Przepaść między pomnikami w Jersey City a w Warszawie

         Niedostatki wyobraźni oraz lenistwo pozwoliły komuś ze środowiska Polityki nazwać kiczem pomnik katyński w Jersey City; a zła wola dała upust wypomnieniem, że autor otrzymał order Orła Białego. W tym przypadku nie wystarcza tylko doradzić, że przed  skleceniem opinii, warto zadać sobie  trud dotarcia do sedna. Cóż to bowiem jest za kategoria pomnik – rzeźba? Konieczna jest odpowiedź pouczająca. Streszczając informacje na temat pomnika z różnych źródeł, wypada uznać, że pomnik figuratywny czy abstrakcyjny, powinien uobecniać postać lub kluczowe, tragiczne bądź podniosłe wydarzenie w świadomości indywidualnej, społecznej, narodowej, teraz to już nawet międzynarodowej.

            Udane dzieło rzeźbiarza – niezależnie od wolnej przestrzeni, czy pod dachem galerii, naznacza fakturę i naprężenia w swoim otoczeniu; stanowi  środek wiru przestrzennego i poznawczego, którego kulminacją jest olśnienie i dotyk. Tak, wspaniałych rzeźb chce się dotknąć, choćby intencjonalnie, aby doznać przesłania wspólnotowej racji. Zapraszam do poznania słynnego sonetu Rilkego o archaicznym torsie Apollina.

            Andrzej Pityński pomnikowi katyńskiemu nadał postać symbolicznie osobową. W swojej koncepcji sylwetkę ludzką uwolnił od „człowieczej dosadności”, bo taka w połączeniu ze zdradzieckim ciosem bagnetu w plecy, byłaby druzgocąca – bez nadziei. Na tym polega wielkość duchowa koncepcji tego pomnika, aby dotykając boleśnie świadomość uwalniał od pamiętliwości, kierował wysiłek poznawczy ku niepodległej woli, w stronę ducha wolności, by torował drogę przenikliwości sądów estetycznych i moralnych. Przy wstępnym kontakcie z monumentem, owszem, drażni w nim wystudiowana figura oficera wojska polskiego, drażni idealizowaniem rzeczywistości zarówno tamtej, jak i dzisiejszej. Czy zatem idea artystycznej deformacji została w tej sprawie trafnie zastosowana? W lesie katyńskim i w wielu innych lasach, mordowani byli w większości ludzie młodzi: oficerowie młodsi, porucznicy, słowem kwiat życia – i w takiej właśnie formie, z oddalenia, bez szczegółów, pomnik początkowo się objawia; jakby każdym płatem rozwijającej się orchidei penetrował przestrzeń. Podejdźmy jednak bliżej. Forma pomnika-rzeźby wymusza drążenie bezwładnych skojarzeń, czy wręcz „odruchowego rozumienia”; forma to bowiem w zorganizowany sposób rozbryzgująca, rozchodząca się od zawęźlonego środka, jak tylko może być zawęźlone życie i cierpienie. Węzeł ten uchwycony został momentem przebijania ciała i jakby rozciągnięty zostaje na nieustanną teraźniejszość. Każdej chwili strzeżcie się zdrady. Forma uderzająca zygzakami, niczym rozgałęziająca się błyskawica; jakby zagęszczająca przestrzeń w szybę popękaną od strzału-ciosu w plecy. Jakże kontrastuje dynamiczna figura, w pozie niemal tanecznej, z martwotą bagnetu wbitego w ciało – konwulsyjny skurcz, ból pomieszany z chwilą ulatywania duszy. Pchnięciu z góry, mającemu ofiarę przybić, ta chociaż przeszyta na wskroś wymyka się ku górze, jakby stawiała krok do wzlotu, szlachetnością postaci odbijając od topornego narzędzia. Jakież są źrenice tej chwili? Rzeźbiarz, Andrzej Pityński wydrążył tęczówki, jak czynili to tysiące lat przed nim najwięksi rzeźbiarze,  żaden jednak posąg nie ma tej przenikliwej mocy, co postać monumentu w Jersey City, ze źrenicami utkwionymi w przestworze, niewidocznymi dla widza. W pomniku jest więcej subtelnych metafor i danych dla kosmosu o tym, co dzieje się na Ziemi, które jednak są niewidoczne z poziomu podstawy cokołu. Szkic ten jednak nie jest miejscem na opisywanie ich wszystkich. Śmiem twierdzić, że jedną z metafor zrozumieć i odczuć są w stanie tylko nieliczni pośród 8-miliardowej populacji planety. Cudowna niejednoznaczność siły ofiary;  ta żyje po wielekroć, a kto martwy, tego nawet już nie ma przy bagnecie. Właśnie aspekt niewyczerpującej się teraźniejszości, wyrażony tak drastycznie i metaforycznie, stanowi o sile przesłania  figuratywnego pomnika. Dynamizmem formy łopocze  potęga duchowa,  zarzut zaś,  jaki spotkałem, że figura oficera wygląda fircykowato, świadczy jedynie o powierzchownej ocenie koncepcji artystycznej. Wypominający autorowi drastyczność, równocześnie formułują zarzut w rodzaju, iż ukazuje pchnięcie zamiast strzału w potylicę, czym wykazują, że forma nadana przez rzeźbiarza nie ułatwia im zadania. Ten rodzaj zarzutów ujawnia niezdolność „krytyków” do rozumienia i czucia formalnego fałszu „cichego pistoletu”. A poza tym bagnet był również w użyciu podczas mordów „katyńskich”. Artystyczny manewr zamiany strzału na pchnięcie bagnetem (przebił lecz nie przeszedł)  okazał  się więcej niż trafny, nawet jeśli nie uwzględnia się poniżej wymienionego zdjęcia z jedenastego września 2001 r.

