Bitwa pod Komarowem 1920 chwałą polskiej kawalerii

bitwa-pod-komarowem-1920Pamięć historyczna jest nam potrzebna jak tlen i woda, jak światło drzewom, a wędrowcom dach nad głowom, czyli pamięć historyczna – to nasza tożsamość, rdzeń formacji mentalnej zwanej POLSKOŚCIĄ, poczucie realizmu, stymulator dumy, ale też korepetytor w kwestach błędów i niedociągnięć, które to tworzyły dzieje naszego Narodu, bowiem oblicze Ojczyzny, które nie zawsze była godna nazwy Serenissymy, ale także zhańbionej matki lub domu niewoli, musimy znać w każdym detalu, a nie w formie zmitologizowanej maski, bowiem nam to na zdrowie wyjdzie – to duchowe, to materialne, to świadomościowe i to codzienne, żmudne, acz skuteczne budowanie siły, dumy i dobrobytu Najjaśniejszej Rzeczpospolitej! Jak pamiętamy, to dzięki arkanom geniuszu dowódczego Marszałka Piłsudskiego, dzięki znakomitej koncepcji strategicznej gen. Tadeusza Rozwadowskiego, takoż geniuszowi radiotelegraficznych szyfrantów, zwłaszcza tego, który już w 1919 roku złamał szyfry bolszewików – por. Jana Kowalewskiego, takoż lotników, dokonujących zwiadu powietrznego, także ochotników amerykańskich, węgierskich robotników i kolejarzy, którzy w obliczu zdrady całej niemal Europy produkowali i dowozili nam pociągami transporty broni, amunicji, pocisków armatnich i kuchni polowych pod niemal samą linię frontu. To są przykłady ludzkiego solidaryzmu, inteligencji, męstwa i poświęcenia, ale nie tylko polskiego, choć tego było najwięcej, ale także solidaryzmu międzyludzkiego, idei ponadnarodowej, uniwersalnej i ponadczasowej! Nam jednak, w Gdańsku podczas Sierpnia ’80, udało się bezkrwawo ożywić i raz jeszcze wpisać w karty historii, słowem i czynem przesłanie tej wielkiej, szlachetnej idei, która jeszcze nie dopisała ostatniego rozdziału, nie spełniła bowiem całości 21 postulatów strajkowych! Nie powstała Solidarna Rzeczpospolita, a jeno jej karykatura – kiszczakowsko-liberalna III RP, ot co!

Zwycięstwo pod Warszawą, Bitwa Warszawska 1920, powszechnie określane jest mianem „cudu nad Wisłą”. Nie jest to termin precyzyjny – raczej dewocyjna figura metaforyczna, bowiem, nad czym warto się zastanowić, to deprecjacja ludzkiej solidarności, bohaterstwa żołnierskiego, geniuszu szyfrantów i łącznościowców, a także mistrzostwa operacyjnego sztabu i Marszałka, a zatem, czy warto je powszechnie, bezkrytycznie stosować? Niech każdy sobie na to indywidualnie odpowie. Przypominam, że jest to określenie, które do obiegu publicznego wprowadzili przeciwnicy Piłsudskiego, aby w ten sposób umniejszyć jego rolę w pokonaniu bolszewików. Pamiętajmy, iż Bitwa Warszawska rozegrana została na zasadzie wcielenia w życie śmiałego planu operacyjnego, jaki na podstawie ogólnej koncepcji Piłsudskiego, który de facto był rewolucjonistą, bojowcem, który „wysiadł z czerwonego tramwaju na przystanku Niepodległość”, a nie wojskowym strategiem, opracowali: szef sztabu gen. Tadeusz Rozwadowski, płk Tadeusz Piskor i kpt. Bronisław Regulski. Głównym celem operacji było odcięcie korpusu Gaj-Chana od armii, wydanie frontalnej bitwy na przedpolu Warszawy i wykonanie oskrzydlającego uderzenia w bok i tyły armii bolszewickich, zaczepnym manewrem znad Wieprza. To wszystko zaskutkowało, trzeba powiedzieć, że to znakomita koincydencja ludzkiego wysiłku intelektualnego i fizycznego, ale, na Boga nie cud, nie zabierajmy mu kompetencji tam, gdzie my musimy ruszyć głową i bagnetem, nie przypisujmy mu noszenia kul, bo to absurd!

