Grunwald – Zachód kontra Rzeczpospolita Trojga Narodów (3)

0000001-405Remanenty pobitewne zacznijmy od liczebności wojsk stron walczących. W literaturze podawane są różne, rozbieżne szacunki liczebności wojsk, walczących pod Grunwaldem. Mówi się nawet o sile  do 38 tysięcy wojsk zakonnych i do 43 tysięcy sprzymierzonych, ale przez większość historyków i badaczy są one podawane w wątpliwość. Przewaga liczebna wojsk Unii nie jest kwestionowana. Zazwyczaj przyjmuje się, że w Bitwie pod Grunwaldem wzięło udział 51 chorągwi rycerstwa niemieckiego i europejskiego (z Czech, Śląska, Pomorza, Rzeszy, Lotaryngii, Francji, Luxemburga, Szwajcarii, Inflant i Anglii), czyli ok. 21 tys. mieczy (w tym 230 Braci Zakonnych), poza tym piechota, łucznicy i puszkarze, czyli artylerzyści obsługujący 12 lekkich armat, tzw. hakownic, w liczbie 6 tys., czyli w sumie ok. 27 tys. żołnierzy do walki w polu oraz bliżej nieokreślona liczba tzw. ciur obozowych. Naprzeciw wojsk Zakonu stanęło rycerstwo polskie, litewskie i ruskie (pułki smoleńskie), a także wojska Hospodara Mołdawskiego, zaciężni Czesi, Tatarzy Dżalal ad-Dina, prywatna chorągiew Lingwena Semena z Nowogrodu Wielkiego, czyli ok. 29 tys. żołnierzy, a 2/3 z nich, to rycerze polscy. Jak widać, przewaga wojsk sprzymierzonych była, ale strategicznie niewielka, wszystko zależało od szyki wojennej dowódcy, a pamiętajmy, że po wielokroć, to nie „ilość, ale jakość”, decydowała o zwycięstwie bitewnym. Mamy tu przykład Kłuszyna AD 1610, ale najbardziej piorunujące zwycięstwo odniósł nad  szwedzkim Królem Karolem IX Sundermańskim pod Kirchholmem AD 1605 polski hetman Jan Karol Chodkiewicz, rozbijając szarżą 2600 husarzy armię szwedzką, liczącą 11 tys. żołnierzy, w tym roty sławnych pikinierów z pikami długości 5,5 m, co podziwiał cały współczesny świat od Watykanu do Persji, ale o tym w stosownym czasie…

Kolejna kwestia, to straty w ludziach, poniesione na polu bitwy. Najbardziej realistyczne szacunki (bowiem Długosz mówi o 40 tys. poległych rycerzy wojsk krzyżackich) odnotowują śmierć na polu bitwy około 8 tys. rycerzy krzyżackich, w tym 203 braci zakonnych i dostojników krzyżackich, wedle Długosza: odnalezione ciała wielkiego mistrza zakonu, marszałka Fryderyka Wallenroda, zwłoki wielkiego komtura Konrada Lichtensteina oraz komturów: toruńskiego Jana von Sayna, gniewskiego Jana hrabiego von Wendena i człuchowskiego Arnolda von Badena, kazał król obmyć i owinąć w czyste płótna. Tak przygotowane odesłano je do Malborka na wozie okrytym purpurą. Relacja królewskiego kronikarza pokrywa się z opisem z łacińskiej kroniki Cronica conflictus Wladislai, regis Poloniae, cum cruciferis. Do polskiej niewoli dostało się ok. 14 tys. rycerzy z różnych państw, którzy odesłani zostali do domów, a znaczniejsi czekali na wykup  Natomiast po stronie polskiej, także według Długosza, polec miało jedynie 12 ważnych rycerzy , a straty polsko-litewskie, to już współczesne szacunki, wyniosły ok. 2500 zabitych rycerzy polskich i żołnierzy Unii Antykrzyżackiej. Zwycięstwo w każdym razie było przełomem w walce z zakonem i kresem jego potęgi…

