Nabici w próbówkę

100_9424Nie od dziś wiemy, iż Polską wstrząsają spory, pozbawione większego znaczenia. Do takich niewątpliwie należy spór o in vitro. Jak większość ludzi w tym kraju – ignoruję, puszczam mimo uszu – by (mówiąc w skrócie) nie dać z siebie zrobić głupka. Nie kłócić się i nie emocjonować sprawami, na które nie ma się wpływu ani nie mają one przełożenia na nasze codzienne życie.

Odejdźmy od reguły i dla czystej przewrotności natury przyjrzyjmy się temu sporowi: racjom i argumentom, stronom konfliktu i ukrytym motywom.

Najpierw więc – dla „rozgrzewki” – spójrzmy na przeciwników in vitro, gdyż jest to dość proste do analizy. W polskich warunkach to przede wszystkim KK. Pozycja, której bronią jego hierarchowie, jest nie do pozazdroszczenia – przypominają boksera w narożniku lub szachistę przed oddaniem cennej pozycji i figury. Szaniec, którego bronią, jest przyjęty w innym sporze, innym też sporem jest uwarunkowany i zwie się: od poczęcia. Mogliby, co prawda, pójść dalej i potępić metodę za jej sztuczność i nienaturalność, ale stali by się znowu obiektem oskarżeń o bycie przeciwnikami nauki i postępu. A tego wszak KK boi się, jak – nie przymierzając – diabeł święconej wody. Broni więc absurdu – prawa do życia każdego zarodka! Których to ww. fazie wyjściowej in vitro jest tworzonych możliwie wiele – po to, by wybrać najlepszy. Oczywiście natura „marnuje” także wiele zarodków, następuje podobny odsiew i selekcja, ale ten fakt jest o tyle wygodny dla KK, że dzieje się to poza ludzką świadomością (proces, w którym organizm podejmuje takie decyzje, nie jest opisany, a przynajmniej nie ma dominującej na ten temat hipotezy). Gdyby więc uległ w kwestii zarodków – otworzyłby pole w kwestii tabletek wczesnoporonnych, aborcji itd…  Dochodzi tedy do cichego i niechcianego zbytnio kompromisu, także z pogranicza absurdu. Stąd też w ustawie ma być przewidziana ograniczona ilość tworzonych zarodków, a niewykorzystane zarodki mają być przechowywane w zamrażarce (w nieskończoność?). Szczerze mówiąc, cóż za różnica z punktu widzenia zarodka, czy ulegnie procesowi rozkładu czy do końca świata lub najbliższej wojny, katastrofy, awarii energetycznej – będzie przetrzymywany w zamrażarce? Jeśli przyjąć tezę, iż zarodek zostaje obdarzony jakąś formą duszy, to pomysł by go więzić, musi się jawić jako iście szatański! Tu chyba nawet buddyści i hinduiści mieliby zastrzeżenia z punktu widzenia reinkarnacji (no, tak mi się wydaje). Jest to więc dla KK przegrana kampania, a kompromisy, które zawiera uwidaczniają tylko słabość argumentacji, tak jak brednie na temat „ludzi z in vitro”, opowiadane przez osoby, pokroju Terlikowskiego. O wiele ciekawsza jest druga strona, nie wiadomo dlaczego nazywana „lewicową”. Nawet, jeśli przyjmiemy, że niemożność posiadania dzieci jest cechą rażąco dyskryminującą i wymagającą korekty ze strony społeczeństwa, to musielibyśmy stwierdzić, iż nie ma  innych, bardziej istotnych problemów społecznych czy to w skali kraju – czy świata. Nie ma biednych, niechcianych dzieci? Rodzin potrzebujących pomocy? – wszak zabiera się rodzicom dzieci z przyczyn ekonomicznych, choroby, starości itd… Czy na świecie nie istnieje problem z przeludnieniem, z brakiem dostępu do wody, opieki medycznej? Problem głodu, wojen, uchodźców – problemy ludzi, którzy już żyją! (Także tych argumentów Kościół nie używa, bo poruszyłby kwestię kontroli urodzeń). We wskazywaniu na fakt, że główną przyczyną niskiego przyrostu naturalnego w Polsce nie jest powszechna bezpłodność a brak bezpieczeństwa socjalnego – obie strony po równi nie są zainteresowane, bo mogłoby to prowadzić do naprawdę zbyt lewicowych wniosków. Pomysł więc, by ze społecznych pieniędzy finansować korektę „rażącej” niesprawiedliwości, jaką jest niemożność zajścia w ciążę w sposób naturalny, jest iście przewrotny. Trudno ten postulat utrzymać jako lewicowy – jeśli lewicowy, znaczy też racjonalny. O co więc chodzi? Jak zwykle – o pieniądze. Chodzi bowiem o dostarczanie niezbędnych statystycznych danych i obserwacji, obniżanie kosztów poprzez zwiększanie rynku na produkty, usługi itd… Jedyną zaś ideologią, jaka za tym  stoi, jest ideologia transhumanizmu. Pieniędzy zaś potrzebuje w tym przypadku przemysł bioinżynieryjny. I to właśnie z powodu