„Jak najdalej stąd”

Szarość, brud, zachmurzone niebo – oto obraz wielkiego osiedla mieszkaniowego, bloków z płyty.  Rodzina, jak każda inna  zmaga się z życiem i dniem codziennym. Tradycyjnie dysfunkcyjna, dzięki podobno wspaniałym przemianom gospodarczym, które wypchnęły z kraju miliony Polaków za chlebem. Jak sto lat temu. Najgorsze jest to, że za ciężką pracą nigdy Polaka nie czekała godziwa płaca. Ludzie z Zachodu przyzwyczaili się, iż przyjeżdżamy do nich i budujemy ich dobrobyt, a oni nie muszą nam dawać niczego w zamian; nie muszą być dla nas nawet mili.

Część Polaków na rynku pracy w Wielkiej Brytanii, czy Irlandii na początku oczywiście doświadcza dyskryminacji, szczególnie, gdy nie zna języka i przepisów. W wyniku tego nasi rodacy mogą być „zatrudniani” przez fałszywe agencje pracy i oszukiwani. To jedna strona medalu, rzeczywiście bardzo często w pierwszym momencie Polacy trafiają na zmywak czy do innych prac, nie wymagających żadnych kompetencji oprócz ciężkiej wielogodzinnej pracy. 3D jobs – to określenie dla Polaka! (Dangerous, Dirty, Demeaning – prace niebezpieczne, brudne, upokarzające).

Jednakże Polaków, którzy ich zdaniem nie radzą sobie tak dobrze na rynku pracy, nie odnajdują się w sytuacji znacznego zróżnicowania kulturowego, traktują z dystansem – jak duchy, które myślami są w swoich ojczyznach, a na obczyźnie wyraźnie się męczą.

Dorastająca Ola Hudzik (znakomita i debiutująca na wielkim ekranie młodziutka, 21-letnia Zofia Safiej, studiująca w łódzkiej filmówce) jest zwyczajną  nastolatką, która jak wielu z jej okolicy nie ma wielkich perspektyw na osiągnięcie sukcesu, a praca w pobliskich Biedronkach lub w wielkopowierzchniowych magazynach czy fabrykach – może wkrótce stać się smutną rzeczywistością jej żywota. Dziś jednak jest jeszcze uczennicą,  przeżywa pierwsze zauroczenia miłosne, ma mały wielki cel – po raz któryś z rzędu zdać  państwowy egzamin na prawo jazdy. W chwilach wolnych dorabia sobie w zakładzie mechanicznym – kocha samochody! Dziewczyna  ma obiecane przez ojca, że odłożył dla niej pewną kwotę, którą ona po zdanym egzaminie ma przeznaczyć na własny wymarzony pierwszy samochód. Ola mieszka w małym mieszkaniu w bloku ze swoją matką (tu równie dobra rola Kingi Preis), niepełnosprawnym bratem, który wymaga stałej opieki, toteż matka jest niepracująca. Rola ojca ogranicza się do prostych czynności, a mianowicie przesyła on z Irlandii pieniądze, natomiast dla dziewczyny nie jest autorytetem, ona właściwie go w ogóle nie zna.

Pewnego dnia do domu dzwoni ktoś, mówiąc po angielsku. Ola zna ten język, oddzwania, a głos po drugiej stronie słuchawki oznajmia, że jej ojciec umarł w wyniku wypadku w pracy, przygnieciony przez kontener na terminalu. Dziewczyna praktycznie go nie znała. „Mamy taki układ: on nie wie, co u mnie, a ja nie wiem, co u niego” – mówi o swoich relacjach z tatą. Po śmierci ojca to właśnie Ola musi pojechać na Wyspy, by sprowadzić jego ciało – tak chce jej matka – i zorganizować pogrzeb. To nie jest łatwa sprawa, bowiem kobiety nie dysponują dużym zasobem gotówki, a do tego nie zdają sobie sprawy, z jakimi procedurami będzie trzeba się zmierzyć! Podróż do Dublina jest dla młodziutkiej Oli Hudzik szkołą życia, bowiem nigdy nie opuszczała swojego miejsca zamieszkania i nigdy nie leciała samolotem. Nagle, jako dziecko, postawiona jest sytuacji, w której niejeden dorosły nie chciałby się znaleźć. Ola trafia na miejsce ma tak mało pieniędzy, że ledwie starcza jej na przysłowiowe fajki. A gdzie nocleg i pieniądze na bieżące wydatki!?

Młodziutka dziewczyna szuka śladów ojca – Krzysztofa, idzie do agencji pośrednictwa pracy, która go zatrudniła i dowiaduje się przypadkiem, że ojciec miał dziewczynę-przyjaciółkę, kobietę z Rumunii o imieniu Sara (graną przez Cosminę Stratan). Ola zderza się z rzeczywistością, z jaką zderzył się  jej ojciec. Agencję, którą prowadzi Polak (jak zawsze na najwyższym poziomie – Marek Jakubik) niewiele interesuje -Polak jest tam potrzebny od zaraz, a potem (w razie kłopotów) wszyscy umywają ręce!

