Ukraińsko-polska miłość na siłę z decentralizacją naszego kraju w tle… (6)

Mózgiem świetlanej wizji Georga Sorosa jest Maciej Kisilowski z Uniwersytetu Europejskiego w Budapeszcie (publikuje on swoje teorie o Europie Środkowo-Wschodniej w Foreign Policy – platformie idei, w której działa Anne Applebaum. Kisilowski związany jest też z potężną agencją Primespeakers, powiązaną z Linkleaders – potężną doradczą firmą globalną, obsługującą wielkie światowe korporacje) i Piotr Lisiewicz, były szef gabinetu byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego. Twarzą operacji decentralizacji jest również powiązana z G. Sorosem Fundacja Batorego.

W takiej „Wielkiej Polsce” poszczególne regiony mogły by się rządzić tak, że jak piszą autorzy „Podkarpacie może stać się polską Bawarią, a Pomorze Polską Kalifornią”. Są też propozycje bardzo szczegółowe. Eksperci PO chcieliby np. likwidacji Krajowej Szkoły Administracji Publicznej im. Lecha Kaczyńskiego, by przekształcić ją w School of Public Leadership Tadeusza Mazowieckiego, która miałaby promować „polską szkołę zarządzania publicznego wśród urzędników z Europy Środkowo-Wschodniej i innych państw”. Samorządowcy, związani w duchem liberalnym jak prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz, Łodzi – Hanna Zdanowska, Poznania – Jacek Jaśkowiak, Lubina – Robert Raczyński, Zielonej Góry – Janusz Kubicki, Wrocławia – Jacek Sutryk i inni przekuli wizje wielkiego skoku na kasę w 21 tez (jak 21 postulatów z Sierpnia ’80).

Przedstawiciele poszczególnych jednostek terytorialnych domagają się m.in. likwidacji urzędu wojewody, wzmocnienia władzy sądowniczej, likwidacji resortów: edukacji, nauki, gospodarki, rodziny, pracy i polityki społecznej, rolnictwa, a także sportu, rozwoju, budownictwa komunalnego i społecznego, decentralizacji służby zdrowia i rozdziału funduszy unijnych, zwiększenia przez państwo nakładów na edukację, odpolitycznienia mediów publicznych poprzez przekazanie ośrodków publicznego radia i TVP w ręce społeczności lokalnych i ustanowienia policji municypalnej w większych miastach (trochę dziwna to teza, bowiem taka policja działa od 1991 roku a do 1997 roku nosiła nazwę „policji municypalnej”), poprzez przejęcie od policji państwowej funkcji prewencyjnej, czyli stworzenia lokalnej ochrony swoich interesów.

Wielkim orędownikiem tej koncepcji jest Donald Tusk, od wielu lat trzymający rękę na pulsie polskiej polityki. Idee, gdzie władza centralna ma również przekazać wszystkie podatki dochodowe na poziom samorządów a celem zwieńczenia tej wizji będzie zamiana Konstytucji, zakładająca demontaż państwa unitarnego na rzecz wpisania istotnej roli ustrojowej województw.

To nie są mrzonki, czy jakieś bajki pokryte mchem, to dzieje się teraz i kute jest dla przyszłości wszystkich Polaków – jak zwykle bez ich wiedzy a projekt (oczywiście tymczasowo) leży gotowy na półce. Sytuacja jest analogiczna jak przy przejmowaniu Ukrainy przez kapitał zewnętrzny i oligarchów. Tam wszystkie środowiska żydowskie grały do jednej bramki, niezależnie od (pozornych) skrajnych różnic politycznych. I teraz to samo zaczyna się powtarzać z Polską, tyle że tutaj bez współpracy Niemiec się nie obejdzie, bo Berlin musi dostać „swoje”. Think tanki i media muszą odrobić swoją lekcję, kreując papkę o zbiorowym porozumieniu i zgodzie (ang. incompletely theorized agreement) – umową bez pełnej podbudowy teoretycznej, co daje mniej więcej próbę zatarcia prawdziwego celu i skutków ukrytego działania polityków i globalistów.

