Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta (3)

Nie każdy jednak w świecie nabiera się na te nacjonalizmy! Grupa około 30 ukraińskich dzieci z klubu Ja, da Vinci musiała przedwcześnie opuścić grecki hotel, ponieważ innym gościom nie podobało się wywieszenie przez nią czerwono-czarnej, banderowskiej flagi. Okazało się, że na wywieszenie flag skarżyli się inni goście. Grecy postanowili radykalnie wydać „nakaz wysiedlenia ich od kierownictwa”. Adam Michnik – naczelny żydowskiego głosu w każdej polskiej izbie – nienawidzi faszyzmu i nacjonalizmu w każdej postaci i wersji. Dlatego też niezrozumiałym jest dla mnie wyjątkowe pobłażanie ukraińskim nacjonalistom na łamach Gazety Wyborczej. Wszyscy Polacy mają się wstydzić za Jedwabne, pogrom kielecki, nigdy nie zapominać o Holokauście, a jednocześnie według Michnika mamy zapomnieć o Wołyniu!

 

***
To niebywałe, iż ochroną polskich osadników na Kresach w czasie pogromów nie zajęła się patriotyczna Armia Krajowa (dostała rozkazy z Londynu, by zachowywać przyjazne stosunki z Ukraińcami) a na pomoc ludziom z mordowanych wsi szły sowieckie oddziały partyzanckie, do których później dołączali ocaleni Polacy. Wraz z nadejściem Sowietów lokalne struktury podziemia, przede wszystkim proweniencji AK-owskiej i Batalionów Chłopskich, ujawniły się wobec nowego okupanta. Co straszniejsze, Ukraińcy nie zaprzestali swej morderczej retoryki mimo tego, że NKWD każdego dnia aresztowała konspiratorów i polskich i ukraińskich! Komuniści zaczęli tworzyć milicję, do której wstąpiło wielu ludzi podziemia, wiele posterunków MO pozostało obsadzonych przez byłych żołnierzy AK czy scalonej z nią Narodowej Organizacji Wojskowej (NOW).

Polska partyzantka wobec zbliżającej się rychło ku końcowi II wojnie światowej nie próżnowała i wdrażała akcje odwetowe na ukraińskich wsiach, które były ośrodkami szkoleniowymi (Sahryń, 10. marca 1944 roku, gdzie zginęło 150-300 Ukraińców a toczyła się tam regularna potyczka zbrojna), czy eksterminacja chłopstwa ukraińskiego, popierającego UPA (wieś Wiązownica w powiecie jarosławskim, w dawnym województwie lwowskim. W masakrze zginęło co najmniej 76 osób). 18. kwietnia 1945 r. oddziały podziemia narodowego dokonały odwetu na zamieszkałej w większości przez Ukraińców wiosce Piskorowice. Śmierć poniosło tam około 100 ukraińskich cywilów. Sytuacja z krwiożerczym ukraińskim nacjonalizmem powodowała niespotykane sojusze – przytoczę tu fakt ocalenia polskiej wsi, w której bronił się oddział komunistów przez partyzantów por. Radwana z NSZ, za co „wróg klasowy” dostał podziękowania od Tadeusza Ochockiego – zastępcy kierownika UB w Jarosławiu.

Ogółem z rąk samoobrony i regularnych jednostek partyzanckich AK i BCh śmierć poniosło ok. 10-12 tys. mieszkańców ukraińskich wsi. Były też i sytuacje z punktu widzenia jeszcze niedawnych dymiących polskich mogił, dziwne. Nocą z 27. na 28. maja 1946 r. w Hrubieszowie Henryk Lewczuk, ps. Młot, dowódca jednego z największych oddziałów polskiego podziemia niepodległościowego WiN, działających na terenie Ziemi Lubelskiej wraz z Ukraińcami z UPA atakuje budynek komunistycznej PUBP oraz komendę MO w Hrubieszowie, w celu uwolnienia polskich więźniów. Ukraińcy mieli za cel zniszczenie siedziby NKWD i Urzędu Przesiedleńczego.

(Gorącym orędownikiem porozumienia polsko-ukraińskiego był inspektor Inspektoratu Zamość AK Delegatury Sił Zbrojnych, kpt.. Jeszcze podczas okupacji we wrześniu 1944 r. zwołał on odprawę 23 dowódców AK z rejonu Chełma, Zamojszczyzny i Hrubieszowa. Zażądał wówczas dogadania się z Ukraińcami).

Walka rozgorzała na dobre ze zmiennym skutkiem. Sowieci i PPR-owcy wezwali wojsko. Wybuchy alarmują żołnierzy 5. pułku LWP, którzy stacjonują w koszarach na północnym brzegu Huczwy. Żołnierze nie chcą wykazywać się przesadną odwagą, są lękliwi i posuwają się powoli, oczekując, że napastnicy sami się wycofają. Tym brakiem odwagi popisał się wtedy młody porucznik, którego znamy z polskiej historii z zupełnie innej strony – Wojciech Jaruzelski.

Kulminacją dławienia oporu krwiożerczych band UPA była zainicjowana 28. kwietnia 1947 r. akcja Wisła. 20 tysięcy żołnierzy Wojska Polskiego i Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego przystąpiło do przymusowego wysiedlania ludności ukraińskiej i rodzin mieszanych z południowo-wschodniej Polski. Wysiedlono ponad 140 tysięcy Ukraińców, czym spowodowano, że oddziały terenowe UPA pozbawione zostały zaplecza i musiały ewakuować się do okupacyjnej strefy zachodniej w Niemczech.

Komuniści sowieccy nie śpieszyli się z dławieniem ukraińskiego nacjonalizmu, traktując go po macoszemu. W Naczelnym Dowództwie Wojska Polskiego oddziały UPA określono jako mające „charakter raczej przejściowy”. Priorytetem były wtedy działania przeciwko polskiemu podziemiu niepodległościowemu NSZ i AK. Partyzantka ukraińska w Polsce działała w dość wąskim pasie granicznym, rozciągniętym od Włodawy po Krynicę i nie miała szans w walce z silnymi jednostkami regularnego, komunistycznego wojska. Skoncentrowanie odpowiednich sił mogło doprowadzić do likwidacji oddziałów UPA. Regularne wojsko wolało jednak metody totalitarne i zasadę odpowiedzialności zbiorowej z punktu widzenia tamtejszych Polaków (którzy padli ofiarą okrutnej zbrodni) całkiem słuszną. Nie było na tych ziemiach wielu sprawiedliwych, ale trzeba o nich wspominać i pamiętać! Udokumentowano, iż Ukraińcy ostrzegli i ocalili od zagłady 2527 Polaków. Polaków ratowało łącznie ok. 1,3 tys. Ukraińców, przy czym 384 zapłaciło za to życiem. Polski IPN upamiętnił ich publikacją Kresowa Księga Sprawiedliwych. (Cdn.)

                                                                                                                          

Roman Boryczko,

lipiec 2019

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*