A co się stało z tysiącami poległych na polach grunwaldzkich rycerzy? Prowadzone w przeszłości prace archeologiczne nie przyniosły spodziewanych efektów. Wydobyto wówczas zaledwie 28 fragmentów uzbrojenia, głównie części bełtów i grotów strzał, ułamki broni siecznej i rękawic. Odnaleziono wtedy również szczątki ok. 300 uczestników bitwy, wszystkie w rejonie kaplicy pobitewnej, wzniesionej w miejscu obozu krzyżackiego. Zdaniem archeologów oznacza to, że nadal nie odkryto miejsc pochówków kilku tysięcy poległych. I tu pojawia się dramatyczne pytanie: czy pobojowisko grunwaldzkie nie stało się terenem rabunku i bezczeszczenia zwłok zostawionych potem na pastę ludzi i  dzikich zwierząt, czy może to jeszcze jedno Psie Pole, po znanym już z historii po Bitwie pod Wrocławiem w 1109 roku, kiedy to Król Polski, Bolesław III Krzywousty pobił przyszłego cesarza Niemiec, Henryka V, co opisał Wincenty Kadłubek, który po dokładnym opisie bitwy dodał, że: Na dowód tego istnieje jeszcze nazwa miejsca, bowiem zbiegła się tam niezmierna sfora psów, które pożerając tyle trupów zapadły w jakąś szaleńczą dzikość, tak że nikt nie śmiał tamtędy przejść i dlatego owo miejsce nazywa się Psim Polem… Współcześnie prowadzone wykopaliska archeologiczne na polach grunwaldzkich i w okolicy powinny niebawem rozstrzygnąć ten tajemniczy, złowrogi dylemat…

Po bitwie pod Grunwaldem Król Polski, Jagiełło, podarował wielbłąda czeskim rycerzom przybyłym z posiłkami wojskom polskim; stał się on później elementem herbu Plzna. Dalej. Ważniejsi jeńcy krzyżaccy i europejscy wzięci do niewoli pod Grunwaldem w 1410 roku  byli przetrzymywani w oczekiwaniu na okup na zamku Tenczyn pod Krakowem… Powrót Jagiełły do stolicy nastąpił dopiero w szesnaście miesięcy po bitwie, gdyż król kontynuował działania wojenne oraz oczekiwał orzeczenia słuszności prowadzonej wojny z zakonem od papieża Jana XXIII (później uznanego za antypapieża). Pomyślny wyrok Watykanu zastał monarchę w Niepołomicach, gdzie natychmiast przystąpiono do przygotowania uroczystego wjazdu władcy do Krakowa.

0000001-412

I na koniec rzecz najważniejsza. Bitwa pod Grunwaldem AD 1410 była pierwszą wielką demonstracja siły Rzeczpospolitej Trojga Narodów, czyli polskiego, litewskiego i ruskiego, Rzeczpospolitej, która nigdy nie uzyskała oficjalnej sankcji politycznej, choć była to opcja zbudowania największej, ekonomicznie, kulturowo i militarnie potęgi w Europie, a zapewne w świecie, ale nie znalazła uznania w oczach kresowych wielmożów i stronników watykańskich na polskim dworze królewskim, nawet, kiedy dotyczyło to unii z Moskwą (1610, królewicz Władysław carem Rosji, mennica rosyjska bije monety z jego podobizną, a bojarzy „szmaceni” przez carów, łakną demokracji), w podobnym kształcie, co z Litwą. Najbliżej tej idei było w 1658 roku (niektórzy żałują, że nie wcześniej), kiedy to podpisano Ugodę Hadziacką z hetmanem kozackim, Janem Wyhowskim. Najważniejszym postanowieniem ugody zawartej w obozie wojskowym pod Hadziaczem było wyodrębnienie z Korony województw: czernihowskiego, bracławskiego oraz kijowskiego i utworzenie z nich Księstwa Ruskiego, które stawało się trzecim, równorzędnym członem Rzeczpospolitej, republiki szlacheckiej. Polskę, Litwę i Ruś miały odtąd łączyć: osoba wspólnie wybieranego monarchy, wspólna izba poselska i senat oraz polityka zagraniczna. Najwyższa władza na Rusi znalazła się w rękach hetmana, zatwierdzanego przez króla spośród czterech kandydatów, przedstawianych przez stany Księstwa Ruskiego. Księstwo Ruskie miało mieć także odrębne urzędy stworzone na wzór tych funkcjonujących od wieków w Polsce i na Litwie oraz własną mennicę zlokalizowaną w Kijowe. Niestety, ta Rzeczpospolita miała żywot jętki jednodniówki… Po raz ostatni idea ta pojawiła się podczas Powstania Styczniowego, a znalazła symboliczny wyraz w jego herbie i na jego sztandarze…