Ola trafia na plac, gdzie pracował ojciec  i okazuje się, że poprzez nielegalne machinacje, które robią Polacy, by sobie dorobić, związane z ewidencją pracy – ojciec w chwili wypadku był na terminalu kontenerowym nielegalnie i nie dostanie żadnego odszkodowania. Dziewczyna wspina się na wyżyny możliwości, szantażu, kradzieży, by zdobyć pieniądze już nawet nie na sprowadzenie ciała, a chociaż na kremację i przewiezienie ojca w takiej formie do Polski. Ksiądz nie jest zadowolony, w jakiej formie kobiety dostarczyły mężczyznę na ceremonię – „Niedługo każdy będzie nieboszczyka przynosił w termosie”. Ola prosiła go, by w ostatnim słowie powiedział, że „ojciec po prostu się starał”, jednak sama nie wiedzieć czemu kończy swój żal nie tyle po stracie ojca, co stracie marzenia o własnym samochodzie (to paradoks, ale musimy zrozumieć: dzisiejsze pokolenie pogoni za dostatkiem i dysfunkcji w dziedzinie emocjonalnej) – dziewczyna wsiada do karawanu pogrzebowego i… ucieka. Od żałobników i kościelnych płaczek, nadchodzącej finansowej katastrofy, przed którą staną wkrótce, będąc z matką i bratem bez źródeł finansowania,  przed sobą, myślami nieokrzesanymi i tym, co zrobiła w Irlandii – pijąc do białego rana na umór z nieznajomymi, wyłudzając od kierownika placu pieniądze za ojca z funduszu łapówkowego, okradając dziewczynę ojca (pieniądze zwróciła) z groszy, które być może dzięki kursowi fryzjerskiemu poprawią jej marny los doczesnej pracy u molestującego ją szefa. Za dużo jak na jeden raz! Za dużo jak na nastolatkę!

Etiuda Ostatnia akcja opowiada o pracowniku poczty, zwolnionym z pracy krótko przed emeryturą, przygotowującym zemstę na byłym kierowniku. 60 kilo niczego to historia Krzysztofa, który zostaje kierownikiem w kopalni kruszców. Pierwszego dnia pracy dochodzi do wypadku. Złe uczynki – to opowieść o synu szpitalnej sprzątaczki, przyłapanym na próbie kradzieży. Niedoszła ofiara dziesięciolatka zleca mu wykonanie trzech zadań, w przeciwnym wypadku zgłosi przestępstwo.

W tych historiach o człowieku odszukuję u Piotra Domalewskiego pewną fascynację kinem lewicowym nurtu realizmu społecznego. Reżyser  w swych filmach kreśli poezję dnia codziennego. Dla nowobogackich elit – znudzonych widzów w multipleksie – tak prowadzona narracja może wiać nudą,  ale dla nurtu, ukazującego etos klasy robotniczej, to kino zaangażowane społecznie, komunikatywne, bliskie życia, przeźroczyste i realistyczne jest prawdziwym kolorowym kwiatkiem na hałdzie węgla! Życzę Domalewskiemu, by zechciał  kroczyć drogą  socjalisty i wielkiego brytyjskiego reżysera Kena Loacha, który mimo wieku (rocznik 1938) odważnie walczy, wykazuje wrażliwość społeczną i konsekwencję w obnażaniu obłudy, głupoty, chciwości kapitalistycznego świata.

O filmie dowiedziałam się z recenzji Pana Tomasza Raczka na popularnym serwisie internetowym. Obraz Jak najdalej stąd  wszedł  do kin kompletnie niepostrzeżenie, bez żadnych zapowiedzi i jakiejkolwiek promocji (bez plakatów, zwiastunów, wywiadów). Dlaczego dystrybutor tak lekceważąco i krzywdząco potraktował ten film?

Na koniec wzorem jednego z moich ulubionych zespołów – Chumbawamba i singla She’s Got All the Friends That Money Can Buy, wypuszczonego przed pełnym albumem Wysiwyg, przytoczę w tłumaczeniu polskim utwór pt. Passenger List for Doomed Flight 1771, który w zmienionej wersji pomoże nam usunąć z naszego życia na zawsze kanalie, zdrajców, ludzi chciwych i wyzutych z jakichkolwiek zasad! To ich ostatni lot – niech zginą w piekle!

 

                        Passenger List for Doomed Flight 1771

 

Uwaga proszę, to ostatnie wezwanie do lotu jeden siedem dwa jeden.

Bill Gates, George Soros, Elon Musk, pa pa, pa pa pa

Angela Merkel, Joe Biden, Boris Johnson,

pa pa, pa pa

Jarosław Kaczyński, Borys Budka, Donald Tusk, do widzenia, do widzenia, do widzenia.

Włodzimierz Czarzasty, Aleksander Kwaśniewski, Leszek Miller pa pa pa

Leszek Balcerowicz, Radosław Sikorski, Jan Vincent-Rostowski pa pa pa

Paweł Kukiz, Mateusz Morawiecki, Robert Biedroń, Szymon Hołownia pa pa

do widzenia, do widzenia, do widzenia, do widzenia, do widzenia, do widzenia, do widzenia, do widzenia, do widzenia, do widzenia (i na pokład zapraszamy innych…)

Roman Boryczko,

kwiecień 2021

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*