HISTORIA TO DOMY, DRZEWA I LUDZIE

Z cyklu: Ocalić od zapomnienia

Każde z tych najskromniej opowiedzianych rodzinnych wspomnień, z czasem stanowić może addendum do wielkiej historii, której nie wolno lekceważyć ani pomijać, bowiem najdrobniejszy szczegół minionych – nawet bardzo lokalnych – wydarzeń, okazać się może w przyszłości kluczem do zamknięcia ważnego historycznego epizodu – rodziny, miejscowości a w konsekwencji, kto wie, może narodu – dodaje Erwin Sapik, kustosz Gertrudę Szydło Dobrze się stało, że w tradycji śląskich rodzin jest zapisywanie w najdrobniejszych szczegółach tego wszystkiego, co wydarzyło się w rodzinie na przestrzeni kolejnego pokolenia, dzięki temu nie gaśnie wiedza o naszej tożsamości – podkreśla pan Erwin.

Dziurę w historii spowodowały liczne konflikty zbrojne, w wyniku których wiele rodzinnych kronik zostało zagubionych lub bezpowrotnie utraconych w niewyjaśnionych do tej pory okolicznościach. Wiele lokalnych historii staramy się wskrzeszać, poprzez organizowanie spotkań z mieszkańcami, bądź też wizyt w domach prywatnych. Dzięki tym wywiadom okazuje się wielokrotnie, że historia, jaką znamy nie wyglądała tak, jak zostało nam to przez lata przekazywane. Poddasza domów prywatnych – dodaje kustosz – do tej pory skrywają przed nami wiele tajemnic i informacji, warto poszperać w tych jaskiniach naszych rodzinnych tajemnic. Dzięki temu często sami jesteśmy zaskakiwani wynikami tych penetracji.

 

Na pozór banalna historia – a jednak… 

Wszystko zaczęło się od zabawy w Wilczy – wspomina Erwin Sapik.  Wtedy to Franz Nastula po raz pierwszy miał spotkać niejaką Gertrudę Szydło. Jak to z młodymi bywało w owym czasie, muzyka zagrała, spojrzeli więc po sobie i już pewnie coś zaiskrzyło w młodych sercach. Skoczna melodia dokończyła pewnie dzieła i tak niebawem zapałali oboje do siebie wielkim uczuciem, które to – podkreśla nasz rozmówca – onegdaj traktowane było ze szczególną powagą.

Wszystko to sprawiło, że oto 26. sierpnia Roku Pańskiego 1927 stanęli  oboje na ślubnym kobiercu, a wraz ze stułą i ślubowaniem przy ołtarzu, trzeba powiedzieć, zaczęła się także historia wspomnianego domu.

Jak to z młodymi bywa, na dzieciątko długo nie trzeba czekać i już niebawem było ich troje. Zamieszkali u rodziców, warunki jednak były tam trudne. Życzliwość ojców wielka, lecz ciasnota, spowodowana znaczną  ilością domowników sprawiła, że młodzi Nastulowie postanowili osiąść na swoim. Takim to sposobem, dnia 30. maja roku 1930, która to data zamieszczona została w akcie notarialnym, a dokument szczęśliwie doczekał dzisiejszych czasów (odkryty przypadkowo), dowodzi, iż w tym czasie dokonano zakupu gruntu pod budowę. Młodzi nie zwlekając, w tym samym jeszcze roku rozpoczęli budowę domu. Marzenia młodych Nastulów sięgały jednak nieco dalej. Postanowili, że dom, który stanie się ich własnością w niedalekiej przyszłości, nie tylko będzie ich gniazdem rodzinnym, ale także miałby dawać stały dochód.

Zdecydowali więc, że w projekcie domu należy uwzględnić pomieszczenia, mające się stać w przyszłości sklepem, zaś na ścianie frontowej architekt wyznaczył miejsce okna wystawowego, co jest widoczne po dzień dzisiejszy. Zachowały się także zdjęcia archiwalne, które ten fakt potwierdzają. Los sprawił, że zanim sklep otworzył swoje podwoje, młodzi gospodarze zakupili spory kawałek ziemi. Z niewiadomych do końca przyczyn, w niedługim czasie konsylium rodzinne zdecydowało, iż marzenia o sklepie należy raczej wpisać w kronikę rodziny i na zapisku miało już pozostać. Tedy skończyło się na planach, zaniechano dalszej adaptacji pomieszczeń sklepowych i magazynowych. Okno wystawowe zostało zmienione na jedno z okien domu mieszkalnego, zaś pomieszczenia sklepowe – na izby mieszkalne, dostosowane do potrzeb mieszkańców domu. Historia jakich wiele i nic szczególnego w niej nie ma – ktoś słusznie może zauważyć. Owszem – dodaje pan Sapik – gdyby na tym historia domu miała się zakończyć –  ale…

W dniu 1. lipca 1931 roku gospodarz podpisał umowę z Państwem Polskim, w której to mowa była o oddaniu budynku władzom policyjnym. Policja polska urzędowała tam do roku 1939. Przodowym tegoż posterunku był niejaki Malcherek, pomocnikiem został Michalski (brak danych o stopniach, jakie posiadali). W skład kadry dowódczej wchodziła jeszcze jedna osoba, jednakże danych osobowych tego człowieka do tej pory nie udało się ustalić. Na krótko przed wybuchem II wojny światowej skoszarowano w tym budynku 50 żołnierzy ochrony pogranicza, których zadaniem miała być obrona jednego z odcinków linii granicznej, biegnącej podówczas w sąsiedztwie miejscowości Wilcza. Jednostka, co jest do tej pory niezrozumiałe, ze względu na małą liczebność i brak możliwości należytej obrony, została pospiesznie wycofana. Jak wiemy, jedynymi obrońcami granicy RP na tym terenie, poza oddziałami kapitana Kotucza (obrona Rybnika), byli li tylko członkowie POW, Powstańcy Śląscy i harcerze.

Przypomnijmy – dodaje kustosz – że z chwilą wkroczenia na teren Wilczy wojsk niemieckich, z wiadomych przyczyn dom został ostrzelany. Ślady użycia ciężkiej broni maszynowej widoczne są na elewacji budynku do dziś. Po wspomnianym pospiesznym opuszczeniu posterunku przez polskich pograniczników, budynek przez jakiś czas stał niezamieszkały. W roku 1940 do naszego domu wprowadziła się dentystka Ida Kosche, która przybyła z Pilchowic i praktykowała w Wilczy do roku 1944. W czasie, kiedy do granic miejscowości zbliżał się Front Wschodni, lekarka opuściła miejsce zamieszkania i gabinet, wraz z żołnierzami Wehrmachtu udając się na zachód. „Wyzwolenie”, które zbliżało się od wschodu, nie gwarantowało bezpiecznego życia ludności niemieckojęzycznej, o czym nasi dziadkowie już niebawem mieli się przekonać. Tak więc gabinet, jak wiele placówek użyteczności publicznej w tym czasie, przestał istnieć a los lekarki pozostał nieznany  wraz z opuszczeniem naszej miejscowości. (Cdn.)

 

Spisał:

Tadeusz Puchałka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*