normalnej dla każdego chęci dywersyfikacji kosztów, istnieje potrzeba uczynienia z in vitro kwestii zakresu podstawowego prawa. Sama zaś przywołana ideologia transhumanizmu, choć nie jest ani prawicowa ani lewicowa, to w praktycznie stała się symbiotyczna ze współczesnym kapitalizmem. Dzieje się tak, gdyż badania naukowe i postęp, wdrażanie nowych rozwiązań, wymagają środków. Współczesna kapitalistyczna ekonomia, pomimo swojego niewątpliwego marnotrawstwa, działa niczym tama w elektrowni wodnej – pozwala całą energię skierować na turbinę. Następuje swoista racjonalizacja, gdzie móc – nie znaczy chcieć (dlatego jako ludzkość czy społeczeństwa borykamy się z problemami, które od dawien dawna można rozwiązać). Chodzi bowiem nie tyle o to, by rozwiązać problem ale o to, by nauczyć się go rozwiązywać na tyle, by przejść do następnego, bardziej złożonego problemu. Tak się dzieje w przypadku in vitro – parlament Wielkiej Brytanii uchwalił prawo, by w procedurze in vitro powstawały ludzkie organizmy, pochodzące od trzech lub więcej dawców. Nawet więc, jeśli w Polsce powstaną wiodące ośrodki badawcze w tej dziedzinie, niewiele to zmieni w naszym peryferyjnym charakterze wobec światowej gospodarki. Centra światowego kapitału, kierujące nią, pozostaną nie zmienione. Oczywiście ustawa ma służyć przepływowi środków ze sfery publicznej, bo rynek na in vitro jest zbyt słaby i wymaga wspomagania. Potrzeba coraz więcej środków nie tylko dlatego, że badania są wciąż i wciąż bardziej kosztowne, złożone, ale także dlatego, iż ów rdzeń badawczy systemu z dnia na dzień, z miliarda na miliard, staje się coraz mniej efektywny – samemu ulegając procesowi atrofii i wszystkim konsekwencjom, związanym z przerostem i zbytnim skomplikowaniem struktur i procedur. Oczywiście funkcjonowanie owych przemysłów nie ma niczego wspólnego z lewicowością – bowiem w ramach systemów, które można nazwać „lewicowymi” (to w sprzeczności między potrzebą akumulacji i przeznaczania środków na sferę militarną a potrzebami społecznymi, tkwiła sprzeczność realnego socjalizmu) woda nie tyle jest kierowana na turbinę, ile działa szeroką falą – przypomina system irygacji, w którym woda sięga najdalej, gdzie można, nawadniając odległe pola. Nie trzeba dodawać, iż są to dwa sprzeczne podejścia i cele. Dlatego na biednej Kubie może istnieć jedna z najlepiej funkcjonujących służb zdrowia, która radzi sobie z problemami, z którymi nie radzą sobie kraje o wiele bardziej rozwinięte i nowoczesne (nie znaczy to, że w systemie Kuby nie mogą być generowane nowatorskie rozwiązania i postęp, lecz będą one przebiegały o wiele wolniej i w innym kierunku). Tak więc postęp technologiczny sprzągł się ze współczesnym systemem kapitalistycznym. Piewcy postępu snują przed nami świetlane wizje. Widząc jednak, jaka logika optymalizacji i redukcji kosztów kryje się w nim na co dzień (patrząc, jak oszczędza, niszczy prawa pracy, zdobycze socjalne, wywołuje imperialne wojny, jak zniszczył środowisko planety), możemy realistycznie przyjąć czarny scenariusz w kilku pesymistycznych wariantach: od antyutopii po totalną zagładę. Przy czym to ostatnie zdaje się coraz bardziej realne. Tak więc, gdy słyszymy całą tę burzę wokół in vitro – nie angażując się zbytnio – warto jedynie wiedzieć, o co w „sporze” chodzi. Nie uczestniczmy w tym spektaklu. Nasze działania, tak jak czyni wrogi nam system, trzeba optymalizować. Skupiać się, walcząc z nim na newralgicznych punktach: przeciwstawiać się imperialnym wojnom, rozpętywanym przez Zachód, bo te służą pozyskiwaniu taniej energii i utrzymywaniu sytuacji, w której całe bogactwo świata płynie do przywołanej już turbiny technologicznego postępu, przekładającego się na dominację militarną i gospodarczą. Walczmy z dolarem jako światową walutą, bo za jego pomocą za „nic” kupują coś – efekty pracy całego świata. W Polsce zaś, zamiast walczyć o in vitro, z czym nie dojdziemy do ładu i zgody, walczmy o powszechną opiekę medyczną, prawa i bezpieczeństwo socjalne, popierajmy to, co służy wyrwaniu się polskiej gospodarki z jej podrzędnej i peryferyjnej roli, popierajmy też ruchy odśrodkowe – zmniejszy to bowiem przepływ środków do finansowych centrów świata.

Artur Kielasiak      

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*