TERRORYZM jest tylko bronią słabszych? (12)

9/

Terroryzm jest po prostu bronią słabszych, nawet czyny niegodne, gwałtowne wystąpienia, ofiary wśród ludności cywilnej, znaczne szkody, jakie powstają w odwecie systemu (patrz: Palestyna i Strefa Gazy) rekompensują niemoc biernych jednostek, które się tylko przyglądają.

Terroryści, tworzący pewien konglomerat naczyń połączonych, zdają sobie sprawę z tego, że chcąc albo nie chcąc, wchodzą ze swoim głosem, który wcześniej nigdy nie byłby słyszalny, na salony wielkich graczy. W latach 30. XX w. w Niemczech oddziały NSDAP ulicznych degeneratów, którzy – w tej chwili bezrobotni nie mieli innego zajęcia – czynami terroru i zastraszania, szczególnie w kierunku oponentów politycznych i ideologicznych, jakimi byli Żydzi, wprowadzili na salony nikomu wcześniej nieznanego akwarystę, Adolfa Hitlera, a dalszą część historii przecież znamy.

Atmosfera strachu, niepokój, trzymanie społeczeństwa na krótkiej smyczy zdarzeń gwałtownych, jest idealne dla terrorystów, jak też dla systemu i władzy. Atak terrorystyczny z 11. września 2001 r. natychmiast ogłoszono początkiem nowej ery w zżyciu międzynarodowym, wręcz cezurą, otwierającą nowy porządek międzynarodowy. Do najważniejszych problemów i zjawisk, związanych z wydarzeniami z 11. września, zaliczyć trzeba: dominację Stanów Zjednoczonych i próby realizowania przez nie „imperialnego powołania”; słabnięcie uniwersalnych instytucji międzynarodowych, zarówno zasad, jak i organizacji, w tym zwłaszcza dramatycznej erozji zasady zakazu użycia siły (monopolu Rady Bezpieczeństwa NZ w tej dziedzinie); zaostrzenie się˛ tak zwanych „nowych zagrożeń”, w tym nowej fazy terroryzmu międzynarodowego (po czasie „wyzwań´” powrót do „wrogów i zagrożeń´”); – wzrost znaczenia podłoża religijnego czy społecznego („upadłe państwa”) dla zagadnień bezpieczeństwa; – odsunięcie na dalszy plan przez kampanię antyterrorystyczną innych ważnych problemów międzynarodowych; spektakularne pogłębienie się rozdźwięków na linii Europa – Ameryka; pogorszenie się światowej sytuacji gospodarczej, jednak bez poważnego zagrożenia dla procesów globalizacji; – prozachodnia (pro-amerykańska) reorientacja w polityce Rosji; – widoczny odwrót („zmęczenie”) od praw człowieka, wyrażający się w niejawnej akceptacji istnienia swoistych enklaw praw człowieka i tolerancji dla niskich standardów ich ochrony w innych regionach.

W moim przekonaniu atak z 11. września był nie tyle spektakularnym początkiem czegokolwiek, co katalizatorem pewnych tendencji, które zaczęły rysować się po wielkim trzęsieniu ziemi, jakim było załamanie się światowego systemu komunistycznego.

„Dzień Wolności, nie Strachu” (ang. Freedom not Fear Day). Inicjatorzy akcji napisali wiele lat temu, że chcą „protestować przeciwko instrumentalnemu wykorzystywaniu tragedii z 11. września 2001 do zwiększenia kontroli nad społeczeństwami, przeciwko polityce strachu i nasilającej się inwigilacji”. Dziś po latach pewne mechanizmy globalnej kontroli powróciły jak bumerang, gdy pojawił się problem Covid-19. Pojawiło się represjonowanie dziennikarzy, informujących o koronawirusie (na przykład w Czeczenii i na Węgrzech), ograniczanie wolności słowa, szykanowanie pracowników i pracownic ochrony zdrowia, mówiących o sytuacji w szpitalach. Przywołuje się przypadki brutalnego traktowania obywateli, którzy nie podporządkowali się restrykcjom. Wskazuje na kraje (takie jak Serbia), w których spec-ustawy koronawirusowe zostały wykorzystane do uderzania w opozycję. Rządy gromadziły ogrom informacji o obywatelach i obywatelkach. Prezydent Francji, Emmanuel Macron, wprost mówił, że jesteśmy w stanie wojny – wojny z Covidem. Retoryka, wskazująca na zagrożenie, na to, że jest się czego bać, jest cały czas obecna w przestrzeni publicznej.

Z punktu widzenia praw i wolności obywatelskich jest jednak także zasadnicza różnica między 11. września a koronawirusem. W aktualnej „wojnie” nie ma przeciwnika, którym byłby drugi człowiek. Dla „wojny z terroryzmem” kluczowa była figura „innego”. Byli nim terroryści, a potem cały świat muzułmański. Ówczesna retoryka nie tylko pozwoliła na zwiększenie uprawnień służb, ale też stworzyła grunt pod silne nastroje anty-uchodźcze. A dziś? Na razie wszyscy jesteśmy na froncie walki z pandemią, tajemniczym niewidzialnym wirusem. Ofiarami stereotypizacji stali się przez pewien czas mieszkańcy i mieszkanki Śląska, kiedy w tym regionie notowano najwięcej zachorowań. Ludzie donosili na siebie, gdy np. zobaczyli bawiące się w piaskownicy dziecko z opiekunem. Społeczna niechęć dotknęła również przedstawicieli i przedstawicielki zawodów medycznych: w mediach tradycyjnych i społecznościowych nie brakowało doniesień o przemocy słownej, niszczeniu mienia, agresywnych listach czy wypraszaniu z niektórych przestrzeni osób, pracujących w szpitalach.

