77. rocznica. Czy ta lekcja czegoś nas nauczyła?

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Świat pogrąża się w chaosie i nienawiści. W każdym z zakątków kuli ziemskiej z różnych, nie do końca zrozumiałych powodów, powstają kolejne punkty zapalne. Wybuchają coraz to nowe konflikty.

W niejasnych sytuacjach Polacy giną w krajach, do niedawna uważanych za uosobienie wolności i demokracji. Najmniej winne, giną bezbronne małe istoty. Spod gruzów domostw wydobywa się kilkuletnie dzieci, wołające na próżno swoich rodziców. Śmierć, nienawiść, pycha – zbierają swoje żniwo. Na naszych oczach toczy się gra ludzkim życiem, jakże potrzebne jest właśnie dziś przypominanie o dniu, w którym świat pokryło widmo śmierci.

dscf7618

To nie tylko jakże potrzebna nam wszystkim lekcja historii, to także pewien rodzaj przestrogi, byśmy nigdy nie byli zmuszeni bronić swojego Westerplatte, którym może być już niedługo dom rodzinny, wiara, rodzina a także zwyczajnie ludzka godność, jaką dziś poniewiera się bez konsekwencji ponoszenia za to kary.

Przypadek czy celowe zagranie 

Artykuł redaktora naczelnego miesięcznika „Slunski Zeitung” wprawił mnie w szczere zakłopotanie (przepraszam szanowną redakcję miesięcznika, jeżeli tytuł napisany jest przeze mnie błędnie, jestem Ślązakiem, znam gwarę – lecz języka takowego nie i Boże zachowaj). Autor tegoż materiału przypomina bowiem, jakoby to Górnoślązacy witali żołnierzy Wehrmachtu radośnie, z bukietami pachnących kwiatów. Oczywiście takowe przypadki miały miejsce, ponieważ mniejszości niemieckie miały prawo uważać chłopców ze złamanym krzyżem na czapkach za swoich. Nie brakowało też i sympatyków hitlerowskiej władzy – można było ich znaleźć wielu w owym czasie i to nie tylko na Górnym Śląsku.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Ludzie z narażeniem życia chowali sztandary Towarzystw Śpiewaczych na Śląsku. Trudno uwierzyć, by te same osoby witały radośnie niemieckich żołnierzy, wkraczających na te ziemie z karabinem w ręku. Ot, śląski przekładaniec

Należałoby zapytać, kim byli zatem ci mieszkańcy, co w tym samym czasie chowali się w piwnicach swoich domów – o nich akurat nie wspomniano w artykule ani słowem, kim byli ci, którzy zza ogrodzenia mojego domu rodzinnego oddawali ostatnie pojedyncze strzały w kierunku nacierających oddziałów niemieckich i z całą pewnością nie rzucali w napastników polnymi kwiatami. Kim byli zatem Emil Jojko, ks. Robota, Rudolf Nawrat, Józef Łukaszek, Franciszek Widenka, Franciszek Nowak, Wilhelm Machnik, Józef Hajduk i wielu, wielu innych. Z brzmienia samych nazwisk wynika, że byli to Ślonzoki. (Już widzę opinie sympatyków i czytelników ,,Slunskigo Zeitunga”, co za pytanie – to byli chachary. Dla jednych chachary, dla drugich bohaterowie).

Warto zapoznać się bliżej z życiorysami tych ludzi, w tym celu wystarczy sięgnąć do źródeł, o które nie jest trudno. Warto także wspomnieć chociażby o słynnym Dywizjonie 304 im. „Ziemi Śląskiej”… Ktoś powie: to tylko nazwa, służyło w nim wielu lotników, nie mających ze Śląskiem niczego wspólnego… To prawda, lecz sama nazwa już o czymś świadczy i nadano ją nie bez przyczyny – tu także należy sięgnąć do źródeł.

Wielu „naszych” walczyło w mundurach gen. Andersa, po uprzednim „opuszczeniu” oddziałów Wehrmachtu, dezerterzy to czy bohaterowie? Wielu tych, co w tym czasie walczyli w tych szeregach, odpowiedziało by dziś: Ani jedno ani drugie. Po prostu mieliśmy dość walki o coś, co nie było nasze i nadszedł czas, by rozpocząć walkę po właściwej stronie.

Warto zajrzeć do artykułu Marka Szołtyska (patrz www.dziennikzachodni.pl / artykul /3327069, szoltysek – kawalek – slaska – pod – cedrami – slaz . Wybrany fragment „[…] Wśród 1427 polskich żołnierzy, którzy polegli o wyzwolenie Bolonii, było aż 176 Ślązaków. Jest to aż 12% wszystkich poległych […]”. (Koniec cytatu, aut. M. Szołtysek).

Warto także wybrać się na edukacyjny spacer ścieżkami śląskiej historii, odwiedzając wioski, przysiółki, miasta mniejsze i większe. Napotkamy tam całe mnóstwo dowodów na to, że większość Ślązaków a raczej ich nazwisk wyryta jest na pomnikach i tablicach pamięci. Warto także odwiedzać izby pamięci, muzea. Nie zamieszczam w moim tekście wielkich nazwisk, od których to może już nas wszystkich rozboleć głowa. Za przywódcami powstań na Śląsku, wielkimi politykami stali prości ludzie, prości i świadomi tego, co chcą zmienić i dlaczego.

Uważam że, pisząc o Śląsku, przepięknej kulturze, tradycjach, mowie usłanej wianuszkiem germanizmów i czechizmów, której podstawą – upierał się będę przy tym stwierdzeniu – jest staropolszczyzna. Pisząc o śląskich dramatach i tragediach, które przeżywali mieszkańcy tej ziemi, należy to robić niezwykle ostrożnie a przy tym należy być obiektywnym w ocenie. (Dok. nast.).

Zdjęcia z archiwów prywatnych śląskich rodzin i autora,

Tadeusz Puchałka

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*