Praha i Příbram. Ze wspomnień (3)

W roku 1946 przeszłam wreszcie do gimnazjum, tak jak wielu moich rówieśników. Gimnazjum wzniesiono na przestronnym placu, była to najnowocześniejsza budowla w Pradze, gdzie zapewniono już terasowe audytoria, ogromne przestrzenie placu zabaw, duże i słoneczne pomieszczenia klasowe i wielki taras, gdzie odbywały się zabawy taneczne przy dźwiękach kapeli, stworzonej przez naszych utalentowanych kolegów, jakim był na przykład Zdeněk Marat.

Tuż po otwarciu obiekt otrzymał imię ministra Jana Masaryka. On sam do nas przemawiał. Entuzjazm był ogromny. Następnego dnia zaprosił nas przed swój dom na pogawędkę. To było udane spotkanie – Masaryk umiał rozmawiać z młodzieżą, jego brązowe oczy spoglądały na nas z miłością. Byliśmy szczęśliwi i przejęci tym pierwszym i jedynym spotkaniem z tak ważną osobistością. Ulica, gdzie wówczas na Vinohredech mieszkał, nosi dziś jego imię.

Nastał czas prawdziwej euforii – wszyscy chcieli pomagać, szczęśliwi – choć za darmo. Każdy jest gotów do pewnej skromności, budując państwo opiekuńcze. Dzień po dniu darzyło nam się lepiej. Był to jedyny okres szczęśliwości, jaki poznaliśmy – a trwał tak krótko!

W 1947 r. spędzałam z rodzicami wakacje na Šumavě. Był to rok wielkich upałów, ale w górach mieliśmy pięknie. Pojawiło się tak wiele grzybów, iż nie nadążaliśmy z ich zbieraniem. Wszędzie w lesie rosły jagody a i tu pasły się krowy z dzwoneczkami, wydzwaniającymi melodyjnie głębokie tony. Jadłam chleb z prawdziwym masłem i cieszyłam się życiem. W tamtejszych wsiach mieszkali jeszcze Niemcy, którzy żyli tu od niepamiętnych czasów. Grali nam na harmonijkach i śpiewali czeskie pieśni. Żadnej nienawiści, normalnie, jak to między sąsiadami. Nie wiem, dokąd odeszli. Ci tu – zostali, ale odkąd stali się obywatelami naszej republiki – odchodzić nie musieli.

Po wojnie tato został dyrektorem pionu spółdzielni produkcyjnych przy Centralnej Radzie Spółdzielczej. W roku 1947 wydał księgę pamiątkową o praskich piekarniach robotniczych a w roku 1948 o pierwszej robotniczej spółdzielni w Prostějově. Nawiązał w ten sposób do przedwojennej tradycji – w 1938 r. wyszła bowiem jego książka o praskiej spółdzielni inwalidów, produkującej wyroby ortopedyczne. Kolejnych działań na tym polu już mu zakazano.

Příbram – widok na miasto

Przyszedł luty 1948 r. Byłam w tym czasie ze szkołą na obozie łyżwiarskim w Karkonoszach, kiedyśmy się o całej sprawie dowiedzieli. Przeżyliśmy szok. Tato, jako socjaldemokrata, nie mógł pogodzić się ze zdradą Zdeňka Fürlingera, który własny kraj zdradził i zaprzedał, zmanipulowany umiejętnie przez Związek Radziecki. Doszło do przymusowego połączenia dwu partii – komunistycznej i socjaldemokratycznej. Dla socjaldemokratów była to tragedia i początek ich prześladowań. Bez zdrady Fürlingera – komuniści nie zwyciężyliby nigdy – nie mieli na to dość głosów.

Jak każdy z socjalnych demokratów, był i ojciec wezwany przed komunistyczny trybunał, by podpisał swój akces do nowej partii. Tato odmówił, a jako doskonały orator, rzekł wszystkim otwarcie, iż nie zapisze się do partii, do której jako pierwsi przystąpili kolaboranci i zdrajcy, ponieważ wówczas były przed nimi znów otwarte wszystkie drzwi i obiecane pełne bezpieczeństwo. I zaraz zapytał członków trybunału, gdzie oni wszyscy się pochowali, kiedy się w podziemiu pracowało dla przywrócenia wolności. Wiedział o każdym z nich dużo i przez to stał się człowiekiem niebezpiecznym. Ale do partii nawet za cenę narażenia siebie i rodziny – nie przystąpił. Był to czyn bohaterski i niewielu znalazło się wówczas takich, którzy postąpili tak jak on.

Příbram – herb miasta

Następstwa były dla całej naszej rodziny okrutne, ale jestem dumna ze swego ojca, że nie ustąpił, postępując honorowo i odważnie.

Wyrokiem z 18.09.1952 r. ojciec z całą rodziną został wysiedlony z Pragi do miejscowości Březové Hory nieopodal Příbrami, z terminem dwutygodniowym na podporządkowanie się tej decyzji. Inaczej groziła nam konfiskata całego mienia. Odwołanie się niczego rzecz jasna nie zmieniło, gdyż wcześniejsza regulacja Ministerstwa Spraw Wewnętrznych straciła moc urzędową.

Opuściliśmy więc piękne, nowocześnie urządzone, słoneczne mieszkanie – wyprowadzając się do wioski Březové Hory, do maleńkiego, starego domku z surowej cegły, w której skład wchodziła glina wymieszana ze szlamem, o dwu zawilgoconych izbach, bez podstawowych zabezpieczeń sanitarnych, za to z okupowaną przez szczury wygódką na dworze.

Březové Hory k/Příbrami znane są od niepamiętnych czasów z wydobycia srebra i najgłębszych kiedyś kopalń w Europie (ponad 1 km).

W roku 1953 dochód miesięczny ojca spadł z 5 381 Kč do 700 Kč. Przyczyną było „reprezentowanie w życiu publicznym postawy, wychwalającej dawny reżim demokratyczny i wrogi stosunek do realnego socjalizmu”.

Tato się odwołał i prosił o pomoc wielu swych przyjaciół. Niewielu tę pomoc obiecało, ale znaleźli się sprawiedliwi i odważni, którzy zdołali wpłynąć na to, iż pensja ojca została podwyższona, choć nie do pierwotnej kwoty. Odebrano mu też prawo do emerytury, choć całe życie wnosił comiesięczne składki.

 Příbramska kopalnia “Św. Wojciech”

Znaleźliśmy się w niezwykle ciężkiej sytuacji finansowej, oszczędności bowiem skonfiskowano nam na rzecz państwa. Ze stanowiska dyrektora pionu spółdzielni produkcyjnych przy Centralnej Radzie Spółdzielczej tato zdegradowany został do funkcji portiera szybu „Św. Anna”. Ale i to go nie złamało. Jako socjaldemokrata traktował każdy rodzaj pracy jako potrzebny i w tym samym duchu wychował także mnie.

Mama jednak tych wstrząsów nerwowych – w czasie wojny obaw o ojca a potem naszych „przygód” z komunistyczną dominacją i ukarania całej naszej rodziny zesłaniem – nie zniosła tak dobrze, jak ojciec. Jej zdrowie zostało trwale zniszczone. (Cdn.)

Na pierwszym zdjęciu sanktuarium Svatá Hora u Příbrami.

Eva Prajzlerová

Praha, Česká republika

Tłum z j. czeskiego

Lech L. Przychodzki

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*