            Wyidealizowana sylwetka ludzka wobec stalowego ostrza ilustruje, co w istocie działo się w Katyniu 1940 r. Już mało kto orientuje się, iż w „lasach katyńskich” dokonywała się konfrontacja wierności swojej kulturze i cywilizacji (ojczyźnie) z bolszewizmem, jako zaprzeczeniem dorobku kulturowego; dokonywała się konfrontacja szlachetności (wyidealizowana figura) ze zdradą, oblicza człowieka (medalik) z ateistyczną ideologią „bagnetu bez twarzy”, elegancji (mundur kawalerzysty, ostrogi) z grubiaństwem i warcholstwem. Słowem, wówczas jak w soczewce dziejów dokonywało się ważenie szalek: trwanie przy zasadach i prawie cywilizacji zachodniej, a naprzeciw bestialski mord, prymitywne zacieranie śladów, by unicestwić stary świat. Tylko Jackowi Kaczmarskiemu w piosence o Katyniu udało się uchwycić otchłań zakłamania nowego porządku. Cała powojenna międzynarodowa gra polityczna wokół mordu katyńskiego, tak cyniczna jak odrażająca, jednak cudownie się rozpadła. Pamięć o ofiarach przetrwała w różnych postaciach, a pomnik katyński w Jersey City jest najpotężniejszym znakiem pamięci i przestrogi. Dociekliwi powinni zobaczyć zdjęcie pomnika na tle dymiących drapaczy chmur WTC:

                    Katyń 1940 r. – Odsłonięcie pomnika 1991 r.  – WTC 11.09.2001 r.

            Na czym stoimy dzisiaj? Na czym stoi figura oficera polskiej kawalerii, pchniętego w plecy bagnetem? Bez konia… Gdzie jest cokół… Ziemia jest cokołem.

