Pięć lat kacetu, a dziś naszykowano Polakom wiele chwil wstydu… (3)

Austriacy bardzo szybko zapomnieli, że budowali obozy śmierci…

Dzisiaj sztolnie Bergkristall w Sankt Georgen an der Gusen są praktycznie niedostępne, poza czterema wybranymi dniami roku. Chyba, że ktoś zdecyduje się zapłacić austriackiemu Ministerstwu Spraw Wewnętrznych 2000 euro za możliwość wejścia indywidualnego. Przypuszczam, iż wysokość tej sumy ma na celu przede wszystkim zniechęcenie do przyjazdu rodzin pomordowanych tam więźniów z Polski. Nie ma też śladu po trzech podobozach Gusen (Gusen I i Gusen II w gminie Langenstein oraz Gusen III w Lungitz).

Pierwszymi, którzy przystąpili do dewastacji budynków obozowych Gusen, byli po wojnie radzieccy żołnierze armii okupacyjnej. Po zakończeniu okupacji Górnej Austrii w roku 1955 władze zezwoliły na zagospodarowanie terenów podobozów mauthausenowskich, m.in. Gusen. Zasiedlili je zwyczajni robotnicy, ludzie, zatrudniający się w zakładach przemysłowych pobliskiego Linzu. Działki były atrakcyjne i tanie ze względu na to, iż były to tereny poobozowe i niewielu chciało się tam budować. Świat obserwował poczynania Austriaków i nie reagował, jedynie na początku lat 60. XX wieku oburzeni więźniowie francuscy i włoscy wykupili działkę z budynkiem krematorium obozowego, gdzie zbudowano pomnik i urządzono później miejsce pamięci. Dzięki temu zachował się do dzisiaj jeden z niewielu obiektów poobozowych, dających potomnym obraz tego miejsca z piekła rodem. Inne zostały zniszczone lub znajdują się w rękach prywatnych, jak np. budynek komendantury KL Gusen (Jourhaus), w którego piwnicach podobno świetnie dziś wegetują pieczarki. W miejscu głównej bramy obozu stoi obecnie prywatna willa. Również więzienie i strażnica SS są zamieszkałe przez prywatnych właścicieli, którym pewnie bardzo dobrze się tam mieszka. Dwa lata temu, w grudniu 2016 roku, dzięki staraniom polskiej strony plac apelowy w Gusen został objęty ochroną konserwatora zabytków. Teren obozu Mauthausen stał się znanym miejscem pamięci (w latach 1961-1965 powstało z inicjatywy byłych więźniów Muzeum KL Mauthausen-Gusen, obecnie znane jako Miejsce Pamięci Mauthausen), resztę zdewastowano a pamiętać trzeba, ile znaczy to miejsce dla Polaków, co swój kwiat narodu stracili właśnie tam i w Katyniu, gdzie NKWD dokończyło wspólny plan Hitlera i Stalina fizycznej eliminacji Polski i Polaków.

Obóz koncentracyjny Mauthausen-Gusen koło Linzu, otwarty w sierpniu 1938 r. był pierwszym tego typu obiektem, uruchomionym poza granicami „starej” Rzeszy. Do maja 1945 r. przeszło przez niego ok. 335 tys. więźniów, z czego zostało zamordowanych lub zmarło – wg różnych szacunków – 71-122 tys., w tym ok. 40% stanowili obywatele Polski, a 39% – jeńcy sowieccy. Więźniowie byli zmuszani m.in. do morderczej pracy w kamieniołomach oraz przy drążeniu tuneli w skałach. Obóz pracował dla 12 różnych firm, w tym austriackich, jak np. Steyer-Daimler-Puch czy Österreichische Sauerwerks. O ile nazwanie obozu w Auschwitz „polskim obozem śmierci” jest prymitywnym kłamstwem, to Mauthausen-Gusen był w znacznej mierze obozem austriackim, gdyż znaczna część jego personelu wywodziła się z miejscowego SS. Obóz miał kilkadziesiąt mniejszych i większych filii w całej Austrii. W obozie zginął m.in. brat Edmund Kałas, duchowny i członek francuskiego podziemia, błogosławiony Kościoła katolickiego (zakatowany za odmowę przyznania, że Adolf Hitler jest Bogiem), a także pionier kinematografii, konstruktor i wynalazca – Kazimierz Prószyński.

 

Austriacy nigdy nie rozliczyli się ze swoich zbrodni i Żydzi nie mają do nich pretensji!

Zbrodniarze wojenni z Austrii – inaczej niż ci z Niemiec – w większości wypadków sądzeni byli przez sądy austriackie (a nie przez Aliantów), które były bardzo łaskawe dla swych synów. Pierwszym kłamstwem powielanym przez lata było to, że Austria została najechana przez III Rzeszę i stała się jej ofiarą… Ogłaszając się po wojnie państwem neutralnym na prezydenta wybrali Kurta Waldheima – (Kurt Waldheim, były sekretarz ONZ, a następnie prezydent Austrii, był oficerem oddziału Wehrmachtu, który zamordował około 1200 Żydów. Za te zbrodnie nigdy nie został skazany, a jego rodacy nie zdobyli się nawet na to, aby zdjąć go z urzędu prezydenta, kiedy jego zbójecka przeszłość została ujawniona). Szef wiedeńskiego gestapo, Otmar Trnka dostał półtora roku więzienia i dopiero po protestach byłych członków austriackiego ruchu, orzeczono wobec niego nową karę – pięciu lat (ale zwolniony został i tak wcześniej!).

W 1957 ogłoszona została generalna amnestia. W 1965 roku wiedeński sąd uniewinnił Roberta Jana Verbelena, wysokiego oficera flamandzkiego SS, co oburzyło belgijskie społeczeństwo, bo w Belgii skazano go zaocznie na karę śmierci za zbrodnie na cywilach. Ostatni proces w sprawie nazistowskiej zakończył się w 1975 roku uniewinnieniem Johanna Vinzenza Gogla, strażnika z obozu w Mauthausen. W Niemczech alianci wieszali nielicznych zbrodniarzy i posyłali ich na lata do więzienia, „ludzie radzieccy” też się z nimi nie patyczkowali, za to Austria pod okupacją Kremla (podobnie jak późniejsze NRD) swych zbrodniarzy udostępniała do pracy w radzieckim aparacie bezpieczeństwa. Pamiętajmy też, że w 1938 roku ponad 99% Austriaków zagłosowało za Hitlerem i połączeniem Austrii z Rzeszą. W wielu austriackich rodzinach było tak, że ojciec pracował w Gestapo, dziadek wstąpił do oddziałów ochotniczych a brat walczył na wschodzie w szeregach SS. Nie mówiąc już o dziewczętach, objętych projektem programowanych narodzin Lebensborn. Austriacka rodzina po wojnie wciąż cichaczem wyznawała nazizm i próbowała w tym duchu indoktrynować nowe pokolenie. Rodacy Hitlera nigdy nie uwierzyli w to, iż służyli zbrodniczemu systemowi. Nigdy nie zaakceptowaliby rozliczeń z przeszłością. Podobny duch dominował w szkołach. (Cdn.)

 

Roman Boryczko,

marzec 2018

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*