Cały polski chuligański trud…

Kilka dni temu na warszawskim Stadionie Narodowym gościła impreza szczególna dla fanów futbolu, czyli finał Pucharu Polski. PZPN wynajął do tego celu stadion reprezentacyjny, a w szranki stanęły Legia Warszawa i Arka Gdynia. Odwieczni wrogowie (tu mówię o kibicach), bowiem Legia to rodzina sztamy z lat 90. Legia – Pogoń Szczecin – Zagłębie Sosnowiec a Arka Gdynia była w słynnej Triadzie zabijaków Arka – Lech – Cracovia. Dziś Legia pożegnała Pogoń Szczecin a Triada jest na tyle krucha, że Lech „zwąchał” się z ŁKS-em Łódź, co jeszcze kilka lat temu było nie do pomyślenia. Podczas samego spotkania kibice obu klubów, w astronomicznej jak na polskie warunki liczbie 48 tysięcy, zaprezentowali kilka opraw, do których odpalili niezliczoną ilość pirotechniki.

Wielkiego mordobicia nie było z racji tysięcy stróżów prawa, ale pirotechnika latała po obiekcie jak szalona. Uszkodzeniu uległy telebimy, wieża stadionu, nadpalony został składany dach. Sędzia dwukrotnie przerywał mecz z powodu słabej widoczności, ogólnie doliczono 10 minut. Sprawa zachowania fanów z Gdyni trafi do prokuratury. Dzisiejsze czasy z permanentną inwigilacją władzy samego środowiska chuligańskiego i fanów piłki kopanej, nie sprzyjają stadionowemu chuligaństwu. Chuligani piłkarscy wolą zacisze leśnych odstępów niż szalone ganianki w centrum miast na oczach kamer miejskiego monitoringu. Wszak wiadomo, że w każdej ekipie jest jakiś policyjny informator i kto ma iść siedzieć, ten dostaje „bezpłatne wakacje”. Historia polskiego stadionowego „mordobicia” jest barwna i krwawa, a największe rozróby przypadają na okres nieboszczki komuny i wczesne lata „nowej demokracji”.

Pierwsze chuligańskie „zabawy” rozpoczęły się w latach dwudziestych XX wieku. Przodowali w nich kibice żydowskiego klubu Makabi i nie lubiący ich fani Korony Warszawa. Mecze odbywały się na Dynasach. Prawie na każdym spotkaniu polsko-żydowskim Korona Makabi była solidna bijatyka. Rok 1924 – przed meczem na warszawskiej Agrykoli, gdzie Polonia Warszawa miała grać z żydowską drużyną Hakoah Wiedeń, na stadionie i w okolicach pojawiło się 10 tysięcy widzów. Atmosfera była napięta do tego stopnia, że sędzia główny w trosce o własną skórę w kieszeni schował pistolet na ostrą amunicję. W 1927 roku niemiecki klub FC Kattowitz grał z Wisłą Kraków. Sędzia był stronniczy i nie uznał gola dla Niemców. Niemieccy kibice wtargnęli na boisko. Porządek musiało przywracać uzbrojone wojsko. W 1938 roku w Tarnopolu mecz polskiej drużyny miejscowych Kresów z żydowskim klubem Jehuda Tarnopol zakończył się regularną bitwą na noże. Byli i ciężko ranni. Polscy kibice w złości zdemolowali żydowskie sklepy w mieście. Burda zakończyła się interwencją wzmocnionych sił policji i interpelacją w tej sprawie żydowskiego koła parlamentarnego w Sejmie.

Rok 1935 – spotkanie Cracovii z Ruchem Chorzów. Po tym meczu po raz pierwszy można było przeczytać o starciach fanów drużyn piłkarskich w Polsce.

Przyszła okupacja hitlerowska. Życie kulturalne zostało zakazane a afiszowanie się polskością karane było obozem koncentracyjnym. Kraków stał się po roku 1939 stolicą Generalnego Gubernatorstwa, bezpośrednio nie wcielonego do III Rzeszy. Piłkarska „święta wojna” była jednak silniejsza od okupacyjnej pożogi. 17. października 1943 na stadionie Garbarni rozgrywane były derby Krakowa pomiędzy Wisłą a Cracovią. Po problematycznym „żucie karnym” dla Cracovii na murawę wbiegli kibice obu krakowskich drużyn, dzierżąc noże i kije. Bójka przeniosła się na Rynek Podgórski. Bito się nawet pod siedzibą dowództwa SS i policji. Zawody piłkarskie były organizowane nielegalnie, więc ten wybryk mógł się skończyć dla walczącego tłumu wywózką do obozu w Oświęcimiu. Ówczesnym szefem SS był jednak Austriak, który miał za sobą przeszłość piłkarską. Kiedy dowiedział się, że w awanturze biorą udział kibice, skwitował to tylko słowami: „Kibice? A to niech się biją!”. (Cdn.)

 

Roman Boryczko,

maj 2018

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*