Stamtąd jeszcze widać niebo…

O tym, że Przychodzki wędruje, wiedzą wszyscy, którzy go spotkali. Od kilku lat nie rozstaje się z kolejnymi aparatami fotograficznymi, służącymi mu początkowo jedynie jako sprzęt do dokumentalnego zapisu rzeczywistości, czyli rodzaj notatnika, koniecznego reportażystom.

Ten akurat reportażysta lubi miasta, ale prawdziwe, noszące charakter zabudowy planowej i mające do zaproponowania jakieś wartości estetyczne. Stąd jego umiłowanie Gdańska czy Szczecina. Ale kiedy dość ma się miast, a zwłaszcza wszechobecnych w RP blokowisk i developerskich osiedli, równie brzydkich, a budowanych znacznie mniej solidnie niż w czasach PRL, szuka się bliskości natury.

W takich sytuacjach Lech L. Przychodzki znika na całe dnie i pieszo – bo to mu pasuje najbardziej – przemierza przestrzenie wolne jeszcze od zgiełku i pozbawione ograniczeń – płotów, szlabanów, siatek strzeżonych osiedli… Ziemię Lubelską zna na pewno lepiej niż inni, a i reszta kraju daleka mu nie jest…

Kiedy nie chce tylko być w przyrodzie i nad czymś sobie rozmyślać, fotografuje, choć niekiedy przez 30-40 km nie kieruje obiektywu w żadną stronę. Wychowanego na malarstwie wielkich mistrzów, reportażystę bawi nade wszystko gra świateł i form, a tę zapewnia zwłaszcza obserwacja chmur. Na szczęście jest w Polsce jeszcze wiele miejsc, skąd wciąż da się dostrzec krasę nieba.

Powstający w ten sposób notatnik to zapis stanów przyrody. Niepowtarzalnych, niczym emocje, jakie w ludziach budzą.

Edward L. Soroka

Foto: Lech L. Przychodzki

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*