Dumki smoleńskie…

10. kwietnia 2010 roku prezydencka wizyta miała zaszczycić obchody 70. rocznicy pomordowanych w lesie katyńskim przez siepaczy z NKWD polskich oficerów i inteligencji. Wśród uczestników tej delegacji prezydenckiej była ówczesna  elita polityczna i kulturalna z całego kraju – prezydencka para – Lech i Maria Kaczyńscy, posłowie, senatorowie, kombatanci, duchowni, wojskowi. Wobec rozdzielenia wizyt, rządowej i prezydenckiej, doszło do niepokojącego rozdźwięku, skandalu i sytuacji niebywałej, gdzie tylu oficjeli i wojskowych, posiadających wiedzę i tajemnice NATO leci razem jednym statkiem powietrznym. Tego dnia od samego rana stacje telewizyjne przygotowywały się do relacjonowania obchodów w Katyniu, ponieważ miał wziąć w nich udział sam Prezydent RP – Lech Kaczyński. Prezydent Polski razem z małżonką oraz cała delegacja oficjeli wsiedli o świcie do samolotu, który miał niespełna dwie godziny później wylądować w Smoleńsku. Do dziś lot ten owiany jest mgłą (nie tylko tą nad smoleńskim lotniskiem Siewiernyj) tajemnicy. Istnieje tylko kilka ujęć wylotu delegacji prezydenckiej i to z kamer przemysłowych. Sam lot był obarczony wielką niewiadomą co do zachowania strony rosyjskiej, która mogłaby utrudniać ów lot technicznie za zachowanie Prezydenta Kaczyńskiego, który w roku 2008 w sierpniu podczas walk Rosji i Gruzji poleciał do Tbilisi i nie było wtedy tajemnicą, że zrobił to z polecenia Washingtonu, by ratować nieudaną akcję militarną USA.

7. sierpnia 2008 roku Gruzja  rzuca swe uzbrojone przez Stany Zjednoczone, Turcję i Izrael wojska przeciwko separatystom z Osetii Południowej. Jest to akcja amerykańskich „jastrzębi”, która – jak dziś – ma na celu destabilizację sytuacji w regionie Kaukazu. Wojska gruzińskie szybko zdobyły stolicę regionu, Cchinwali. W wyniku ataku miasto zostało obrócone w perzynę, straty wśród ludności cywilnej były poważne. Według prawa międzynarodowego, ta niewielka (3,9 tys. km kw.) górska kraina stanowi część Gruzji, toteż gruziński przywódca mógł twierdzić, że jego armia przywraca konstytucyjny porządek. W traktatach, zawartych z Rosją, Gruzja zobowiązała się jednak, że nie będzie rozwiązywać kwestii Osetii Południowej siłą. A znaczną część „wojsk pokojowych” w tej praktycznie niezależnej od 1992 r. prowincji stanowiły oddziały rosyjskie. Obie strony natychmiast oskarżyły się nawzajem o ludobójstwo, zbrodnie wojenne, palenie miast, mordowanie cywilów i wszelkie możliwe okropności. Część z tych zarzutów może być prawdą: na wojnie zawsze się grabi, pali i zabija. Oddziały rosyjskie nie tylko wyparły wojska Gruzji z Osetii Południowej, ale posunęły się dalej. Wydawało się, iż pułki premiera Władimira Putina zdobędą Tbilisi.

Gruzja uratowała swoją podmiotowość. Około godziny 18:00 12. sierpnia 2008 r. prezydent Kaczyński wylądował w Azerbejdżanie na lotnisku Ganji. Stamtąd konwojem przywódcy państw jadą do Tbilisi. Tego dnia odbyły się w Tbilisi wiece i demonstracje pokojowe, w które zaangażowały się liczne tłumy, popierając działania swojego prezydenta. Na jednym z wieców, z udziałem blisko 150 tys. osób zebranych przed budynkiem parlamentu, przemawiał polski prezydent. W czasie wiecu Lech Kaczyński przemówił do zgromadzonych, stwierdzając, że obowiązkiem społeczności międzynarodowej jest solidarne przeciwstawienie się rosyjskim dążeniom imperialnym, które mogą pochłonąć kolejne państwa.

Taki lot, jaki odbył Lech Kaczyński, jest niezgodny z procedurami. W Izraelu, USA, czy Wielkiej Brytanii procedury zabraniają nawet pilotom w takiej liczbie lecieć jednym samolotem. Gdyby samolot się zepsuł, albo pilot popełnił jakiś błąd, to Polska odpowiadałaby za bezpieczeństwo wszystkich przywódców. Odpowiadałaby również za ich ewentualną śmierć. Micheil Saakaszwili, jak dziś Prezydent Ukrainy, Wołodymyr Ołeksandrowycz Zełenski, rzucił wyzwanie potężnej Rosji. Jak było do przewidzenia, Gruzini szybko ponieśli dotkliwą klęskę militarną.

Mjr. Pietruczuk, I pilot, odmówił wykonania polecenia Lecha Kaczyńskiego, aby lądować w Tbilisi. Prezydent Lech Kaczyński, razem z głowami państw Ukrainy, Litwy, Estonii i premierem Łotwy, leciał podczas wojny w Osetii Południowej do Gruzji, aby wesprzeć prezydenta Michaiła Saakaszwilego, co w konsekwencji zatrzymało rosyjską inwazję i uratowało Gruzinów. Lech Kaczyński nie zapewnił sobie poparcia żadnego z państw starej Europy, co znacznie zmniejszyło wagę jego misji. Do polskiej inicjatywy nie przyłączyli się też przywódcy Czech i Węgier, nie zamierzający pogarszać swych stosunków z Rosją. Co więcej, niemiecki dziennik Frankfurter Allgemeine Zeitung napisał, że Francja, ówczesna przewodnicząca Unii Europejskiej, uznała wyprawę pięciu przywódców do Tbilisi za „mało pomocny wyraz stronniczości”.  (Cdn.)

Roman Boryczko,

10.04.2022

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*