłem sobie na wyrażenie swojej opinii, mając nadzieję, że nie jest jeszcze za późno.

Tak czy inaczej zabawa w piekło i zabawianie się jego prawidłami, to nie to samo, co zabawa w wojnę grupy małolatów na podwórku. Czas byłby zatem na wrzucenie na luz i zredukowanie biegu, bo zaczynamy wchodzić w zakręt o niebezpiecznym nachyleniu. Czy mam rację? Może tak, może nie. Tak czy owak ostrożności nigdy za wiele, takoż i rozsądku. Można na ostro, można na fest, byle nas nie opuścił rozum i to, co nazywamy zwyczajnym człowieczeństwem. Na koniec odrobinę samooceny swojego zachowania, czy wolno przeciętnemu zjadaczowi chleba wyrażać opinię na taki czy inny temat, mając na uwadze kulturę w ogólnym rozumieniu tego słowa? Skoro mówimy o kulturze masowej, a więc przeznaczonej dla wszystkich, niech zatem wolno wszystkim nam wyrażać swoje zdanie – tak myślę. Wake up! – skoro nie wypada po naszemu, to może te dwa obcojęzyczne wyrazy pobudzą nas do myślenia.

 

Tadeusz Puchałka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*