I jeszcze to, ważne dywagacje, coś dla równowagi wobec literackich opisów „serca krzepiących”. Obecność państwa krzyżackiego, wbitego klinem między Koronę a Litwę, doprowadziło do unii i chrystianizacji największego wtedy pogańskiego państwa w Europie – Litwy. Ponieważ dokonała tego Polska, siłą faktów zyskała natychmiast przychylność papiestwa. W takiej sytuacji Krzyżacy nie mogli liczyć na masowe poparcie europejskich chrześcijan, wspierały ich tylko niektóre dwory, z którymi łączyły ich personalne więzi. To pozwoliło osiągnąć militarną przewagę Polsce i Litwie już przed decydującym starciem pod Grunwaldem. A wspaniałe, choć nie wykorzystane, zwycięstwo stało się aktem cementującym więź Polski i Litwy, a także sposobem eliminację kompleksów wobec Zachodu. Pomimo tego, że w XIV wieku Kraków i Wilno dzieliło bardzo wiele, to wspólny przeciwnik pozwolił te różnice zniwelować i stworzyć nowe, wspólne państwo, które wkrótce zaczęło się zaliczać do najpotężniejszych w Europie…

0000001-410

Jaki stąd morał? Otóż najłatwiej samookreślać się poprzez jasne wyznaczenie swego wroga, solidarność wobec wspólnego zagrożenia. I co tutaj dużo mówić – fakt bardzo realnej Rzeczpospolitej Trojga Narodów, a także jej faktyczne nie zaistnienie, to zmarnowanie szansy na potęgę, różnorodność kulturową, niesłychaną płodność duchową i jedność wieloetniczną naszej Ojczyzny, Najjaśniejszej Rzeczpospolitej! To nasza zbiorowa, historyczna wina, wina nie byle koga, a świadomych i kreatywnych społecznie wolnościowców i demokratów wiodących w Europie, zaniechanie czegoś, co mogłoby stać się symbolem tolerancji i żywej „jedności przeciwieństw”, ewenementem w skali świata. Ale co się stało, nie odstanie! Żal, żal, serce płacze! Ale nasza teraźniejszość, upadek duchowy i obyczajowy, niszczenie oblicza łacińskiej Europy przez marksistowski paradygmat multi-kulti i gender, to szansa dla Polski, dla budowy nowych sojuszy, do tworzenia potęgi w tym regionie – Wielkiej Ligi Mórz, jednoczącej Skandynawię, Pribałtykę, Europę Środkową i Chrześcijańskie Bałkany, klin wbity w „Oś Dominatorów Europy”: Paryż – Berlin – Moskwę, układ polityczny, gospodarczy i militarny, tworzący nową siłę w Europie, choć bazujący na tradycji i kulturze, opartej na „jedność w wielości”, ale bez ulegania ekspansywnemu, destruktywnemu, śmiertelnie wrogiemu nam islamowi. Chrześcijańskiej Europy nie pogodzi się i nie zjednoczy z izolacjonistycznym i odwetowym islamem, Europę można odbudować w oparciu o etos nieziszczonej Rzeczpospolitej Trojga Narodów, ot co!

AntoniK

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*