W coraz większej liczbie krajów powstają i wchodzą do użytku aplikacje, oparte na mechanizmie contact tracing, których celem jest śledzenie podejmowanych przez nas interakcji społecznych – i celowych i przypadkowych. Czy jej użytkownik spotka się na kawę z przyjacielem, czy minie z kimś na ulicy – telefon będzie o tym wiedział i odnotuje to w bazie danych. Cel? Szczytny. Jeśli okaże się, że spotkana przez użytkownika osoba jest chora, informacja o tym dotrze do zagrożonego obywatela wyjątkowo sprawnie. Dziewiętnaście lat temu kluczowym narzędziem zwiększania inwigilacji było rozszerzenie służbom specjalnym dostępu do treści – rozmów telefonicznych, maili, SMS-ów – żeby mogły szybciej i łatwiej identyfikować osoby, mające niecne zamiary. Dziś przedmiotem zbierania informacji przez państwo nie są treści, ale nasza aktywność fizyczna i relacje. Gdzie chodzimy? Z kim się spotykamy? Jakimi trasami podróżujemy? To wszystko dotyczy też naszej prywatności. I musimy pytać, czy wykorzystanie tej wiedzy jest kontrolowane. Czy nie jest wykorzystywane do innych celów? Czy obywatel może się nie zgodzić na zbieranie tych danych, czy też jest bezbronny wobec woli państwa?

To kluczowe kwestie, bo jeśli państwo jest zdolne do powiązania szczegółowych danych z konkretnym człowiekiem, to dowie się o obywatelu rzeczy, których wiedzieć nie powinno. Aplikacje mają też to do siebie, iż są zawodne. Wyraźnie pokazuje to przykład Rosji. „Setki, jeśli nie tysiące moskwian zostało automatycznie ukaranych z powodu błędu aplikacji, która oceniła, że naruszyli zasady kwarantanny. (…) W żaden sposób nie poinformowano, jak jej [aplikacji] używać i jakie zachowania będą karane”. W efekcie wiele osób otrzymało grzywny.

Błędy aplikacji, choć budzą słuszne poczucie niesprawiedliwości, zdają się jednak jedynie przedsmakiem poważniejszych problemów. Kluczowe pytanie brzmi: czy aplikacje będą obowiązkowe? W Europie prawdopodobnie tak się nie stanie, gdyż sprzeciwia się temu (przynajmniej na razie) Komisja Europejska. Nie oznacza to, iż ryzyka nie istnieją. Jeżeli dziś w ramach „stanu wyjątkowego” zgodzimy się, by oddać swoją prywatność, bo ktoś obiecuje, że dzięki temu powstrzymamy pandemię, to powstanie precedens. Nic nie będzie stało na przeszkodzie, aby logikę stanu wyjątkowego wykorzystać względem osób chorych na grypę. I tak dalej. Doświadczenia z czasów po 2001 roku mogą być dziś przestrogą. Rozwiązania wprowadzane tylko „na chwilę” okazały się trwałe. Amerykańskie służby jak mogły wszystko, tak wciąż mogą niemal wszystko. W Europie dzieje się podobnie.

USA PATRIOT Act to „Ustawa o jednoczeniu i wzmacnianiu Ameryki poprzez zapewnienie odpowiednich narzędzi, wymaganych do przechwytywania i utrudniania terroryzmu (USA PATRIOT) Act z 2001 r.” (Uniting and Strengthening America by Providing Appropriate Tools Required to Intercept and Obstruct Terrorism Act of 2001)”, po jej wygaśnięciu pojawił się kolejny straszak: Freedom Act, (Uniting and Strengthening America by Fulfilling Rights and Ending EavesdroppingDragnet-collection and Online Monitoring Act).

Program identyfikacji klienta (CIP) to wymóg Stanów Zjednoczonych, w ramach którego instytucje finansowe mają obowiązek weryfikować tożsamość osób, z którymi prowadzone są transakcje. Zapisy, dotyczące CIP, były jednymi z kluczowych postanowień ustawy Patriot Act, która została wprowadzona przepisami z 2003 r. Stosowanie programów nadzorujących, umożliwiających kierownictwu monitorowanie każdego ruchu myszki i uderzenia w klawiaturę pracowników – a nawet dostęp do ich kamery internetowej i mikrofonu – wzrosło w Europie czasie pandemii. Sytuację pogarszają propozycje unijnych przepisów, dotyczących sztucznej inteligencji, które nie uwzględniają odpowiednio jej wykorzystania przez pracodawców i wpływu na prawa pracowników.

Projekt przepisów określa niektóre elementy zatrudnienia jako „wysoce ryzykowne” – wykorzystanie sztucznej inteligencji (AI), ale sprzedaż i wykorzystanie takich „wysoce ryzykownych” systemów sztucznej inteligencji są pod pewnymi warunkami dozwolone. Amerykańska Centralna Agencja Wywiadowcza (CIA) prowadzi tajny program, którego częścią jest baza danych o amerykańskich obywatelach; CIA ma od dawna zatajać szczegóły programu przed opinią publiczną i Kongresem. Terroryzm i Al-Khai’da spadły, myślę, Stanom Zjednoczonym Ameryki Północnej niemalże z nieba! Dziwnym trafem istnienie zagrożeń jasno koreluje z późniejszym stosowaniem przeciw-zagrożeń, jako środków podobno niezbędnych dla funkcjonowania „zdrowych” społeczeństw.

Czy aby nie jest tak, że terroryzm jest potrzebny władzy? A może terror i terroryzm organizacji czy samych jednostek są przedłużeniem władzy i systemu?

Roman Boryczko,

23.11.2022

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*