Czy leci z nami pilot?

Co będzie dalej? To pytanie zadaje sobie na pewno większość myślących ludzi, patrzących na rozwój obecnej sytuacji. Czy zadziała tu zasada dalszego gotowania żaby, z pewnymi etapami przełomowymi, co będzie skutkowało niszczeniem polskich przedsiębiorstw (w konsekwencji ich upadkiem i wrogim przejęciem), recesją  jak też ograniczeniem nam praw; czy cofniemy się do realiów z czasów Gomułki – lub  jeszcze bardziej wstecz? A może wszystko skończy się happy endem, jak w amerykańskich komediach romantycznych? Kto myśli o niedorzeczności takich pytań, bądź absurdalności i nieadekwatności odniesień, niech nie popada jednak w zbytni optymizm. Obecna sytuacja znowu obnażyła wstrętne, obrzydliwe mechanizmy władzy – butę i hipokryzję. Podział na „nich” – rządzących  i na „nas” – pospólstwo. Sprawującemu władzę PiS-owi, zgodnie z mandatem społecznym, nie udało się postawić zarzutów karnych nikomu odpowiedzialnemu za afery i nadużycia z okresu poprzedzającego ich rządy – być może zgodnie z zasadą, iż kruk krukowi  oka nie wykole. A tego m.in. oczekiwaliśmy jako wyborcy. Ludzie, malwersujący miliony złotych z publicznych środków – okradający państwo i społeczeństwo – nadal śmieją się nam w twarz. Nie ma natomiast „władza PiS-owska” żadnych skrupułów, aby wprowadzić z dnia na dzień drakońskie, absurdalne kary za jeżdżenie na rowerze bez podania ważnego powodu czy wyjście z dzieckiem na spacer. Taka przyjemność kosztuje od 5 tys. do 30 tys. Bez możliwości odwołania. Po ulicach jeżdżą samochody policyjne ze szczekaczkami, informujące w sobotę wielkanocną, że wychodząc z domu łamiemy prawo. Jakie prawo, pytam?

Dużo osób – przekonanych święcie o logice tych działań – powie, że to wynika z odpowiedzialności społecznej, w której musimy się kierować dobrem wspólnym, a nie własnym chciejstwem. Co zatem robił schorowany, ponad siedemdziesięcioletni prezes Kaczyński w bliskim otoczeniu delegacji rządowej pod pomnikiem smoleńskim i na cmentarzu? Bez masek, bez rękawiczek… Znowu są równi i równiejsi? A może koronawirus nie taki straszny, jak go malują? Nie będę się wdawał w analizę danych statystycznych, związanych z rzekomą epidemią czy pandemią. Natomiast jest naturalne, że człowiek myślący musi – powinien nawet – negować absurdalne zakazy i ograniczania. Nie jest to wezwaniem do anarchii, a jedynie pytaniem o granice naszej wolności obywatelskiej i osobistej. Pytaniem o granice absurdu, a zarazem zdrowego rozsądku. Jak można szanować ludzi, którzy pozwalają przemieszczać się tramwajami, gdzie przy kubaturze wagonu tramwajowego (2,5 m x 2,5 m x 8m) 48m3 jest dopuszczalna ilość 9 osób, a dla kościołów, które mają kubatury (54 000 m3 ma jeden ze znanych mi kościołów) liczone w tysiącach metrów sześciennych, limit ten wynosi… 5 osób. Nie mówiąc już o absurdalnych przepisach, narzucających najbliższej rodzinie odległość przy poruszaniu się po ulicach, czy kwestii zamknięcia lasów. Mieliśmy podobno wstawać z kolan, a mam odczucie – o ironio – że to właśnie PiS rzuca nas obecnie na kolana gospodarczej katastrofy.

Mam też nieodparte wrażenie – silne, potęgujące się – iż politycy rządzącej partii wyglądają na niezbyt utalentowanych aktorów, którym ktoś w czasie trwania spektaklu dał, a raczej narzucił, inny tekst do czytania. Nagle spektakl o władzy wsłuchanej w obywatela, podatnika, przedsiębiorcę, budującej silną gospodarkę w oparciu o więzi społeczne i etos narodowy, zmienia się w tragedię (tragifarsę?) z wyreżyserowanym zagrożeniem, podsycaną paniką oraz realnym stanem wyjątkowym w tle. Chaos, bezradność i nieudolność zaskoczonych polityków, to wszystko oczywiście zostanie przekute przez TVP na wielki sukces rządzących – podobnie jak klęska ustawy o IPN.

Potrafię ze zrozumieniem przeczytać dane statystyczne, jak też obliczyć kubaturę bryły. Nie mam natomiast żadnych danych, ani nie znam wzorów,  aby jednoznacznie  ocenić skalę kompetencji i decyzyjności rządzących nami ludzi. Czy poruszamy się w granicach kilkudziesięciu procent czy raczej… kilku? Obawiam się jednak, że wszystko, na co stać, co mogą tak naprawdę w ramach swoich kompetencji politycy  rządzącej partii, to narzucić nam odległości, w jakich mamy się poruszać po ulicy czy też zakazać nam wstępu do lasu lub ewentualnie parku. Mogą nam też przypomnieć, że kicha się w rękaw, a ręce powinno się myć przez minimum 30. sekund. Reszta decyzji zależy od wyższych pięter w hierarchii zarządzania globalnymi finansami. I nie mam czasu ani ochoty analizować przeszłości poszczególnych figur – czy  raczej pionków, na politycznej szachownicy. Co mogli, to już pokazali, bądź właśnie pokazują.

