Punkty widzenia

Rosjanie… Czy ONI wszyscy mają podobny punkt widzenia na Świat i do tego, co „wyrabiają” Rosjanie na Ukrainie – jak ich przywódca? Śmiem twierdzić, że NIE, choć rosyjska propaganda (jej wzorce stosujemy w naszej… publicznej TVP!) wtłacza im do głów imperialną moc Putina i rosyjską potęgę.

Dla ludzi myślących jest „oczywistą oczywistością”, skąd – to zło się wzięło i dlaczego tak się rozplenia. A, że zło się klonuje, świadczy incydent z ambasadorem Rosji w Polsce, który został oblany, przez protestujących Ukraińców, czerwoną – jak krew – cieczą.

Ambasador innego państwa, to jest ktoś, kto powinien być nietykalny, nawet wtedy, gdy okazał się być skurwielem i prowokatorem. I nie może być tak, iż inne nacje będą – kosztem Polaków (ten gorszący wstręt spada na nas!) – „załatwiali” swoje sprawy, sami goszcząc się w Polsce. A gdyby pojawił się jakiś ich „narwaniec” i strzelił do ambasadora..?

Gdzie zatem są władze naszego kraju? Czy znowu, taki jeden nasz putinek, odpowiedzialny za bezpieczeństwo Polaków, czegoś nie przewidział (pomimo tego, że Trzaskowski przestrzegał!). A może jemu – podobnie do Putina, jest wszystko jedno… Aby tylko doszło do III wojny światowej.

Bo o tym, że nie wszyscy Rosjanie są skurwielami, którym jest wszystko jedno, co dalej będzie się działo z Rosją i w Rosji, świadczy o tym artykuł redaktora naczelnego Nowoj Gaziety Europe, Cyryla Martynowa, przetłumaczonego z rosyjskiego na angielski i opublikowanego w Guardianie, potem z angielskiego na polski i opublikowanego w Drugim Obiegu (podziękowania za tłumaczenie dla D. O.).

Władimirowi Putinowi pozostał tylko złowieszczy kult zwycięstwa

„Władimir Putin urodził się siedem lat po zakończeniu drugiej wojny światowej i wychował na micie wielkiego zwycięstwa z czasów Breżniewa. Człowiek bez wielkiego wykształcenia, uwielbiał cytować radzieckie filmy i stare historie. Książki historyczne przedstawiały „wielką wojnę ojczyźnianą” jako magiczną bajkę, w której bohater – naród rosyjski – ku zazdrości całego świata zwycięża potwora. W tym micie nie było miejsca na wiele autentycznych faktów wojennych, takich jak pakt Mołotow–Ribbentrop, wojna z Finlandią, okupacja krajów bałtyckich. Mit pomija deportację milionów Polaków. Przypomina kampanię Żukowa pod Rżewem z zimy 1942-43, w której armia radziecka poniosła straszliwe straty, woląc rozpamiętywać historyczne zwycięstwa z Moskwy i Stalingradu.

Mit, czczony dziś w rosyjskim Dniu Zwycięstwa, stał się główną narracją planu Putina, by rządzić Rosją wiecznie.

W pewnym momencie Putin postanowił pozostać u władzy na czas nieokreślony. Wybory przychodziły i odchodziły, a on kłamał, że będą jego ostatnimi, że nie ma zamiaru zmieniać rosyjskiej konstytucji z 1993 roku, która przewiduje maksymalnie dwie kolejne kadencje. Jego pierwszą strategią wiecznych rządów było umożliwienie obywatelom wzbogacenia się, ponieważ kraj stał się bogatszy niż kiedykolwiek w pierwszej dekadzie lat 2000. Ale kiedy wzrost się zatrzymał, a większość bogactwa trafiła w ręce kilku osób, musiał zwrócić się do propagandy. Zaczął odwoływać się do poczucia „tradycyjnych wartości”, aby wzmocnić przekonanie o jego nadrzędnym znaczeniu dla Rosji – niezastąpionego przywódcy, który był jedyną obroną dla Rosjan przed westernizacją i rozmyciem w morzu narodów europejskich.

