Kapitulieren? Nein!

Polska racja stanu skapitulowała przed światowymi naciskami, inspirowanymi przez środowiska żydowskie. Nie mamy co się o to pieklić w Polsce, że Żydzi mają dobrą markę a Polaków nikt nie lubi, zaś na dzień dzisiejszy staliśmy się tarczą, do której się wali bez opamiętania. Tacy jesteśmy i tak się nas postrzega w świecie! Ze słabeuszami o głowach pełnych marzeń nikt rozsądny rozmawiać nie chce, a do rozsądku przemawia nam tylko kijem i… marchewką (dla Indian były paciorki). Kompromitujemy się na każdym kroku i pomysł Instytutu Pamięci Narodowej nt. karania za szkalowanie dobrego imienia Polaków był drogą w dobrą stronę, choć droga owa dla wielu była kontrowersyjną. Za to niemal dla wszystkich kontrowersyjną jest już całkowita rezygnacja z wersji pierwotnej.

Ustawa o Instytucie Pamięci Narodowej, odwołująca się do ochrony dobrego imienia Polski i Polaków, również na świecie, odnosząca się do II wojny światowej, miała pomóc odzyskiwaniu przez nas godności i bronić prawdy historycznej. To bardzo ważne w czasach, gdy pewne „prawdy” wynosi się do rangi roszczeń za doznane krzywdy (ustawa, która z inicjatywy Żydów została podpisana przez prezydenta USA, Donalda Trumpa – Act 447). Wszyscy w Polsce wiemy, że nie było polskich obozów śmierci. Na terenie Polski (która znikła z mapy jako państwowy byt) były obozy koncentracyjne niemieckiego okupanta, które fizycznie likwidowały zarówno Żydów jak i Polaków. Innych także. Zginęło w nich 6 milionów obywateli II Rzeczypospolitej, w tej liczbie były 3 miliony Polaków. Na świecie jednak słucha się narracji tych, którzy pracują w mediach, wykładają na uniwersytetach, są uznanymi (nikt nie pyta – dlaczego?) historykami. Oni zaś przekazują zupełnie inne treści od tych, jakie znamy w Polsce.

PiS startowało ze wspomnianą ustawą o IPN i mieliśmy nareszcie wstawać z kolan, nie pozwolić się opluwać i penalizować używanie określenia „polskie obozy śmierci”, bo to wszak szkalowanie. Jednak stosowanie artykułu 55a, który grozi karami grzywny i więzienia za przypisywanie polskiemu narodowi i państwu odpowiedzialności m.in. za zbrodnie III Rzeszy Niemieckiej oraz art. 55b, głoszącemu, iż przepisy karne mają się stosować do obywatela polskiego oraz cudzoziemca – „niezależnie od przepisów, obowiązujących w miejscu popełnienia czynu” – było skazane na porażkę z racji niemożności egzekwowania polskiego prawa poza jego granicami… Czy karanie zagranicznych mediów, dziennikarzy lub pojedynczych osób, żyjących w innych krajach jest możliwe? Nie! Nie, ale jednak środowiska żydowskie przestraszyły się prawa stanowionego, choćby nawet nie można go było stosować i rozpoczęły zmasowaną nagonkę, twierdząc, że historycy nie będą już mogli pisać o prawdzie i zagadnieniach, zwanych „ciemną kartą” w stosunkach polsko-żydowskich. Do mediów poszedł przeciek, iż nasi amerykańscy sojusznicy przystawili pistolet do skroni, „pokojowo” zachęcając delegację PiS-owską do tajnych spotkań z izraelskim wywiadem. Wynikiem tego była ekspresowa wolta i przepchnięcie zwrotne ustawy o IPN. Jednego dnia Sejm uchwalił, Senat przyjął bez poprawek, a prezydent podpisał nowelę ustawy o IPN. Opozycja zagrała z rządem w jednej drużynie! Ustawa została ogołocona z prawnego straszaka – artykułu 55a i art. 55b, ale dla Prawa i Sprawiedliwości właśnie teraz jest ona pełna i znów można odtrąbić sukces.

Deklaracja premierów Mateusza Morawieckiego i Benjamina Netanjahu jest też podobno przełomem… Władze Izraela „w całości potwierdzają polskie stanowisko” w sprawie zbrodni w czasie II wojny światowej. Od tej pory dzieła, negujące polską rację stanu, pisanina historyków, sprzeciw wobec stanowiska Polski będzie brana w obronę przez . Od dziś deklaracja jest ważniejsza od prawa (choćby państwowego a nie międzynarodowego)! Deklaracja, gdzie podkreślono m.in. brak zgody na przypisywanie Polsce lub całemu narodowi polskiemu winy za okrucieństwa nazistów i ich kolaborantów, potępienie przez oba rządy wszelkich form antysemityzmu i odrzucenie antypolonizmu oraz innych negatywnych stereotypów narodowych, miała pierwotnie ukazać się tylko w języku angielskim. Tymczasem w izraelskiej prasie z PiS-owskiej inicjatywy (być może jako forma zabezpieczenia się) ukazało się ono po hebrajsku. Otoczenie Netanjahu miało ponoć wściec się tym faktem. Jeden z izraelskich polityków stwierdził otwarcie, iż otwarta kampania, „mająca udowodnić, że Izrael oczyszcza Polaków z wszelkiej odpowiedzialności, jest żenująca”. Ot, taki prztyczek w nos na koniec wybitnie zgodnego rautu. (Cdn.)

 

Roman Boryczko,

lipiec 2018

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*