Phil Giraldi o obecnej sytuacji politycznej w USA

Siostrzenica prezydenta Donalda Trumpa, Mary, która jest psychologiem klinicznym, oświadczyła, że jej wujek ma tendencje socjopatyczne, być może odziedziczone po zimnym emocjonalnie ojcu, Fredzie, jaki był „dobrze funkcjonującym socjopatą”. Ocena oparta jest na historii kariery ojca Trumpa, określanego jako „bezlitosny biznesmen, który musiał odnieść sukces za wszelką cenę i zrobiłby wszystko, aby zwrócić na siebie uwagę, aby odnieść korzyści finansowe i wygrać wyścig szczurów. Następnie stwierdziła, że wierzy, iż wujek jej, Donald Trump, wszystko robi źle, ponieważ nie jest w stanie samodzielnie funkcjonować w rzeczywistości.

Ocena Mary może być prawdziwa lub nie, ale szkoda, iż nie poszerzyła swojego punktu widzenia nie tylko o barakudy administracji Trumpa, jak sekretarz stanu Mike Pompeo, ale także nie odniosła się do Kongresu, w którym zasiadają osoby, które zrobią wszystko dla zwrócenia na siebie uwagi, aby odnieść wymierny w postaci finansowej sukces. Kongres Stanów Zjednoczonych jest generalnie nieświadomy „prawdziwego świata”, stał się też najprawdopodobniej jednym z najbardziej skorumpowanych podmiotów politycznych na świecie, które odgrywały teatrzyk służenia ludziom. Jego podżegania do wojny i wskazywania palcem na urojonych winnych, dowodzą z całą pewnością tendencji socjopatycznych w Kongresie USA.

Kongres wyróżnia się również zdolnością do wybaczania sobie za każdym razem, gdy zawiedzie. Właśnie dlatego w jego wydaniu jest najdłużej trwająca sagą w Washingtonie o swojej świetności. Propaganda słodka jak miód, płynąca z ich gardeł, brzmi mniej więcej tak: Ameryka jest wyjątkowa, co sprawia, że wszystkie jej instytucje są lepsze niż jakiekolwiek inne na świecie. Wyjątkowość jest starannie chroniona i pielęgnowana przez establishment, zwany także Mrocznym (Ukrytym) Państwem (Deep State), który uosabia wszystko, co cnotliwe. Biorąc pod uwagę całą tę dobroć Kongresu i innych instytucji amerykańskich, wydaje się, że coś nie idzie tak, jak miało to miejsce w wyborach w 2016 roku. Teraz też ma miejsce w postaci działań, związanych z koronawirusem i Black Lives Matter. Ktoś musi zostać pociągnięty do odpowiedzialności za te wydarzenia. Najlepiej, gdy jednak ten ktoś jest obcokrajowcem. Rosja była facetem od bicia w ramach Russiagate w 2016 roku, a teraz przyszła kolej na Chiny, które obwinia się o wywołanie niepokojów w USA.

Biorąc pod uwagę tło całego hałasu, który obecnie niepokoi Stany Zjednoczone, można wnioskować, że niewielu Amerykanów zdaje sobie sprawę z tego, w jakim stopniu administracja Trumpa tworzy zimnowojenną rzeczywistość, która jest niczym innym jak tylko nową zimną wojną – tylko tym razem z Pekinem. Ostatnim wrogim posunięciem ze strony USA było polecenie Departamentu Stanu, dotyczące zamknięcia chińskiego konsulatu generalnego w Houston. Ambasada Chin w Washingtonie, której dano zaledwie cztery dni na załatwienie wszelkich formalności, celem zamknięcia dyplomatycznej placówki, określiła to posunięcie jako „polityczną prowokację” i odpowiedziała, nakazując zamknięcie Konsulatu Generalnego USA w Chengdu.

Pompeo zapewnił, iż ruch USA był odpowiedzią na chińską kradzież „własności intelektualnej”. Pompeo powiedział tak, nie podając żadnych szczegółów. Stwierdził propagandowo: „Stawiamy jasne warunki, co do tego, jak ma się zachować Komunistyczna Partia Chin. A jeśli tego nie zrobią, podejmiemy działania, które ochronią naród amerykański, nasze bezpieczeństwo, nasze bezpieczeństwo narodowe, a także ochronią naszą gospodarkę i miejsca pracy”. Roszczenie, dotyczące kradzieży przez chińskich hakerów, zostało najwyraźniej oparte na ustaleniu Departamentu Sprawiedliwości, iż Pekin celował w laboratoria, opracowujące szczepionki Covid-19, oskarżenie, które pojawiło się również w odniesieniu do Rosji. W wyniku śledztwa FBI aresztowano dwóch obywateli Chin.