A potem Putin zaczął wierzyć własnej propagandzie – że ma teraz specjalną historyczną misję stworzenia Wielkiej Rosji. Niezupełnie nowy ZSRR, bo nikt nie miał zamiaru odbudować komunizmu, wymyślić jakiejś nowej ideologii ani ponownie kolonizować Azji Centralnej, by zapewnić sobie tanią, zdolną siłę roboczą dla rosyjskiej gospodarki. Wielka Rosja uważała się za trzecie wielkie mocarstwo na świecie (obok USA i Chin). A ponieważ rywalizujące Stany Zjednoczone miały jako swojego satelitę UE, Wielka Rosja potrzebowała własnej strefy wpływów. „Tradycyjne wartości” Putina sprowadzały się zasadniczo do homofobii i kultu militarnego zwycięstwa. Szybko stało się jasne, że prześladowanie homoseksualistów nie jest tak naprawdę trwałą strategią wiecznych rządów silnego przywódcy. Pozostał tylko kult zwycięstwa.

Obraz powoli nabierał kształtu. Operetka rosyjskiego militaryzmu wyrosła z telewizyjnej propagandy, gdzie liczni „eksperci” zaczęli mówić o tym, jak jesteśmy najsilniejsi na świecie, nikt nie mógł nam rozkazywać, nasze rakiety mogły kilkakrotnie okrążyć świat i zniszczyć każdego, kogo tylko zechcemy. To było śmieszne, ale przemówienia Putina powoli zaczęły coraz bardziej przypominać przemówienia nieżyjącego neofaszysty Władimira Żyrinowskiego. Coraz mniej mówił o nudnych rzeczach, takich jak rozwój gospodarczy, ale naprawdę zapalał się, gdy mówił o nowych „niespotykanych” rodzajach broni. „Możemy to zrobić jeszcze raz” stało się głównym hasłem Putinowskiej Rosji, wyraźnym odniesieniem do tego, że Rosjanie pokonali nazizm w drugiej wojnie światowej i wierzą, że mogą to zrobić ponownie.

Putin wygrał cztery razy wybory prezydenckie, ale w 2024 r. zbliżają się piąte. Covid zebrał ogromne żniwo w Rosji, a gospodarka załamała się, więc opcji Putina jest niewiele. W jego umyśle najlepszym sposobem na utrzymanie władzy jest powtórka wielkiego zwycięstwa. Symboliczny przemarsz 9. maja nie wystarczy; musiano wypełnić obraz krwią.

Ludzie prezydenta próbowali więc „zrobić to jeszcze raz”, organizując największą tragedię Europy od 1945 roku. Ta wojna jest pierwszą na świecie, wymyśloną bezpośrednio przez telewizję. Wydaje się również, że jest to moment, w którym Związek Radziecki naprawdę się rozpadł, ponieważ Rosja, jako spadkobierca tego imperium, nie może przejść przez ten kryzys z nietkniętymi w całości sowieckimi mitami o zwycięstwie.

Nie powinno nas dziwić, że większość Rosjan to kupiła i jest obojętna na zbrodnie wojskowe, popełniane na Ukrainie. Nie chodzi tylko o to, że nie mają pełnego obrazu z powodu zanikania dziennikarstwa i mediów społecznościowych. Chodzi o to, iż jeśli przestaniesz wierzyć propagandzie, to nie będziesz już mógł wierzyć w Rosję o tradycyjnych wartościach, naród bohaterów Dnia Zwycięstwa. Pozostaje tylko dzika osoba, błąkająca się po ruinach zmilitaryzowanej kleptokracji, niosąca w ręku walizkę z bronią jądrową. A kto zechce w to uwierzyć?

Kim jesteśmy i jak do tego dopuściliśmy? Aż strach odpowiedzieć na to pytanie. Rosjanie będą trzymać się starych mitów do samego końca. W międzyczasie mają swoją paradę wojskową, omdlenie Dnia Zwycięstwa, opium mas”.

D. O. doda: niech żyje Nowaja Gazieta; oby nowa, poputinowska Rosja była taka, jak ona.

Cyryl Martynow

Rzecz przybliżył: Edward Pukin

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*