Jednak po przegranej bitwie pod Warszawą, wojska bolszewickie miały jeszcze dość ludzi i sprzętu, aby przy dobrym dowodzeniu zmienić bieg wojny. Ale w dowództwie operacji „Po trupie Polski do światowej rewolucji” nie było porozumienia, ba, wrzała nawet cicha rywalizacja pomiędzy dowódcą Frontu Północnego – Tuchaczewskim (a także głównodowodzącym całej operacji niesienia „kagańca rewolucji w świat”), a komisarzem politycznym Frontu Południowo-Zachodniego, Józefem Dżugaszwili, którego „pryncypia ideologiczne” znaczyły więcej, niż wojskowa strategia. Jej szefem był dowódca frontu, gen. Aleksander Jegorow. Przez swą „nadkompetencję” Stalin uwikłał sowieckie wojska i ze swej natury mobilną Konarmię, w ciężkie i bezowocne walki o Lwów, bowiem w swej megalomańskiej wizji, po upadku niezłomnego Leopois, miał ruszyć z kagankiem (kagańcem) rewolucji na Bałkany! I to stało się przyczyną wstrzymania oddelegowania Konarmii Budionnego do  wzięcia udziału w Bitwie Warszawskiej, co niechybnie zwiększyłoby perspektywę zwycięstwa bolszewików. Ale los sprzyjał Naszym, a przeklęte „Słoneczko”, tow. Stalin, zaświeciło nad Polska z dużym opóźnieniem, bowiem dopiero, ale na nieszczęście 45-letnie, w roku 1944…

konarmia-1920

I tak chorobliwa, nieodpowiedzialna rywalizacja Stalina z Tuchaczewskim doprowadziła do złamania strategii wspólnego uderzenia obu frontów i pozwoliła na przeprowadzenie genialnego uderzenia znad Wieprza (którego pomysłodawcą jest zapewne gen. Rozwadowski, ale wcielił je w życie frontowe i osobiście dowodził marszałek Piłsudski), które zaskoczyło i rozbiło nacierające na Warszawę siły bolszewickie. Po latach Stalin zemści się na Tuchaczewskim, który w sierpniu 1920 ostro krytykował Józefa za brak wsparcia w decydującym momencie i doprowadzenie do klęski sowieckiej operacji, zatem oskarży go o szpiegostwo na rzecz Niemiec i zgładzi w 1938 roku wraz z grupą ok. 3 tys. innych, jeszcze „carskiej szkoły” oficerów, co niebywale osłabi zdolności operacyjne Armii Czerwonej w obliczu hitlerowskiego planu Barbarossa 22. czerwca 1941 roku. Ale do rzeczy…

Jak wspomniano powyżej, w batalii warszawskiej nie wzięła udziału 1. Armia Konna (Konarmia) pod dowództwem Siemiona Budionnego, która w tym czasie na rozkaz Stalina bezskutecznie szturmowała Lwów, a zatem nie zamknęła południowej flanki sowieckiego natarcia na Warszawę, co spowodowało możliwość udanej kontrofensywy armii polskiej znad Wieprza. Dowództwo Armii Czerwonej ponaglało Budionnego, jednak on opuścił okolice Lwowa dopiero 20. sierpnia, kiedy losy Bitwy Warszawskiej już się rozstrzygnęły. Miał wspomóc Front Zachodni Michaiła Tuchaczewskiego, który mimo strat posiadał jeszcze dość znaczne siły i realizował przegrupowanie za Bug. Budionny zatem, skierował swą Konarmię na Lublin, jednak po drodze podjął próbę zdobycia Zamościa. Był to wielki błąd, bowiem przez długie tygodnie jego kawalerzyści niczego nie wskórali, szturmując umocnienia Lwowa. Dowództwo polskie uznało, że to świetny moment na zniszczenie sowieckiego zagrożenia z południa poprzez oskrzydlający atak na zatrzymaną w walkach pod Zamościem Konarmię. Niezwłocznie przystąpiono do operacji oskrzydlenia Budionnego…