            Autor opinii o kiczu nie raczył zwerbalizować założenia swojej oceny, iż mianowicie pomnik katyński ma stronić od antropomorficznej koncepcji. Jego skrywane założenie staje się zrozumiałe w świetle pomnika smoleńskiego, odsłoniętego w ósmą rocznicę niewyjaśnionych okoliczności rozbryzgu polskiego samolotu rządowego, na którego pokładzie Prezydent RP Lech Kaczyński, generalicja różnych rodzajów wojsk (najwyżsi oficerowie NATO),  przedstawiciele różnych środowisk udawali się do Katynia w 70. rocznicę mordu. Pomnik smoleński p. Kaliny wypełnia z nawiązką owo niezwerbalizowane założenie, by przedstawić tragedię bez człowieka. Lecz niby kogo dotknęła zagadkowa śmierć 96 osób w dniu 10. kwietnia 2010 r., bo przecież nie ówczesny bezpaństwowy twór (w stanie z owego okresu), który nie wiedział nawet, jak się zachować, więc się krzywił i rechotał, twór nie znający procedur stosowanych w cywilizowanych krajach. To przecież niewielka część społeczeństwa dotknięta tragedią pod Smoleńskiem i wszystkim, co się z nią łączy, wytrwała w pamięci oraz w działaniu na rzecz wskrzeszenia bytu państwowego. Dlaczego więc ma o tym przypominać  jakiś kawałek piły tarczowej ze skandynawskiego granitu wbity w plac Piłsudskiego? Ten abstrakcyjny wymysł w najlepszym razie przypomina schodkową piramidę, zniszczoną trzęsieniem ziemi… sztucznym trzęsieniem, bowiem pozostałość jest tak równo odłamana, jakby została odcięta. Ale nawet i ta abstrakcyjna bryła mogłaby coś wyrażać, intrygować, wręcz przemówić,  przypominać, np. gdyby z niewidzialnego samolotu, przez ledwie zaznaczony właz, niejednoznacznie wyłaniało się ludzkie ramię  –  machające na pożegnanie lub niemo wołające „ratunku”… Jeśli awersja do figuratywnych akcentów byłaby jednak nie do przezwyciężenia, to niechby chociaż sama abstrakcyjna bryła została uchwycona w niepokojącej chwili dezintegrowania lub wręcz roztrzaskiwania się granitu o falę lub o jakieś drzewko, o jakiegoś ptaszka; hmmm…  i znów to natręctwo figuratywne. Tym niemniej na pewno wszyscy poczuli by się lepiej, gdyby zamiast drzewka mogło to być drzewo, np. buk lecz lepiej dąb, bo  skojarzenia  nieautomatyczne.

            Nasuwa się kluczowe pytanie: czy da się utrzymać niewyjaśnione okoliczności spod Smoleńska „pod dywanem”, gdy równocześnie w centrum Warszawy stanąłby pomnik na miarę koncepcji artystycznej monumentu katyńskiego w Jersey City? W związku z pomnikiem smoleńskim w stolicy da się powiedzieć pozytywnie tylko jedno: autor świetnie wyczuł oczekiwania fundatora; wybrany został jego projekt, bowiem skutecznie odwraca uwagę od tego, co się w istocie wydarzyło – co się dzieje.

            Pomnik katyński natomiast, tak jak stoi, nieopodal Nowego Yorku, mógł powstać tylko dzięki artyście emigrantowi, Andrzejowi Pityńskiemu i tylko w Stanach Zjednoczonych (przejmujące jest porównanie kontrapunktu, stojących nie tak znów daleko od siebie, pomnika katyńskiego i Statui Wolności).

            Cóż, niech będzie groteskowym pokrzepieniem, iż jakiś pomnik smoleński w ogóle stanął tam gdzie stoi, bowiem nie tylko śmiałe, wartościowe pomniki na razie nie mają miejsca w ojczyźnie – podobnie rzecz się ma ze wspomnieniami więziennymi niektórych uczestników najnowszej historii Polski, które  wydane mogły być dopiero na Antypodach.

Artur Chlewiński

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*