Pysk chama, czyli geneza i objawy „wszawicy obyczajów” nad Wisłą

Uczyła mnie mama, bym się nie bał chama,

Bo cham boi się sam!

 

Jan Tadeusz Stanisławski

Uwolniony od „Sowieckiego Niedźwiedzia”, lecz animowany przez „etos Kaczora Donalda”, czyli kult barwnego szmatławca (tabloidu), hamburgera, dziary i kolczyka w nosie, brutalności i cwaniactwa, lansowany już przez dziecięce kreskówki i gry komputerowe, a także większość amerykańskich filmów akcji i gier komputerowych, obywatel jest sterowany ku duchowej nicości, ku postawie roszczeniowej wobec rzeczywistości, gdzie wielki „wysyp gadżetów” kreuje wielki na nie apetyt. A jednocześnie rodzi się frustracja z powodu niemożności posiadania ich wszystkich, bo nie ma hajcu (z grypsery), a posiadania tego, co ma sąsiad, czy koleżanka z pracy, to materialne bycie „trendy” jest kryterium nowej, naskórkowej ludzkiej wartości, a w przypadku nie zrealizowania owego postulatu – powoduje zaostrzenie się frustracji, postawy roszczeniowej i osobistego chamstwa, a więc traktowanie każdego człowieka jako przeszkody w drodze do nagarniania pod siebie „zwałów materii”, tak…

I tak, „wyprany mózgowo” i rozpalony w żądzy posiadania gadżetów, nabywania atrybutów „trendy”, ów (pseudo)człowiek ery postkomunistycznej staje się spreparowaną mentalnie, bezrefleksyjną, schamiałą marionetką i destruktorem życia społecznego. Nie myśli o dobru wspólnym, ale egolsko łaknie posiadania i „wyróżniania się”, kocha „lans”. Lecz w obliczu cywilizacyjnego zapóźnienia, ekonomicznej blokady możliwości pozytywnej realizacji płaskich, materialistycznych apetytów, chamstwo rozgrzane przez materialny niedosyt, o ironio, staje się buntem wobec tego stanu rzeczy, buntem kiboli przeciw systemowi, ubranym przez narodowców w szaty patriotyzmu, co szkodzi tej idei, bowiem to tylko bezmyślna złość na „zły system”, podobnie jak w sytuacji, kiedy pitbull kąsa tresera, jak uwolniony z butelki dżin atakuje nieostrożnego czarnoksiężnika.

Kto był za „komuny” w pierdlu wie, o czym mówię, bo mówię o tym, że git-ludzie mniemali, że są „antykomunistami”, bowiem „jebali komunę”, co ich, kryminalistów wsadzała za kraty, a więc nas, politycznych, traktowali jak braci, „antykomuchów”. Ale oni, w swej nieświadomości, także budowali komunę, gardzili naturalnymi więzami społecznymi, a my, świadomi patrioci (a było ich trochę, choć Okrągły Stół dokonał weryfikacji „listy obecności”), chcieliśmy odbudować „społeczeństwo obywatelskie” i rozwalić komunę, tak…

A teraz powrót do „adremu”. Nic nie znaczy też pozorny postęp cywilizacyjny i odczuwalne znormalnienie mechanizmów życia politycznego (jedynie w kontekście do komunistycznego totalitaryzmu, bowiem III RP realizuje testament nieboszczki PZPR z „jewropejską” etykietką) i ekonomicznego, usunięcie męczących, komunistycznych absurdów i zagrożenia obywatela bezprawiem państwowym czasów komuny, ale ten stan rzeczy gwarantuje jedynie wzrost materialnej jakości naszego życia, a nie jego duchowych i wolnościowych aspiracji. Niestety, poetyka chamstwa traktowana jest jako akceptowana codzienność życia w III Rzeczypospolitej, zło mniejsze, niż kolejka po lodówkę i paszport. Przeto jawić się może, jako sceneria „Raju odzyskanego”, zwłaszcza, że pod dostatkiem już elektroniki, mebli, kiełbasy i papieru toaletowego. Podczas demonstracji antykomunistycznych słyszało się przecież hasła: „Chcemy chleba, chcemy mięsa, niech nam żyje Lech Wałęsa”, a nie chociażby takie: „Żądamy odkłamania historii, życia w prawdzie i godności”. Masy ludowe są proste i oczywiste w swych oczekiwaniach, a historię zmieniają „szaleńcy” i nonkonformiści, co mogą „walczyć o wolność o suchym chlebie”…

Chamstwo jest formą, zwyrodniałą formą wolności osobistej, wolności ekspresji słownej i wolności od „ucisku przestarzałych norm społecznych”, od obyczajowego „passe”. Będący „na topie” albo „trendy”, czyli kopiujący styl myślenia i wysławiania się „chama medialnego i publicznego”, współczesny wyrostek i papużka, czują się dowartościowani, wręcz wyniesieni ponad ogół pokolenia „zgredów”, jeśli publicznie i środowiskowo dają do zrozumienia swym chamstwem słownym i prymitywizmem umysłowym – skopiowanym z ekranu telewizora i komputera – że są nowym, wyzwolonym pokoleniem. Tymi „na luzie”, że ich chamstwo jest zerwaniem „okowów konwenansu”, tak… Przecież oni wiedzą jak żyć, czyli bawić się w rytmie techno, rozbijać wiaty tramwajowe, bo to „zajebiste” i zabijać dla zabawy, bowiem to „beka” dla kopiących leżącego. Jednak ten stan rzeczy nie niepokoi polityków i policji, bo przecież to właśnie na tej ludzkiej, zdurniałej trzodzie opiera się bezkarnie polityczne propagandowe tumanienie, hochsztaplerstwo i pretekst dla rozbudowy policyjnej inwigilacji. Państwo zawsze rozrasta się tam, gdzie pleni się bezrozumna, zbydzlęciała trzoda, zaś zdrowy zmysł obywatelski i organizowanie się dla sygnalizowania i egzekwowania swych potrzeb życiowych obumiera w patologicznej społeczności, bowiem ta robi się zastraszona i zatomizowana (bardziej niż za komuny). (Cdn.)

 

Antoni Kozłowski vel AntoniK

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*