Przecież zasoby kopalne się wyczerpują! Nowy wywiad z prof. Dakowskim

Pogląd, że zasoby kopalne się zauważalnie wyczerpują, jest anachroniczny. Przy stałym wzroście zużycia nośników rośnie też ilość lat, na jakie starczą poznane i udokumentowane (dla danego roku analizy) zasoby tak ropy, gazu, węgla, jak i piasków i skał bitumicznych czy hydratów metanu.

Porównajmy np. ciągle aktualny artykuł Wojny o energię, opublikowany w paru czasopismach, który najłatwiej znaleźć na stronie dakowski.pl, lub argumenty i odnośniki zawarte w książce Energetyka dla użytkowników i sceptyków, autorstwa m.in. prof. Mirosława Dakowskiego.

Na podstawie zawartych tam danych można śmiało stwierdzić, że tak znaczne zmniejszenie dostępnych zasobów węgla w Polsce (z trzystu lat przy obecnej eksploatacji do 30-50) jest świadomie popełnioną zbrodnią rządzących.

A elektrownie jądrowe nie emitują CO2 (dwutlenek węgla). Od lat domagamy się, ciągle bezskutecznie: przed podjęciem decyzji politycznych i finansowych na temat energii jądrowej w Polsce konieczne jest zbadanie roli CO2 w zmianach klimatu oraz antropogennych przyczyn efektu cieplarnianego.

Rola trzech postaci wody (lód, płyn i gaz) to, według poważnych badań, więcej niż 95 proc. udziału w efekcie cieplarnianym, a rola działalności człowieka jest więcej niż wątpliwa. Wygląda na to, że podatek od CO2 jest bezczelną formą rabunku krajów, w tym Polski.

Czy energia jądrowa to najtańszy sposób zaspokojenia głodu energetycznego?

Przed konferencjami promocyjnymi na temat EJ konieczne jest zorganizowanie konferencji naukowych, tj. z referatami przedstawiającymi pełną gamę argumentów tak technologicznych, jak ekonomicznych oraz dotyczących bezpieczeństwa. Tych jednak w Polsce nie ma.

Na świecie, przy podejmowaniu decyzji kapitałochłonnych, szeroko stosuje się metodę least cost analysis – analizy najmniejszych kosztów. W przypadku energetyki polega ona na tym, że określa się koszty uzyskania jednej kilowatogodziny z różnych nośników energii, jak też poprzez różne technologie poszanowania energii.

Dla przykładu: w transporcie miejskim chodzi o ilościowe porównanie zalet i wad tak różnych rozwiązań, jak metro, szybki tramwaj czy autobus w porównaniu z samochodami i budową podziemnych garaży albo parkometrami, aż po zastąpienie części transportu miejskiego sprawnymi faxami i pocztą elektroniczną czy też siecią dróżek rowerowych.

Szereguje się te sposoby od najniższych kosztów do najwyższych – i realizuje głównie te pierwsze. Konieczne jest uwzględnienie przy analizie kosztów czynników traktowanych ciągle jeszcze jako “zewnętrzne”, np. zdrowia i życia ludzi po ewentualnej katastrofie.

A jak wygląda zapotrzebowanie na energię elektryczną?

W Raporcie w sprawie Elektrowni Jądrowej Żarnowiec (Zespół Prezesa Państwowej Agencji Atomistyki, tzw. Zespół Wierusza) już w 1990 roku pisaliśmy:

Należy podkreślić sprawę często przemilczaną w ekspertyzach i publicznych wypowiedziach niektórych ekspertów. Gospodarka Polski od lat ma głównie kłopoty z brakiem mocy szczytowych elektrowni, zwykle w grudniu i styczniu, a nie z zaspokojeniem potrzeb energetycznych. Tymczasem elektrownie na węglu brunatnym oraz elektrownie jądrowe należą do urządzeń pracy ciągłej, dostarczających podstawową, nieelastyczną część energii elektrycznej. Do elektrowni zaspokajających potrzeby szczytowe należą elektrownie opalane gazem lub olejem opałowym.

W skali kraju konieczne jest podwójne zróżnicowanie źródeł energii. Z jednej strony konieczne jest zróżnicowanie nośników energii pierwotnej. Z drugiej zaś zróżnicowanie krajów, z których te nośniki importujemy.

Z żalem stwierdzam, że profesorowie i publicyści pałający miłością do energetyki jądrowej nigdy nie odpowiedzieli na pierwszą z powyższych uwag. Zaś w sprawie zróżnicowania źródeł, dwadzieścia ubiegłych lat możemy uznać za zmarnowane; nie było żadnych spójnych wysiłków rządów w tym kierunku. Natomiast w sprawie trzeciej – braku zróżnicowania kierunków – popełnione w tym dwudziestoleciu błędy strategiczne ważą na naszej niezawisłości gospodarczej.

