MODA NA SAMOOKALECZENIE WŚRÓD DZIECI I MŁODZIEŻY

Z cyklu: Trudne rozmowy przy drzwiach otwartych

Przerażające zjawisko, polegające na zadawaniu sobie bólu w najróżniejszy sposób, staje się narastającym dramatem szkół na terenie całego kraju. Z wielu doniesień wynika, że  okaleczają się głównie dziewczynki w jakże trudnym okresie dojrzewania – lecz oczywiście nie stanowi to reguły.

Podczas omawiania problemu podaje się wiele przyczyn tego zjawiska, zastanawia jednak fakt, iż niewiele mówi się w tym przypadku o pierwszych miłosnych rozczarowaniach. Zapominamy, jak bardzo sami przeżywaliśmy w tym czasie pierwsze szkolne miłości. Dziewczynka o wiele szybciej dojrzewa psychicznie – lecz także dzięki temu przetacza się przez jej organizm istna burza niezrozumiałych dla niej samej zachowań. Uważam, że lekceważenie tego zjawiska, a co za tym idzie jakby niepoważne traktowanie młodej osoby, po części zbliża ją do ucieczki w zadawanie sobie bólu, co w wielu przypadkach kończy się tragedią.

Pozostawianie tego problemu psychologom czy wychowawcom, twierdząc, iż oni najlepiej wiedzą, jak sobie z tym „tematem” poradzić, jest dużym nieporozumieniem, a raczej brakiem zrozumienia dla jakże niebezpiecznego zjawiska, które oby nie osiągnęło niebawem czegoś na wzór stanu narastającej epidemii, co to wymknął się – nie wiedzieć kiedy – spod kontroli.  Życie pokazuje, że pedagog szkolny czy psycholog dowiadują się o sytuacji dopiero wtedy, gdy doszło do samookaleczenia. Problem jednak polega na tym, aby zdążyć w porę nieszczęściu zapobiec.

Biją na alarm placówki wychowawcze, szkoły – czas więc aby podjąć dyskusję… Rolą mediów jest informowanie a także szukanie rozwiązań wielu problemów. Czas najwyższy zatem, aby zająć stanowisko, rozpocząć rozmowy… Na początku w środowiskach szkół i placówek wychowawczych. Podjąć trudną dyskusję z młodzieżą – dziennikarz to osoba, którą w szczególny sposób powinna cechować wrażliwość na ludzką krzywdę, zagrożenia etc… TOTEŻ DLA TEGO TEMATU POWINNO SIĘ ZNALEŹĆ MIEJSCE I CZAS W KAŻDYM Z MEDIÓW.

Słyszy się wiele niepokojących opinii, iż problem ten z rzadka jest poruszany na lekcjach wychowawczych, a wielu pedagogów twierdzi wręcz, że nie chcą jeszcze bardziej rozdrapywać już ropiejącej rany. Bowiem w ich opinii dopiero wtedy niepokorny zbuntowany młody człowiek, na przekór  radom i ostrzeżeniom pogrąży się bardziej jeszcze w myślach o uczynieniu sobie krzywdy, miast odejść od takich zamiarów… To moim zdaniem asekuranctwo i błąd, za który przyjdzie nam wszystkim już niedługo zapłacić wysoką cenę. O udział w podejmowaniu dyskusji z młodzieżą na trudne tematy apeluję do środowiska dziennikarzy…

Na początku powinni rozpocząć rozmowę ze swoim dzieckiem rodzice, zanim to jednak nastąpi, czeka nas – rodziców najtrudniejsze zadanie, polegające na pozyskaniu sobie zaufania naszej pociechy. Czas od chwili narodzin dziecka do chwili czasu dojrzewania biegnie tak szybko, iż wielu z nas ani się obejrzy i już traci ze swoim dzieckiem kontakt. Powód tego zjawiska jest banalnie prosty – lecz bardzo trudno przez nas zauważany z racji swojej „rodzicielskiej miłości” i nagle, głównie z naszej przyczyny, staje się procesem, którego nie da się już odwrócić. Ciągłe powtarzanie dziecku: Jeszcze masz czas na miłość, jesteś na to za młody, nie zawracaj mi głowy głupstwami, przyjdź pogadać jutro – wszystko to spycha problemy naszego dziecka na margines życia, tracimy dzięki takim zachowaniom jego zaufanie w często nieodwracalny sposób. Stąd uważam, że rolą pierwszoplanową dla – oby skutecznego – zlikwidowania jakże groźnego zjawiska, jest postawa nas samych, czyli rodziców dziecka.

To bardzo trudne, ponieważ zmuszeni jesteśmy przez cały ten czas do bacznego obserwowania swojej pociechy, ale także pilnowania swoich zachowań, a przy tym  zgodnie z procesem dojrzewania elastycznego traktowania jego (jej) osoby. Wielu z nas zapomina, iż nasza Alusia dawno już wyrosła z warkoczyków i wózka do lalek, potrzebne jest jej nasze wsparcie, a my ciągle wodzimy ją w piaskownicy – tylko z pozoru banał, a tak naprawdę uważam staje się on jednym z głównych powodów dramatu, który wypłynie nagle i niespodziewanie.

Trudną sztuką jest łączyć ze sobą rolę rodzica i przyjaciela zarazem, wydaje się jednak, że jest to jedyna droga, aby w przyszłości zapobiec tragedii w naszej rodzinie. Rolą i zadaniem mediów jest  przypominanie, informowanie, a także służenie radą i wspieranie społeczeństwa w dążeniu do ratowania swojego dziecka. Ważna jest moim zdaniem otwarta i w pełni szczera współpraca szkół z rodzicami ale także niezwykle ważne podejmowanie jest dyskusji z młodzieżą i oczywiście odpowiednio poważne traktowanie ich problemów. Spychanie obowiązku zapobiegania temu zjawisku przez szkoły na rodziców i vice versa, to kolejny poważny błąd, bowiem zarówno placówki wychowawcze, rodzice a także media – wszyscy mamy tu jednakowo ważne zadanie do spełnienia. Spotkania z udziałem dziennikarzy, w ramach kawiarenek dyskusyjnych, w jakich to udział braliby ludzie młodzi, a także wychowawcy, to jeden z pomysłów, nad którym moim zdaniem warto się zastanowić. Spotkania takowe mogłyby się odbywać zarówno w szkołach jak Gminnych Ośrodkach Kultury, czy podobnych placówkach na terenie całego kraju.

Zaskarbić sobie zaufanie swojego dziecka, do czasu małżeństwa, to prawie niemożliwe, wydaje się jednak, że tylko dzięki temu unikniemy czasu, kiedy nagle i niespodziewanie nasz syn czy córka zamkną się w sobie, uciekną tym samym w bardzo zły, nieprzyjazny świat, jaki biegnie dziś bardzo szybko i na wszystko mniej mamy czasu, choć to tylko pozory, bo tak naprawdę więźniami umykających minut i godzin na swoje życzenie stajemy się sami.

Rozmawiać, potrafić odstawić swoje czynności i obowiązki tylko po to, by pogadać z dzieckiem. Pamiętajmy, że syn i córka także bacznie obserwują nasze zachowania i stają się naszymi egzaminatorami. Wiele zależy od tego, jaką wystawią nam cenzurkę…

Tadeusz Puchałka

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*