No i po igrzyskach…

Aerea_FontenovaTrudno będzie zapomnieć piękne brazylijskie krajobrazy, plaże w Rio i to, co w sporcie najpiękniejsze i najbardziej bolesne, a więc gorycz przeżytej porażki. Jest jeszcze coś, co zastanawia, a często denerwuje przeciętnego „oglądacza” sportowych zmagań. Zwykle jest tak, że na długo przed rozpoczęciem jakiejkolwiek imprezy, szczególnie tej o sportowym charakterze, daleko przed zapaleniem znicza czy otwarcia mistrzostw, grono ekspertów rozdaje medale, toczą się nieprzerwanie dyskusje, kto z naszych zdobędzie pierwsze miejsce a kto z pewnością wróci z brązem. Kiedy tak wsłuchujemy się w opinie rzekomych fachowców od fizycznej doskonałości, odnosimy wrażenie, że jesteśmy potęgą sportową, co z pewnością deprymuje samych sportowców, bo ta dziedzina życia rządzi się swoimi prawami i Bogu za to dzięki.

Wiedzą o tym ci, którzy na co dzień zmagają się ze swoją słabością, wiedzieć także powinni znawcy przedmiotu, zasiadający w studiach telewizyjnych czy radiowych. Niestety z tym jest różnie – tak było i tym razem. Jak sukces to radość i pochwałom nie ma końca, gdy przegrana, to natychmiast poszukiwanie winnych, najlepiej w gronie trenerów, a zaraz potem samych sportowców. Zanim jeszcze zostanie zapalony znicz olimpijski euforia, marzenia, a zaraz potem wielkie rozczarowanie… Trudno to zrozumieć, sport ma być zdrową rywalizacją, wygrywać powinien lepszy, koniec kropka, trochę przykro, bo tyle pracy a efekt raczej mizerny, cóż taka robota, raz na wozie, raz pod wozem, tak teoretycznie być powinno, życie pokazuje jednak, że jest zupełnie inaczej.

Sam jestem gorącym fanem polskich siatkarzy. Siatkówka to jedna z dyscyplin sportowych, której nigdy nie uprawiałem, a stałem się jej gorącym zwolennikiem. Przyczyn tego zjawiska jest co najmniej kilka, ale nie o tym teraz mowa. Widać było jak na dłoni, że naszym ostatnio delikatnie mówiąc nie idzie dobrze, jak się wydaje – panowie jechali do Rio pod dużą presją, to oni tak naprawdę wiedzieli, na ile ich stać.

Kibic, żyjący dyscypliną sportową na co dzień – a w tym wypadku mowa o siatkówce, nie mógł mieć złudzeń. Wymuszanie w mediach sukcesów polskich siatkarzy przed tą wielką imprezą tylko spotęgowało niesmak i rozgoryczenie. Zdaniem wielu, trener nie ponosi winy za to co się stało, ani też sami sportowcy, wydaje się, że siatkówka to dziś dyscyplina nie tylko techniki ale muskulatury. Nasi siatkarze na tle Amerykanów, Kanadyjczyków i kilku jeszcze wiodących w tej dyscyplinie reprezentacji, wyglądają raczej mizernie. Czy zatem nie powinno się pomyśleć o zmianie „charakteru” samych treningów. Przeciętny kibic siatkówki odniósł wrażenie, jakby naszym brak było po prostu siły i kondycyjnej wytrzymałości. Technika była i jest jak się zdaje u naszych siatkarzy na wysokim poziomie, atak i przyjęcie także, choć z tym drugim bywało różnie. Atak niezły, czasami bardzo dobry, tyle, że słaby… Innymi słowy brak dynamiki, siły, która w ataku jest chyba jak się wydaje sprawą nadrzędną.