Jaka więc jest alternatywa?

Znów, jak przed paru laty oraz przed ćwierć wiekiem (po Czernobylu) na łamach prasy lansowany jest pogląd, że alternatywą dla brudnej i drogiej energetyki węglowej jest nowoczesna i coraz bezpieczniejsza (rzekome “nowe generacje”) energetyka jądrowa. I to ośmielają się mówić na tle zdjęć z płonącej Fukushimy!

W kraju rządzonym przez rozsądnych ludzi prawdziwe kryteria wyboru byłyby inne. Powtarzam je: z jednej strony – zmniejszenie energochłonności oraz rozwinięcie i użycie przyjaznych środowisku (i naszej kieszeni!) energii odnawialnych. Z drugiej zaś – rozważenie budowy elektrowni węglowych czy jądrowych. Ten drugi kierunek potrzebuje centralnego sterowania oraz armii nie odpowiadających później za swe decyzje urzędników. Ten pierwszy zaś kreuje dużą ilość miejsc pracy tanich pod względem kosztów inwestycji oraz umożliwia powstawanie małych, rozproszonych źródeł energii, przynoszących niezależność energetyczną i finansową poszczególnym ludziom.

A koszty, Panie Profesorze?

Trzeba ciągle przypominać, że niepewność co do realnych kosztów produkcji 1 kWh energii “jądrowej” wyszła na jaw przy prywatyzacji energetyki brytyjskiej na przełomie lat 80 i 90. Optymizm rządowych ekspertów oceniał koszt produkcji jednej kilowatogodziny energii elektrycznej na odpowiednik ok. 3-4 centów amerykańskich, a więc poniżej kosztów produkcji z węgla kamiennego. Przedsiębiorcy kupujący energetykę brytyjską ocenili jednak ten koszt na 16 centów – i elektrowni jądrowych nie kupili.

A przecież mamy przykład Francji! Jak wytłumaczyć, Panie Profesorze?

Często podaje się przykład Francji, która opiera swą produkcję energii elektrycznej w 75-82 proc. na reaktorach jądrowych. Te “procenty” zależą od pogody: poziom wód w rzekach często ogranicza chłodzenie, czyli moc, a z drugiej strony temperatura zewnętrzna warunkuje zapotrzebowanie.

Rzadziej można jednak przeczytać, że zadłużenie EdF (Electricite’ de France) związane z budową energetyki jądrowej wynosiło w 1990 r. 42 miliardy dolarów, a więc było zbliżone do ówczesnego długu post-PRL-owskiego. Poza tym decyzja de Gaulle’a była decyzją strategiczną, mającą na celu uniezależnienie Francji od arabskiej ropy. Koszty nie były więc tak istotne.

Pamiętajmy też, że po rozpadzie Związku Sowieckiego i po bankructwie jego przemysłu wojskowego państwa atomowe (i rakietowe) mają ogromny nadmiar plutonu i U235 (uranu). W samej Rosji znajduje się obecnie przeszło 160 ton czystego plutonu, przydatnego do celów wojskowych. A reaktory produkują go dalej.

Na przykład w podziemnym (dosłownie i w przenośni) mieście Krasnojarsk-26 (częściowo i na krótko odtajnionym w 1992 roku) pracują i produkują pluton reaktory ze zwierciadłem grafitowym, będące prototypami (!) reaktorów RBMK (Czernobyl).

Gdzie, jak i za ile będzie składowane paliwo?

O tym, gdzie, jak i za ile będzie składowane wypalone paliwo, ile realnie kosztować będzie zabezpieczenie na wieczne czasy zużytego reaktora, zwolennicy koncepcji jądrowej nie wspominają. Nieznany mi jest sposób uwzględniania kosztów śmierci dziesiątków tysięcy górników rud uranowych i pracowników zakładów wzbogacania uranu i oczyszczania plutonu.

A koszty chorób? W analizie takiej muszą poza tym być jawnie uwzględniane tak koszty inwestycyjne, eksploatacyjne, jak i realne koszty paliwa. Tylko takie “uogólnione koszty”,można i należy porównywać z kosztami produkcji energii z różnych źródeł kopalnych, z energii odnawialnych, czy też z kosztami zwiększenia potencjału energetycznego poprzez poszanowanie energii.

Z profesorem Mirosławem Dakowskim

rozmawiała Beata Traciak

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*