Jak ksiądz Stryczek pokochał pieniądze i “śmieciówki”

pobraneJako autorytety – środowiska liberalne i sprzyjające kapitałowi wybierają “od zawsze” różne indywidua. Okazuje się, że nadredaktor Michnik – wściekły ateista – dla sukcesu swoich układanek nie cofnie się przed niczym. Do tematu wspierania umów śmieciowych skaptował księdza Stryczka (skoro działa w biznesie, to jest już “ich”). Zabawne, że na temat Prawa Pracy wypowiada się duchowny, który do emerytury będzie na sowicie opłacanym etacie(umowa o pracę) w Kurii i po osiągnięciu wieku emerytalnego na to świadczenie przechodzi. Praca duchownego to codzienne liturgie, posługa kapłańska (chrzty, komunie, pogrzeby), ale jak się okazuje kapłan może być też coachem, trenerem, pisać książki, artykuły, być dyrektorem zarządzającym, kreatywnym, prowadzić stowarzyszenie Wiosna i przy takiej nowoczesności być też pewnie dobrym kochankiem. Jacek Stryczek to nowoczesny ksiądz – taki chrześcijański Owsiak dla mas, ale nie ukrywający przy tym, że lubi pieniądze. Według księdza Jacka Stryczka, prezesa organizacji Wiosna (ci od akcji Szlachetna Paczka), w Polsce zbyt dużą wagę przywiązuje się do umowy o pracę. Jego zdaniem – “uelastycznienie rynku pracy przyniosłoby korzyści wszystkim.”

52d93c8d6ad02_o“W Stanach ludzie nie boją się stracić pracy, bo wiedzą, że zaraz ktoś ich przyjmie. A przyjmie ich dlatego, że wie, iż nie będzie miał problemów z późniejszym ich zwolnieniem. Natomiast, jeśli zatrudniam kogoś na umowę, która powoduje, że będzie mi trudno tego kogoś zwolnić, to się 50 razy zastanowię, nim to zrobię. No bo jak moja firma wpadnie w tarapaty, nie będę miał zleceń, kontraktów, to wtedy oprócz kłopotów, które ma firma, będę miał też problem z długoterminowym zobowiązaniem wobec pracownika”. Duchowny przyznał, iż mimo że sam ma kościelną umowę o pracę, nie widzi niczego złego, by kogoś zatrudniać na umowę o dzieło a i pewnie większość jego ludzi to darmowy wolontariat “na klęczkach”. Zaiste – bardzo miłosierne i wzniosłe, że sam  nie pobiera za zarządzanie organizacją Wiosna żadnego wynagrodzenia. Zdaniem księdza Stryczka problemem w Polsce jest sposób podejścia do pieniędzy, który nazywa “katomarksizmem”. Polega on na podejrzliwości wobec pieniędzy i osób bogatych, które powinno się czcić, oddawać im pokłony, że mają ochotę w ogóle płacić nam wynagrodzenie. Ponadto w jego opinii wielu Polaków ma problemy z zaradnością i zarządzaniem własnym życiem, więc sami na los tułaczy sobie zapracowaliśmy. Jego kolega Michnik i Gazeta Wyborcza mają takie samo zdanie – emigracja to przywilej i otwarcie okna na świat. “Jak słyszę, że umowy śmieciowe są złe, że oni powinni nam więcej płacić, to od razu w głowie mam pytanie: a kto to są – ci oni? Co to są za tajemnicze Święte Mikołaje, które mają dać ludziom więcej kasy? Przecież to też są jacyś ludzie, którzy się zdecydowali na przedsiębiorczość, która, jak widać, jest dużo trudniejsza od pracy na etat, skoro ci, co są na etacie, na umowach śmieciowych, godzą się na takie rozwiązania i nie otwierają swojego biznesu“.

Ksiądz twierdzi, że pieniądze budzą w Polakach frustrację, z której on już się wyzwolił!

54d3e7bdc0db01e78a80aad6074bc81eZdania liberalnego księdza Stryczka nie podziela międzynarodowa organizacja OECD, która stwierdziła, że stosowanie umów cywilnoprawnych w Polsce wymknęło się spod kontroli i osiągnęło niebezpieczne rozmiary. Sekretarz generalny zwrócił uwagę, iż już 27% pracowników w Polsce ma umowy tego typu i wśród krajów OECD pod tym względem przegania nas… tylko Chile. Rynek pracy w Polsce uległ segmentacji, czyli zatrudnieni dzielą się na takich, którzy korzystają z dającego stabilność etatu oraz takich, którzy pracują na umowie cywilnoprawnej i można ich łatwo zwolnić. Pracujący na umowie śmieciowej wpadają w zaklęty krąg pośredników pracy, którzy nimi “handlują” między sobą, przerzucając z jednej strefy ekonomicznej do drugiej. Pracownicy z obu grup są zupełnie inaczej traktowani – pracodawcy niechętnie inwestują w podnoszenie kwalifikacji osób zatrudnionych na umowę cywilnoprawną, zaniżają ich zarobki, stygmatyzują innym kolorem roboczego stroju. nie włączają tych pracowników w pakiet socjalny firmy, co przyczynia się do pogłębiania się podziałów pomiędzy obu grupami, a także szkodzi gospodarce. Jednak o los polskiego pracownika nie ma komu walczyć. Wielkie centrale związkowe od dłuższego czasu zainteresowane są tylko własnymi członkami – a nie interesem Polaków. Niech biorą przykład z pracy związkowej naszych zachodnich sąsiadów. Presja związków zawodowych, działających w sieci Lidl sprawiła, że jej właściciel zdecydował się ponownie podwyższyć płace – do 11,5 euro za godzinę. To już druga podwyżka w ciągu ostatnich pięciu miesięcy. Podwyżki obejmą wszystkich zatrudnionych na terenie Republiki Federalnej Niemiec – łącznie 70 tys. pracowników. W Polsce pracownicy sklepów niemieckiej sieci są skazani na pracę na zdecydowanie gorszych warunkach płacowych. Jest to w znacznej mierze efekt niskiego wskaźnika uzwiązkowienia. Wynagrodzenie pracownika sklepu polskiego Lidla wynosiło w 2014 roku ok. 12,5 zł brutto za godzinę. To czterokrotnie mniej niż otrzymują wykonujący identyczną pracę niemieccy pracownicy sieci. Nie wspominam już o polskim rządzie, bo ten od lat interesuje się tylko ”wygaszaniem” gospodarki i ekonomicznym końcem naszego kraju.

Liberałowie swoje – a perspektyw na lepszy czas brak i jak dawniej brzęczą u nóg kajdany wyzysku… Przy pełnym aplauzie ludzi typu Michnika, Lisa, Korwina-Mikke…

Roman Boryczko,

 czerwiec 2015

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*