PiS przez cztery lata obsadzał etaty „Misiewiczami”, licząc na cudowne skutki siermiężnej propagandy w wykonaniu telewizji Jacka Kurskiego oraz innych pro PiS-owskich mediów. Rządzący, poza PRowymi działaniami w stylu komisji Wasserman czy komisji Jakiego, będących działaniami stricte wizerunkowymi oraz pójściem na otwartą wojnę z kastą sędziowską, nie podjęli żadnych głębokich oraz istotnych reform. Podstawą silnej gospodarki są kadry, fachowcy, ludzie kompetentni. Piramida zależności, gdzie wszystko – od energetyki po prokuratorów – załatwia się  telefonem z Komitetu Centralnego danej partii, to klątwa PRL-u, fatum, którego nie potrafimy się pozbyć od 70 lat. Cień PRL-u to nieudolność, brak kompetencji, partyjny nepotyzm i lizusostwo. W strukturach rządowych, na styku decyzji o charakterze  politycznym  z decyzjami o charakterze ekonomicznym czy gospodarczym fachowiec musi być partnerem dla polityka, a często mentorem, natomiast nie chłopcem na posyłki.

Odpowiadając sobie niejako na postawione na początku pytanie, mniemam, że może być „różnie”. To „różnie” należy oczywiście rozpatrywać pod kątem wielu zmiennych i oboczności. Tak czy owak, nastąpiła turbulencja. I tylko silna wiara każe nam mieć nadzieję, że nie na równi pochyłej ma miejsce owo zawirowanie. Wiele, wbrew pozorom, zależy też od NAS, obywateli, Polaków, po prostu ludzi. Czego ja się obawiam? Nie jestem wróżką, ani jasnowidzem, ale patrząc na twarz naszego ministra zdrowia – spoglądając w oczy Łukasza Szumowskiego – nie widzę tam człowieka niezależnego, fachowca, lekarza z prawdziwego zdarzenia. Nie robią też na mnie żadnego wrażenia zdjęcia z Matką Teresą czy podpisywanie deklaracji wiary czy też sumienia przez pana Szumowskiego. Mam swoje sumienie. I nie robią też na mnie wrażenia tytuły naukowe z zakresu medycyny czy biologii. Nieważne do końca kto mówi, ale co mówi. Znam w wystarczającym stopniu historię, aby wiedzieć jak ludzie nauki zapisywali się podle i obrzydliwie na jej kartach. Jak lekarze, biolodzy czy antropolodzy prowadzili barbarzyńskie, nieludzkie eksperymenty na innych ludziach, w imię postępu, nauki, jak też własnych, doraźnych korzyści czy ambicji. Jak działali na zlecenie polityczne w hitlerowskich Niemczech czy stalinowskiej Rosji.

Jak wiemy, Pan Szumowski podpiera się swoim wykształceniem w fanatycznej promocji szczepionek i szczepień. Obecna sytuacja z koronawirusem stanie się w przyszłości idealnym podłożem do forsowania – obawiam się – przymusowych szczepień. Co widać w zmęczonej twarzy i chorobliwie podkrążonych oczach naszego obecnego ministra zdrowia: czy to przemęczanie nadmiarem pracy, czy raczej wypalenie, wynikające z zależności oraz odgórnej presji? Niestety moje przeczucia, pokrywają się z tezą, wypowiedzianą przez Leszka Millera (drugie „niestety”, że powołuję się na byłego komucha), a mianowicie, iż Łukasz Szumowski przestał być już lekarzem, a stał się politykiem, zanurzonym w bagnie politycznych zależności. Aczkolwiek, bardziej niepokoi mnie możliwa zależność od innych, potężniejszych czynników oraz nacisków, niż wewnątrzpartyjne układy. Tak, jak jednak powiedziałem wcześniej – nie jestem dziennikarzem śledczym i nie mam czasu ani ambicji rozwikływać powiązań tego czy innego ministra czy polityka. Nie mając twardych dowodów, zdaję się na intuicję i sumienie. Poprzestanę tylko na tym, że drzewo poznajemy po owocach, a pan minister będzie odpowiadał zarówno przed wyborcami, historią, jak i przed Bogiem – w którego to tak gorliwie podobno wierzy. Dotyczy to tak samo premiera Morawieckiego jak i prezydenta Andrzeja Dudy, którzy na każdym kroku raczą nas wielkimi słowami oraz bogoojczyźnianymi frazesami. Ja pozwolę sobie zadać na koniec jeszcze inne pytanie: Czy aby na pewno leci z nami pilot?

 

                                                                                                                                                              Włóczykij

Rys. Autora

 

P.S.

Na dzień dzisiejszy czekamy na datę 16. kwietnia, kiedy to władza każe nam chodzić po pustych ulicach w maskach na twarzy… Kiedy dzieci wrócą do szkoły, a my do normalnego życia, do normalności?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*