polscy-ulani-1920

I tak uwikłany w zdobywanie Zamościa Budionny został osaczony z trzech stron: od zachodu przez garnizon Twierdzy Zamość, od północy przez 2. Dywizję Piechoty Legionów, zaś od południa przez Grupę Pościgową Kawalerii generała Stanisława Hallera (kuzyn Józefa Hallera, tego od „zaślubin z morzem” w Pucku w lutym 1920 roku), a w której to 12. Pułkiem Ułanów dowodził Tadeusz Komorowski, który został ranny w bitwie pod Komarowem, a po latach przyjął szefostwo AK jako gen. „Bór”… Dowodzący 3. Armią od 30. sierpnia gen. Władysław Sikorski postanowił stoczyć bój z 1. Armią Konną w rejonie Zamościa i Komarowa. Plan Sikorskiego przewidywał związanie głównych sił Budionnego pod Komarowem przez czołowe uderzenie Grupy gen. Hallera i dwustronne oskrzydlenie siłami 10. Dywizji Piechoty gen. Lucjana Żeligowskiego z rejonu Zamościa na Tyszowce oraz 2. DP Legionów płk. Michała Żymierskiego (późniejszego komunistycznego Marszałka Polski, tej zdradzonej i oddanej w pacht Stalinowi w Jałcie 1945)  z Grabowca na Miączyn.

Oskrzydlające Budionnego od południa wojska gen. Stanisława Hallera składały się z: 13. Kresowej Dywizji Piechoty oraz 1. Dywizji Jazdy, podzielonej na 6. i 7. Brygadę Jazdy pod ogólnym dowództwem Juliusza Rómmla. Oskrzydlona z trzech stron Konarmia, próbowała wyrwać się z kleszczy rankiem 31. sierpnia 1920 roku, jednak drogę zastąpiła jej 1. Dywizja Jazdy…

gen-juliusz-rommel

Gen. Juliusz Rómmel

Siły polskie liczyły około 1500 żołnierzy, 70 ciężkich karabinów maszynowych oraz 16 dział. Stosunek samej liczby żołnierzy przedstawiał się 4:1 na korzyść bolszewików, których liczebność szacuje się na 6 tys. szabel kawalerzystów Budionnego, a także 350 ckm-ów i 50 dział. Ułani 7. Brygady Jazdy kilkukrotnie szarżowali na szeregi wroga, mocno wykrwawiając polskich kawalerzystów w ogniu ckm-ów na sowieckich taczankach. W decydującym momencie bitwy osłabioną 7. Brygadę wsparła 6. Brygada Jazdy. Od tej chwili obraz bitwy uległ diametralnej zmianie, gdyż pod naporem polskiej kawalerii w panice i bezwładnej ucieczce wycofują się żołnierze Konarmii… Jednak to nie koniec starcia, gdyż główne siły bolszewików nie zostały rozbite…

Gen.  Rómmel wydaje zatem rozkaz uderzenia 6. Brygady na Niewirków, tak, aby siły polskie odcięły odwrót wroga. Tymczasem 7. Brygada odpiera ataki 6. Dywizji Budionnego. Szarża dwóch polskich pułków ułanów została przepuszczona przez siły bolszewickie, które zamierzały zniszczyć je uderzeniem z boków. Okazało się, że był to najdramatyczniejszy moment bitwy, w której każda ze stron mogła jeszcze odnieść zwycięstwo. O polskim zwycięstwie zadecydowała jednak szarża 8. Pułku Ułanów pod dowództwem rotmistrza Kornela Krzeczunowicza (po 1939 roku polskiego emigranta politycznego, autora książki o Bitwie pod Komarowem). Jego rozpędzeni ułani wbili się klinem w siły bolszewików, których rozproszyli i zmusili do panicznej ucieczki. I było już po bitwie, ponieważ rozbity wróg nie próbował się przegrupowywać do kolejnej próby walki…

kornel-krzeczunowicz

Rtm. Kornel Krzeczunowicz

Tak pisał o zwycięskiej szarży generał Rómmel: „Na koniec jedna z najświetniejszych szarż z całej wojny polskiej, szarża  8-go pułku ułanów pod dowództwem nieustraszonego rotmistrza Krzeczunowicza, która ostatecznie zdecydowała los całej bitwy’’. Ze względu na zapadający zmrok nie podejmowano próby pościgu, dając wytchnienie zmęczonym po całodziennej walce żołnierzom. Po bitwie armia Budionnego utraciła zdolność bojową i nie przedstawiała już realnego zagrożenia dla Wojska Polskiego, a zrobili to polscy kawalerzyści, których siły w obliczu masy Konarmii były mizerne, ale serca wielki i szable szybkie, bo jeno w stosunku stron jak 1 : 5!!!

