Białoruski zamordyzm i stawianie na swoim (7)

W dniu 21. października 2016 r. samolot Bieławiji,  należący do Białorusi, został przymusowo zwrócony na kijowskie lotnisko Żuliany, z którego odleciał po jakimś czasie bez żadnego wyraźnego wyjaśnienia powodu zatrzymania. Piloci usłyszeli, że jeśli nie wylądują – zostaną strąceni przez myśliwce ukraińskie.

Po wylądowaniu SBU zatrzymała jednego z pasażerów, obywatela Armenii, o nazwisku Armien Martirosjan, który był przeciwnikiem Majdanu. Ormianin został szybko zwolniony i poleciał kolejnym rejsem. Mieszkający w Moskwie Armien Martirosjan zasugerował na Facebooku, iż to on był miał być zatrzymany, a ukraińskie służby po prostu się pomyliły.

Dziennikarz, kierujący pozarządową organizacją Sojusz Obywatelski jest autorem wielu artykułów, poświęconych wydarzeniom na kijowskim Majdanie. Białoruski MSZ w przekazanej ukraińskiemu dyplomacie nocie wyrażał protest, oczekując oficjalnych przeprosin i wyrównania wszelkich strat finansowych, poniesionych przez białoruskie linie lotnicze. W tamtym czasie nikt na Zachodzie nie krzyczał, że Ukraina popełniła akt terroru państwowego (podwójne standardy), porywając białoruską maszynę. Sama Białoruś nie zareagowała histerycznie na incydent, ani nie zagroziła zerwaniem połączeń lotniczych z Ukrainą, jak właśnie zrobiła ta ostatnia po incydencie lotniczym z samolotem Ryanair.

Pamiętajcie Państwo, pod koniec lipca 2020 roku białoruskie KGB aresztowało 33 rosyjskich najemników, których Ukraina początkowo zamierzała złapać, gdy ich lot znalazł się w ukraińskiej przestrzeni powietrznej. Tym razem chodziło o to, aby dzięki agentom SBU na pokładzie zagrać zdarzenie medyczne: poprzez „chorego mężczyznę” i „pracownika medycznego” zasymulować poważny problem zdrowotny, zmuszając samolot do lądowania na Ukrainie, zejścia pasażerów do terminalu i aresztowania 33 Rosjan. Ale operacja nie poszła zgodnie z planem, zaś Białoruś odrzuciła wniosek Ukrainy o ekstradycję rosyjskich najemników, którzy wrócili do domu.

Ta monumentalna porażka kijowskich służb specjalnych odcisnęła swoje piętno na Ukrainie. Kilku polityków oskarżyło bliskich Zełenskiego o odpowiedzialność za wyciek informacji, który doprowadził do niepowodzenia operacji i poprosiło o przesłuchanie wszystkich, w tym prezydenta! Innymi słowy, niektórzy mieszkańcy Kijowa musieli mieć trudności z przetrawieniem całej sprawy i mieli pretensje do Mieńska za powstały bałagan.

 

Pratasiewicz: nazista czy dziennikarz?

Intrygujący tytuł tego podrozdziału ukazuje młodego mężczyznę, który z przypadkowością dziejową niewiele ma wspólnego. Narracja, podawana gawiedzi w Polsce, mówi o samotnym bloggerze, dziennikarzu, patriocie, inteligencie białoruskim, jaki jest po prostu bardziej odważny od innych. Bohaterowie wszak zdarzają się w każdym narodzie. Jego rodzice dziś rozpaczają, oni również są na obczyźnie jako niemile widziani na Białorusi Łukaszenki! Łzy matki i nawoływania o… wstawiennictwo Zachodu, interwencję – co jeszcze? Opozycja parlamentarna w osobie Michała Szczerby i Kamili Gasiuk-Pihowicz (obydwoje z klubu Koalicji Obywatelskiej) zbadała to, jak Urząd ds. Cudzoziemców, do którego zwrócił się założyciel opozycyjnego bloga Nexta, czyli Pratasiewicz, potraktował jego wniosek o nadanie mu międzynarodowej ochrony prawnej.

Opozycja grzmi, że rząd PiS przez swoją nieudolność i zaniedbania administracyjne oddał w łapy KGB bohatera narodowego! Protasiewicz przyjeżdża do Polski 8. stycznia 2020 r. Dwa tygodnie później składa wniosek i deponuje swój paszport. Dostaje specjalny dokument – dokument ten to Tymczasowe Zaświadczenie Tożsamości Cudzoziemca, jakie zwyczajowo obcokrajowcy otrzymują w zamian za zdeponowany paszport na czas rozpatrzenia decyzji przez urzędników. Urząd wysyła 5. lutego 2020 r. list polecony na adres korespondencyjny, jaki wskazał Pratasiewicz, z nakazem stawienia się na przesłuchanie 3. marca. W urzędzie wszyscy przeszli przez koronawirus na tryb pracy zdalnej, a sam Pratasiewicz awiza nie odebrał. Ponieważ pisma nikt nie odbiera, sprawa zostaje umorzona 30. kwietnia.

Jesienią Pratasiewicz decyduje się ostatecznie na wyjazd na Litwę. Polska odmówiła mu przyznania ochrony międzynarodowej. Raman Pratasiewicz ma polskie korzenie i posiada Kartę Polaka.  Białorusini mogą jeszcze u siebie w kraju dostać z polskiego konsulatu tzw. wizę humanitarną oraz pracować w Polsce bez konieczności uzyskania pozwolenia. Taką wizę posiadają rodzice Ramana Pratasiewicza, którzy osiedlili się we Wrocławiu.

Nasz bohater od młodych lat nasiąknął neonazistowskim radykalizmem. Już w roku 2011 w maju dołącza do radykalnej grupy nacjonalistycznej Młody Front (MF). Został członkiem Rady Miejskiej, a następnie pod patronatem D. Daszkiewicza i R. Wasiliewa wybrano go do naczelnego organu MF – Uprawu. Raman Pratasiewicz stał się znany na Białorusi, gdy jako 16-letni uczeń liceum w lipcu 2011 roku, został wyrzucony ze szkoły za udział w opozycyjnych akcjach „milczących protestów”. Pratasiewicz opuścił potem swoją rodzinę z powodu różnicy przekonań politycznych. Jak widzimy – dziś jakoś się chyba pogodzili!

W roku 2012 działacza Młodego Frontu, Ramana Pratasiewicza, zatrzymano za wywieszenie w centrum Mieńska biało-czerwono-białej flagi. 17-latek został dotkliwe pobity. Nieletni opozycjonista nie mógł być sądzony. Nie można też było umieścić go w areszcie administracyjnym. Latem 2014 r. wyjechał na Ukrainę, wydelegowany przez białoruskich neonazistów, aby uczestniczyć w działaniach wojennych w Donbassie przeciwko samozwańczym republikom, które miały dość władzy Kijowa. Stanął po stronie sił ATO. (Cdn.)

 

Roman Boryczko,

31.05.2021

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*