Sojusz z USA – jesteśmy już bezpieczni? (4)

Dobry business Trumpa

Polska ponosi ryzyko, wspierając między innymi upadłą Ukrainę oraz jej wewnętrzną wojnę domową i konflikt graniczny z Rosją. Ukraina właśnie się dowiedziała, że od 1. stycznia 2020 roku rosyjski gigant Gazprom zaczyna zawiadamiać kraje sąsiadujące z Ukrainą, że od 2020 roku przerywa przesył swojego gazu przez ukraińskie terytorium. To kolejny cios dla zdegenerowanego korupcją, zarządzanego oligarchicznie kraju. Zarządzanego niekoniecznie z Kijowa, bo lokalni bossowie mają często gdzieś rozporządzenia władz zwierzchnich. Na tym nie koniec, bowiem do ukraińskiego budżetu nie wpłyną, jak każdego roku, 2-3 mld dolarów.

Ryzyko jakie ponosi Polska, to również ryzyko agresji ze strony naszych sąsiadów – Białorusi i Rosji. Agresji prewencyjnej, bo jak chyba wiadomo żaden poważny światowy gracz nie pozwoli sobie na umacnianie się wrogich instrumentów militarnych tuż pod własnym nosem…

Polska miałaby wielkie kłopoty z samą agresją armii Białorusi a co dopiero, gdy mówimy o koncentracji i uderzeniu armii rosyjskiej. Większość sił Wojska Polskiego znajduje się na zachodzie kraju – czy zdążyłby wejść do walki, nim agresor zająłby Warszawę? Białoruskie wojska mogą zaatakować Polskę z dwóch kierunków – północnego, na wysokości Grodna i południowego, z okolic Brześcia. Szacowany czas mobilizacji naszej armii wynosi 2… lata a tu liczą się godziny… Oba uderzenia zakończyły by swój bieg na zajęciu Warszawy. Grupa północna może wejść do Warszawy z rejonu Legionowa i Nowego Dworu Mazowieckiego, grupa południowa – sforsować Wisłę poniżej miasta i wkroczyć do stolicy od strony południowych, lewobrzeżnych dzielnic. Później jej oddziały uderzeniowe ruszyłby w kierunku Łodzi, której zajęcie zakończyłoby inwazję. Białoruś nie dysponuje większymi zdolnościami militarnymi z powodu ograniczonego potencjału wojskowego. Obecnie siły zbrojne Białorusi liczą około 65 tys. żołnierzy i pracowników cywilnych.

***

Rzeczywistość pokazuje Polsce, że nasze położenie jest nie do pozazdroszczenia. Kraje Unii Europejskiej i NATO – jak pokazuje zresztą historia – w razie konfliktu zajmują się przede wszystkim sobą i ochroną własnych interesów. Zdolność Unii Europejskiej zagwarantowania komukolwiek wsparcia militarnego jest więcej niż wątpliwa. Warszawa od lat szuka więc oparcia w Stanach Zjednoczonych, bo zachowanie przyzwoitych stosunków z Rosją w polskiej racji stanu jest raczej nie do pomyślenia. Tusk i minister spraw zagranicznych Sikorski postawili na zbliżenie z Kremlem i ścisły związek z Berlinem. Czemu też prezydent Rosji okazywał życzliwość, póki nie postanowił zająć się zbrojnie wewnętrznymi sprawami Ukrainy, która naciskana przez USA wprowadziła u siebie wariant siłowy przejęcia władzy (Majdan).

Logicznym stało się wówczas, że Polsce został tylko sojusz z USA i głębokie uzależnienie – na wszystkich płaszczyznach – od tego mocarstwa. Kraje europejskie osłabione zalewem emigracji z krajów muzułmańskich jak i pogłębiającą się recesją, czynioną rękami globalistów, swój wzrok kierują ku Rosji. W związku z tym na terenie Europy Zachodniej – w Berlinie, Paryżu, Rzymie, Madrycie trwa swoista polityczna rywalizacja, czy układać się bardziej z Rosją, czy bardziej z Amerykanami. Rosja chce zbudowania „eurazjatyckiej wspólnoty geopolitycznej”, nawet padają takie określenia: Od Władywostoku do Lizbony (to jeszcze pomysł gen. de Gaulle’a). Kreml uważa, że uda się zbudować podporządkowaną Moskwie wspólnotę, gdzie potencjały państw europejskich, w szczególności Niemiec, byłby gospodarczą podstawą nowego imperium. Dzięki temu Rosja mogłaby jako supermocarstwo wejść w równoprawne relacje z Chinami i ze Stanami Zjednoczonymi. Władimir Putin pokazuje się jako ktoś, który potrafi z muzułmanami postępować surowo i stanowczo. Pojawiają się nawet takie opinie, że Putin będzie bronił szeroko pojętego chrześcijaństwa przed zalewem islamu, czyli spełni rolę współczesnego Jana III Sobieskiego. Polska, będąc w tak skomplikowanym sojuszu, będzie musiała bronić i siebie i coraz bardziej degenerujących się państw zachodnich. Gorzej, iż oszołomione „wolnością” młode pokolenie Polaków owej barbaryzacji zachodu kontynentu w ogóle nie dostrzega. (Cdn.)

 

Roman Boryczko,

czerwiec 2019

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*