Siły polskie straciły około 20% stanu osobowego tj. 300 poległych ułanów  i wielu rannych, 500 zabitych i okaleczonych koni, ale bolszewicy ponieśli straszne straty, ponieważ pod Komarowem straciło życie ponad 4 tys. kawalerzystów Budionnego. Ale nie użalajmy się nad nimi, takie są upiorne prawa wojny, a Konarmia łamała je haniebnie, mordując jeńców, Żydów i ludność cywilną – polską i ukraińską, a największe ich zbrodnie to: spalenie szpitala z rannymi żołnierzami i personelem w Berdyczowie (600 ofiar), zamordowanie jeńców we wsi Bystryki (700 ofiar), czy też zamordowanie jeńców pod Zwiahlem (170 ofiar). A styl ich bestialstwa poznamy na przykładzie tej relacji: „Gdy tłuszcza budionnowców ujrzała plut. Piekarczyka z odznakami podoficera i ostrogami, z wrzaskiem ogólnym zaczęła krzyczeć: ‘Rubi jewo, sukinsyna’. Plut. Piekarczyk, widząc, jak stojący z tyłu Kozacy rąbali jego poprzedników, zwracał co chwila głowę w stronę stojących z tyłu z gołymi szablami Kozaków. Gdy ogólny wrzask Kozaków wydał wyrok na plut. Piekarczyka, Kozacy zamierzyli się, chcąc go rąbać, wówczas ten uchylił się i zaczął cofać się w stronę stojących pod ścianą jeńców. Jednakowoż jeden z Kozaków dosięgnął go szablą i ranił go w ramię, gdy ten upadł na kolana, zaczęto go rąbać w drobne kawałki” – pisał Władysław Garboniak, naoczny świadek tych makabrycznych wydarzeń, ocalały, jako prosty szeregowiec, a więc nie „biały pan”, tak…

Zapadał zmrok, a polscy żołnierze byli srodze przemęczeni, walcząc od rana, bez chwili wytchnienia. Część oddziałów 1. Armii Konnej zdołała się przebić przez szyki źle dowodzonej przez płk. Żymierskiego 2. Dywizji Piechoty Legionów i cudem ewakuowała się przez groblę, niecelnie ostrzeliwaną przez polską artylerię, ale straciła morale bojowe i zdolność do dalszej walki, a stracić mogła i swego „ukochanego przywódcę”, Budionnego, bowiem w pewnym momencie bitwy pancerny samochód Budionnego otoczyli polscy ułani, ale, zapewne za pomocą Diabła, jeśli Bóg maczał palce w „cudzie nad Wisłą”, uniósł swą zhańbioną krwią niewinnych głowę w papasze… Kilka dni później,  w pościgu za Konarmią, Grupa gen. Władysława Jędrzejewskiego rozbiła brygadę Iwana Tiuleniewa. I tak niechlubnie, sławiona przez politruka Izaaka Babla, Konarmia Siemiona Budionnego, który jako Bohater ZSRR dożył sędziwego wieku 98 lat, zakończyła swój udział w przegranej przez bolszewików wojnie z Polską w 1920 roku…

bitwa-komarow-1920-plan

Bitwa pod Komarowem była największym starciem kawalerii podczas Wojny Polsko-Bolszewickiej 1920, a także największą bitwą kawaleryjska na świecie od 1813 roku, a na pewno stoczoną obustronnie przez kawalerię w XX wieku, dała też świadectwo odwiecznej sile uderzeniowej polskiej kawalerii, teraz ułanów, a ongiś sławie potężnej Husarii. Największa bitwa konnicy stanowiła moment zwrotny na południowym froncie, porównywalny z wcześniejszą Bitwą Warszawską, była kolejnym gwoździem wbitym w sowiecką trumnę na ziemiach polskich, a ostatni wbito razem z granicznym słupem, po Bitwie Niemeńskiej, w dniu 12. października 1920, po zawieszeniu broni na prośbę pokonanych bolszewików. I pamiętajmy, że pod Warszawą i Komarowem polski żołnierz rozbił i wyrzucił z naszej Ojczyzny „czerwoną zarazę”, których to pod postacią „żelaznej szarańczy”, czerwonoarmijnej, bandyckiej tłuszczy, zawiadowanej z Kremla przez  „zawodowych rewolucjonistów”, bowiem chciała ona, w „dziejowej misji”, na cmentarzu „białych panów”, zbudować Republikę Rad… Była także ostatnim romantycznym, jeśli tak można określić konne wojowanie, wojennym epizodem koszmarnego XX wieku, wieku ideologii, wojen, zagłady narodów i najbardziej morderczych dyktatur w dziejach świata, tak…

                                                                    *

AntoniK

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*