Pawła Znamierowskiego chmur doświadczanie

Świat wokół ciebie się zmienia, zmieniają się pory roku.

Stopy twe więzi ziemia, a oczy magia obłoków. (…)

 

Ryszard Krynicki, Świat w obłokach

 

 

I tak cykl patrząc w górę zamyka pewien etap twórczości Pawła D. Znamierowskiego. Przedtem bowiem odbiorcy mieli do czynienia z pracami, ukonstytuowanymi w ramach projektów patrząc pod nogi i en face. Swoiste to wezwanie twórcy do przyglądania się światu z należną mu uwagą, pozbawioną współczesnej pobieżności i miałkości ocen.

„Wszystko może stać się obiektem sztuki” – powiada Znamierowski. Nie on pierwszy przecież, bo wystarczy przypomnieć spostrzeżenie Steda, iż „Wszystko jest poezja”. A jednak wypaczono sens takiego podejścia, rezygnując z twórczego warsztatu na rzecz ideologizujących, jednorazowych zazwyczaj wystąpień, które ze sztuką tyle miały wspólnego, co sami autorzy, obdarowani przez jakichś biurokratów „kwitami na artyzm”. Ich prace w najlepszym razie ilustrują rzeczywistość, nie potrafią jednak zdobyć się na refleksję, która – co prawda – interpretuje świat w sposób absolutnie subiektywny, na podstawie jednak rzeczowej, o logikę Artystotelejską opartej, analizy tego, co zostało przez twórcę dostrzeżone i uznane za budulec jego dzieła.

Dzieła, bazującego na realiach, acz dążącego do jak najwyższego stopnia ogólności, w czym niezwykle pomocna bywa abstrakcja.

Chmury, czy powierzchnia tafli wodnych zdają się być wymarzonym punktem wyjścia dla konstruowania tego typu narracji ze światem (w tym – z odbiorcą). Ulotność formy staje się tu jedynym pewnikiem. Tym samym nie tylko przypomina nam o ulotności wszelkich bytów (łącznie z ludzkim), ale zmusza do zaakceptowania takiego status quo, do zrozumienia, iż każdy – bez względu na to, czy jest dokerem czy artystą – przepływa przez miejsca i ludzi niczym gnany wiatrem obłok.

Od tysięcy lat, co w swych Zeszytach podkreślał Albert Camus, człowiek myśli obrazami. Niektórzy tylko (filozofowie, matematycy) usiłują myśleć definicjami, co jednak przeszkadza całościowemu postrzeganiu człowieczej kondycji. Odkąd filozofia Zachodu „porzuciła” jednostkę ludzką i przestała pełnić rolę jej przewodniczki poprzez życie, rolę tę przejęła sztuka. Sztuka, spychana na margines, jako poddająca w wątpliwość encyklopedyczne pojmowanie świata, odziedziczone po Oświeceniu, a oduczające społeczeństwa kojarzenia faktów i wyciągania wniosków. Poza tym, wbrew nachalnemu materializmowi, to jeszcze sztuka usiłuje wywalczyć humanizmowi należne mu miejsce, warunkujące w coraz większym stopniu przetrwanie zagrożonego przez własną głupotę i zaślepienie gatunku.

Pochody chmur to niekończące się spektakle piękna, które dostrzec może każdy, kogo nie pozbawiono jeszcze elementarnej wrażliwości. Gry skłębionych lub ledwie naszkicowanych nad nami kształtów, reflektory słonecznych promieni, niespodziewanie wynurzające się spomiędzy obłoków po to tylko, by za chwilę znów zgasnąć w szarościach i przedburzowych ultramarynach. Możemy udawać, iż ich nie ma, spoglądając pod nogi w obawie przed nierównościami gruntu.

Wówczas jednak nie dana nam będzie pełnia uczestnictwa i wzroku naszego nigdy nie przykuje linia horyzontu. Zawieszona między ziemią a niebem. Niczym mgła, niczym nasz śmiech, płacz i modlitwa…

„Czytając” Księgę Chmur w jej labilności znaleźć możemy siebie. I – miast klikać w klawisze mini-sprzętów, służących podobno komunikacji międzyludzkiej – spojrzymy najpierw w oczy nadchodzącej burzy, potem zaś (może i trwożnie) w otwarte oczy bliźnich. Czy zobaczymy w nich ciekawość, akceptację czy nienawiść – w gruncie rzeczy tak czy inaczej dojrzymy siebie. Nasz umykający definicjom portret, złożony z obłoków chwil.

Lech L. Przychodzki

(Wstęp do katalogu wystawy Pawła D. Znamierowskiego Patrząc w górę)

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*