Chiny (i Rosja) również zostały już oskarżone o ingerencję w zbliżające się listopadowe wybory krajowe w USA, mimo że brakuje dowodów na poparcie tego twierdzenia. Ale jeszcze bardziej niebezpieczne jest wysłanie przez USA okrętów wojennych, w tym dwóch grup uderzeniowych lotniskowców, na Morze Południowochińskie, aby interweniować w sporze morskim, jaki Chiny toczą ze swoimi sąsiadami, z których kilku jest sprzymierzonych ze Stanami Zjednoczonymi. Chiny ogłosiły 200-milową strefę ekonomiczną od swoich wybrzeży. Strefa obejmuje także sporne wyspy, który krok Washington uznał za „nielegalny”, po części dlatego, że ograniczają wedle widzimisię Washingtonu „wolność mórz”. Kwestionowany obszar, który znajduje się ponad 7000 mil od Ameryki Północnej, był w ostatnich tygodniach miejscem wielkich ćwiczeń marynarki wojennej USA. Wzrost aktywności wojskowej może okazać się nieprzyjemny, jeśli Chiny zdecydują się kwestionować obecność USA. Niektórzy kongresmeni już przewidują, że w ciągu najbliższych trzech do sześciu miesięcy dojdzie do jakiegoś konfliktu zbrojnego.

Oczywiście Chiny nie są „łagodnym gigantem”. Jest to państwo totalitarne, z największą populacją na świecie i obecnie być może największą gospodarką. Niedawno Pekin zrezygnował z umów o utrzymaniu Hongkongu jako regionu autonomicznego, co wywołało międzynarodowe potępienie. Szef FBI – Christopher Wray – słusznie określił Pekin jako „największe długoterminowe zagrożenie” dla przyszłości Stanów Zjednoczonych, chociaż odnosi się raczej do wyzwań gospodarczych i politycznych niż militarnych. Wzrost gospodarczy Chin wynikał z niedowartościowania kursu juana, który zwiększa eksport kosztem gospodarki krajowej. Pekin działa agresywnie, aby wyprzeć Stany Zjednoczone jako światowe supermocarstwo i uczynił to, rozszerzając swoje powiązania handlowe z bogatymi w zasoby regionami trzeciego świata i inwestując w te regiony, blokując surowce, na których będzie polegał, aby jeszcze bardziej rosnąć ekonomicznie. Chiny okazały się również innowacyjne i skuteczne w marketingu. Wystarczy przytoczyć sukces technologii sieci telekomunikacyjnej 5G Huawei, którą administracja Trumpa desperacko próbuje zablokować.

Pompeo idzie dalej, mówiąc w zeszłym tygodniu: „Musimy powiedzieć gołą prawdę, która powinna nami kierować w nadchodzących latach i dziesięcioleciach: jeśli chcemy mieć wolny XXI wiek, a nie chiński wiek, o którym marzy Xi Jinping, stary paradygmat ślepej współpracy z Chinami po prostu nie jest możliwy. Nie możemy kontynuować tego kursu i nie wolno nam do niego wracać”. Jeśli napięcia między Washingtonem a Pekinem rzeczywiście będą nadal rosły, to rośnie też prawdopodobieństwo eskalacji wojny handlowej, którą Stany Zjednoczone przegrają. To przecież amerykańskie korporacje zdecydowały się przenieść swoją produkcję do krajów o niskich płacach, takich jak Chiny, aby zwiększyć swoje zyski. Obecnie wiele towarów, jakich konsumenci w USA bardzo potrzebują, jest produkowanych wyłącznie przez chińskie firmy, działające na podstawie licencji. Te produkty znikną z rynku podczas wojny handlowej i to Stany Zjednoczone będą musiały się wycofać, aby przywrócić status quo ante.

Z pewnością rozgrywana obecnie gra interesów w dużym stopniu opiera się na zbliżających się wyborach w USA. Trump obwinił Chiny za sposób postępowania z koronawirusem, nazywając tę chorobę „chińskim wirusem” lub „wirusem wuhańskim”, aby zasugerować, że jest to podstępne działanie Pekinu, co to rzucił wirusa na niczego niepodejrzewającą Amerykę. Jeśli ten przypadek zostanie wysunięty dostatecznie wytrwale, stratedzy z Białego Domu mają nadzieję, iż wirus nie będzie poważnym problemem wyborczym, natomiast Trump zostanie wzmocniony przez swoją twardą linię wobec trwających obecnie niepokojów społecznych.

Jak na ironię, w jego wysiłkach pomaga Partia Demokratyczna, która jest już przekonana, że zagraniczne siły, w tym Chiny, zrobią wszystko, co w ich mocy, aby zatopić Joe Bidena, tak jak Rosjanom rzekomo udało się to zrobić z Hillary Clinton. Założenie jest absurdalne, ponieważ pod względem własnych interesów zarówno Pekin, jak i Moskwa prawdopodobnie faworyzowałyby nieudolnego Joe Bidena nad Trumpa, ale od kiedy to polityka amerykańska ma jakiś sens?

***

Philip Giraldi jest byłym pracownikiem CIA ds. zwalczania terroryzmu i oficerem wywiadu wojskowego. Obecnie – na pracowitej emeryturze – jest znanym i bardzo cenionym przez różne środowiska polityczne USA niezależnym publicystą i komentatorem telewizyjnym. Jest także dyrektorem wykonawczym Rady Interesu Narodowego. Jego inne artykuły pojawiają się na stronie The Unz Review.

 

Rozmyślania politologiczne Phila Giraldi streścił po przełożeniu Andrzej Filus

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*