Mamy jako Polska kolejne problemy, a nazywają się one Ziemie Odzyskane i Górny Śląsk. Ziemie Odzyskane stanowią dziś 1/3 polskiego terytorium państwa. W ostatnim okresie II wojny były one najpierw rujnowane przez działania wojenne i liczne instalacje obronne (Niemcy zdawali sobie sprawę, że je tracą), które całkowicie niszczyły tkankę miejską – znamy np. losy twierdzy Kołobrzeg, miasta ufortyfikowanego. Potem Sowieci wywozili wszystko, co się dało do ZSRR, a nam pozostawił PGR-y, Spółdzielnie Produkcyjne, własne prawo, własne nowe elity i system rządzenia. PGR-y jako miejsca niewygodne nowej władzy, wygenerowały pokoleniowych bezrobotnych a Ziemie Odzyskane zaczęły kojarzyć się z pustynią bez pracy. Do 1993 r. stacjonowały tam wojska sowieckie z przekonaniem, że czerwonoarmiści je „zawojowali”, ziemie te miały więc status jednoznacznie podległy. Jakby tego wszystkiego było mało, przez kilka powojennych lat wciąż działała tam niemiecka propaganda, a po lasach krył się Wehrwolf, czekając na III wojnę światową. Jeszcze gorzej wygląda status prawny tych terytoriów. Zapis w układzie poczdamskim brzmiał: ziemie przekazane w administrację polską oraz, że regulacja statusu byłych ziem nastąpi w osobnym traktacie pokojowym. Tak więc ani polski rząd komunistyczny, ani polskie społeczeństwo, ba, nawet sama Moskwa – wszyscy nie mieli pewności, czy ziemie te zostaną w polskich granicach, bo nigdy nie doszło do takiej konferencji. Ludzie tam mieszkający już na zawsze zyskali status tymczasowych. 

Wytyczony przebieg granicy był zgodny z polskimi oczekiwaniami, ale w aspekcie formalnym nie była to granica ostateczna, ani stuprocentowo pewna. Polska zajęła np. Szczecin, którego alianci wcale nie chcieli nam dać. Polska oparła się o sprawiedliwość dziejową a ta za zgoda mocarstw na przestrzeni kolejnych miesięcy 1946 r. przesiedliła siłą około 3 milionów Niemców, z których prawie połowę przewieziono do brytyjskiej strefy okupacyjnej. Niemcy nam tego nigdy nie zapomnieli i mimo, że byli jednymi z kluczowych orędowników naszego wejścia do Unii Europejskiej, to nie ukrywali, po co my tam idziemy!

Kanclerz Helmut Kohl, kontynuował w latach osiemdziesiątych politykę, którą prowadzili jego poprzednicy. Kohl mówił wprost, że niemieckie obszary na Wschodzie są tylko „pod czasową polską administracją”. Deklaracje Kohla w tej sprawie zostały docenione przez niemieckie ziomkostwa, skupiające wówczas prawie 16 mln Niemców. Kwestia restytucji mienia niemieckiego jest cały czas problemem otwartym. Kluczem niemieckich ziomkostw „wypędzonych” jest domaganie się sprawiedliwości i „prawa do ziem ojczystych”. Należy zauważyć, że już od 2004 roku obserwowano narastającą falę roszczeń niemieckich na polskich Ziemiach Odzyskanych.

Niemcy zaczynają interesować się swoimi majątkami, doglądają procesów w sądach, pojawiają się fizycznie na miejscu, zakładają sprawy. Państwo polskie nakazało inwentaryzację wszystkich gruntów na Ziemiach Odzyskanych – lecz na miejscu nikt nie wie, ile jeszcze czasu te ziemie będą polskie. Starzy są pełni obaw, młodzi nie mają takich dylematów, bo sami pracują u Niemca i kwestie własności niemieckiej traktują zupełnie normalnie. Polak może nabyć majątek w Niemczech lub innym kraju Unii Europejskiej, to dlaczego inni nie mogą tego samego uczynić w Polsce? (Cdn.)

 

Roman Boryczko,

31.12.2019

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*