Friedrichshain i Kreuzberg przeciwko eksmisji znajdującego się na Rigaerstrasse squatu

1Szary Kowalski w naszym nadwiślańskim kraju nawet nie zdaje sobie sprawy, że o swoje interesy trzeba bić się twardo. I to się dzieje wcale nie tak daleko! Przepełnieni polityką historyczną, walką z wirtualnymi emigrantami, podzieleni jak nigdy – staliśmy się, jako naród, łatwym celem globalistów.

Można nas Polaków doić, gnębić, zadłużać i nawet eksmitować z własnego mieszkania. A wszystko w imię interesów ale nie… naszych! W RP zapał opadł, solidarność bliska kapitulacji – tam, w Niemczech, żar oddolnej współpracy i walki wciąż się tli.

U naszego zachodniego sąsiada walka o własny byt i mieszkanie mają wieloletnią historię. Ruch, nawiązujący do autonomizmu, pojawił się w Niemczech pod koniec lat 70. XX w. i był blisko związany z anarchizmem. Autonomiści skupiali się na tworzeniu squatów, walce przeciwko budowie  elektrowni jądrowych, protestach antywojennych oraz – w mniejszym stopniu – na działaniach bezpośrednich. Potem nastał czas połączenia obu państw niemieckich i możliwość zasiedlania wielu opuszczonych domów po wschodniej stronie Berlina. Okupowanie zajętych na dziko budynków jest od lat 80/90. wieku XX elementem tożsamości skrajnej lewicy w Berlinie, matecznikiem i wylęgarnią oddolnego ruchu społeczno-politycznego.

Rewolucyjny zapał z czasem przygasł, ofensywa kapitalizmu przechyliła szalę na swoją stronę, dając nieproszonym gościom ultimatum. Dziś wielu dawnych dzikich lokatorów płaci regularnie czynsz. Ale ruch ludzi, nie wahających się, by używać siły w walce o własne mieszkanie, jest w Niemczech wciąż duży. Squattersi po cichu wspierani są przez ex-sympatyków idei rewolucyjnych lat rewolty Rote Armee Fraction – min. Joschkę Fischera czy Daniela Cohn-Bendita z Partii Zielonych.

2

Wyrywanie pustostanów miastu wiązało się też z ryzykiem zasiedlania ich przez ludzi bezdomnych, upadłych, wykolejeńców, narkomanów… I to też miało miejsce – lecz mianownik ten nie ugasił ruchu wolnych domów.

5

Społeczność ludzi wolnych od lat czuje się wyśmienicie w zachodnioberlińskiej dzielnicy Kreuzberg. Po zjednoczeniu Niemiec przenosiła się czasami do byłej wschodnioberlińskiej dzielnicy Friedrichshain lub Prenzlauer Berg. Mieszkanie w budynkach wyrwanych miastu wiązało się też z ich obroną i czynną walką z systemem. Grupą która zasiedlała pustostany byli ludzie świadomi politycznie (anarchiści, trockiści), często członkowie  sceny autonomicznej („Autonome Szene”). Niepokoje i ciągłe przesuwanie linii frontu w stolicy Niemiec – wciąż trwa. Berlin nie jest dla wszystkich a już na pewno nie dla odmieńców.

3

W dzielnicy Friedrichshain od kilku miesięcy dochodzi do konfrontacji policji z lewicowymi radykałami. Powodem są spory o zamieszkaną przez dzikich lokatorów kamienicę, którą kupił niedawno w ramach gentryfikacji (domy przeznaczone do rozbiórki lub do generalnego remontu, po czym przekształcane są w ekskluzywne i drogie apartamentowce) zagraniczny inwestor. Przedmiotem sporu jest kamienica przy niepozornej ulicy Rigaerstrasse 94 w dzielnicy , we wschodniej części miasta – jeden z ostatnich bastionów silnego dawniej w Berlinie społecznego ruchu squattersów okupujących pustostany.

Demonstracja w obronie budynku na Wismarplatz we wschodniej części Berlina zgromadziła ponad 3000 – ubranych w większości na czarno i zamaskowanych – młodych ludzi, gotowych dać policji do wiwatu. Z transparentami piętnującymi kapitalizm, berlińskie władze i „terror ze strony Państwa” tłum ruszył w kierunku pobliskiej ulicy Rigaerstrasse. Tradycyjnie doszło do konfrontacji i eskalacji przemocy. Policja stoi zawsze po stronie bogatych. Policjantów obrzucono kamieniami i butelkami, raniąc ponad setkę z nich. Radykałowie wybijali także szyby w autach i sklepach. Dzięki takiej postawie, władze miasta czując oddech skrajnej lewicy na plecach, są w stanie negocjować. Centrolewicowy burmistrz miasta, Michael Muller, zaproponował pokojowe rozwiązanie sporu z aktywistami, okupującymi budynek. Jego chadeccy oponenci twierdzą jednak, że miasto zbyt delikatnie traktuje łamiących prawo anarchistów.

4

Polska skrajna lewica również, choć na o wiele mniejszą skalę aktywizuje się poprzez ruch squaterski. Gdy nad poznańskim squatem „Rozbrat” w 2009 roku  zawisło widmo likwidacji, środowisko tysięcy ludzi potrafiło się zjednoczyć. „Odzyskujemy miasto, „Rozbrat” zostaje”. Po kilkunastu latach prowadzenia przez ludzi „Rozbratu” działalności społecznej, politycznej, kulturalnej i artystycznej – squat jest na tyle znany, że wrósł w tkankę miejską stolicy Wielkopolski.

„Szarzy” obywatele nie mają tyle ikry, by walczyć o swoje, nie mówiąc już o skrajnej prawicy, która w silnym państwie, służbie bezpieczeństwa, armii i ścisłej kontroli postrzega fundament społeczności. Podczas gdy inni walczą o swój dom, fani Dmowskiego pieją z zachwytu nad postawą niemieckiej policji. „My przypominamy, że ustawa 1066 działa „w obie strony” – może należałoby pospieszyć z interwencją, przywracając ład i porządek?” Ot, polski folklor!

Polacy wciąż czekają na zbawiciela – a to na koniku, a to na krzyżu… Na czekaniu cały zapał się też kończy…

plakat_berlin

Inni biorą sprawy w swoje ręce. W przypadku Berlina „Dzień X” ma być dniem, który „pogrąży miasto w chaosie”, w walce o równe praktycznie prawa bogaczy i biedaków.

Roman Boryczko,

lipiec 2016

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*