W kręgach przeciętnych kibiców od dawna słyszy się opinie, jakoby nasi panowie za bardzo dbają o „linię”, a obserwując siatkarzy wielu krajów – opinia ta tylko się potwierdza. Dzisiejsze boisko do siatkówki stało się areną dobrze „uformowanych” gladiatorów, przy czym nasi jakby w tym przypadku zostali w tyle – muskulatura, to siła a idąc dalej – odpowiednia kondycja fizyczna. Wydaje się, że sam trener niewiele tu może, czy zatem nie należałoby zmienić nieco program samych treningów, jest jeszcze coś, co należałoby zmienić, wiele zależy także – i to nie tylko w siatkówce – od samej głowy, trudno sobie wytłumaczyć fakt wygrywania w secie pięcioma małymi punktami a w konsekwencji przegrania seta na poziomie takiej imprezy, jaką są Igrzyska Olimpijskie – brak koncentracji, czy brak kondycji, która nie pozwala na odpowiednią koncentrację? To oczywiście takie poolimpijskie reminiscencje, z którymi nie trzeba się zgadzać i wcale nie muszą one być słuszne wielu jednak podziela to zdanie, że co do siatkarzy to widoczne są ogromne braki w fizycznym, siłowym i kondycyjnym przygotowaniu, nadszedł czas na zastanowienie i podjęcie odpowiednich kroków celem poprawienia tej nieciekawej sytuacji, oby tylko nie tak jak zwykle, w gronie ekspertów zasiadających w studiach radiowych i telewizyjnych – a tym razem na boisku.

Nasi piłkarze ręczni… Cóż, im także tuż przed rozpoczęciem igrzysk wieszano medale na szyi, tymczasem sport to wielka lekcja pokory! Przełknąć gorycz porażki i dalej robić swoje – to także pewien rodzaj zwycięstwa. Nasi szczypiorniści zrobili, co mogli. Wygrał lepszy, tak moim zdaniem należałoby patrzeć na sport, każda impreza sportowa o takich i podobnych rozmiarach, to także lekcja dla działaczy. Widać jak na dłoni co trzeba zmienić, poprawić. Rozdrapywanie ran niewiele tu pomoże.

Do miana prawdziwej bohaterki urosła nam Anita Włodarczyk i to nie tylko za sprawą złotego medalu, który wywalczyła i na jaki z całą pewnością zasłużyła, a warunków, w jakich przypadło jej trenować. Sala treningowa, gdzie ćwiczy swoją sportową doskonałość, przyprawić może o dreszcz przerażenia nawet najzagorzalszych entuzjastów horrorów. Przyrządy służące do treningu pamiętają czasy wczesnej komuny, odrapane i zagrzybione ściany sprawiają wrażenie pomieszczeń sali tortur gdzieś w Aleppo, a to przecież stadion… „Skry” Warszawa.

220px-Anita_Włodarczyk

Pani Anita w rozmowie w którejś z telewizji, niewiele wspominała o sobie i swoich sukcesach, wypowiadała się za to z troską o młodzieży, której przychodzi trenować w takich i podobnych warunkach. Sam stadion wyglądem przypomina miejsce niedawnego bombardowania, słyszało się w audycji telewizyjnej opinię, iż władze miasta najchętniej zaorałyby to miejsce i w ten sposób zapomniały o istniejącym problemie. Dodać należy, że pewnie już niebawem po zaoraniu powstałby w tym miejscu kolejny kombinat, zajmujący się sprzedażą zachodniej czy też azjatyckiej tandety.

Na wielki szacunek zasługuje jedna z biegaczek polskich, która otwarcie wypowiedziała się, co do wrażeń na samym starcie biegu. Trudno jest wygrywać kobiecie, skoro ma się wrażenie – jakby na linii startu stała z mężczyznami. Coś w tym pewnie jest, bo już od dawna słyszy się opinie, jakoby nasze panie są piękne – i na tym koniec… Należałoby się zastanowić, czy „filozofia” gender, a ją dopuszczono do olimpiady w Rio, nie jest jednym z głównych problemów dzisiejszego światowego sportu. Na ile wolno i czy wolno w ogóle przekraczać pewne granice? Żadne to w końcu bajki, wszak pamiętamy czasy, kiedy to nie było mocnych na sportowców z NRD, a kobiety tego kraju biły swoje konkurentki na głowę, tyle, że w końcu wiele z nich zmuszonych zostało do zmiany płci – bo sprawy wymknęły się spod kontroli – czyżby historia znów miała się powtórzyć? Być może wiele w tym przesady, wystarczy jednak uważnie przypatrywać się pewnym zabiegom w sporcie, by zadać sobie pytanie: na ile ta jakże piękna idea, którą nazywamy sportem, jest jeszcze zdrowa i czy nie tam należałoby dokonać pilnych zmian, a raczej powrotu do normalności, nie tylko u nas. (Dok. nast.).

Tadeusz Puchałka

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*