Łódzkie „pijawki” z mieszkań komunalnych

Jadąc autem, słuchałem ostatnio w radio ciekawej audycji, dotyczącej preferencji politycznych. Wśród młodych, pryszczatych nastolatków wielką estymą cieszą się KUKIZ ‘15 i KORWiN. Ich liberalno-wolnościowe pomysły kuszą. Zero podatków, wszystko zostaje w kieszeni. Tyle, że gdy owi pryszczaci delikwenci pójdą do pierwszej pracy, spotkają na swej drodze dziewczynę, pojawi się dziecko – to z tych mrzonek życie leczy błyskawicznie. Potrzebujemy żłobka, lekarza, staramy się o mieszkanie od gminy. Nazywa się to zabezpieczeniem socjalnym obywatela. A jak to wygląda w Europie?

Około 11 procent Europejczyków mieszka w lokalach komunalnych, a aż 30 proc. – w wynajmowanym mieszkaniu. Wynik ten wydaje się o tyle zaskakujący, że w wielu krajach najem jest rozwiązaniem nieopłacalnym – szczególnie w otoczeniu niskich stóp procentowych. Bardziej opłaca się kupować mieszkanie u developera, czy na rynku wtórnym – co praktykowane jest na Słowacji, Malcie, w Polsce, na Litwie i we Włoszech – w krajach, gdzie migracja wewnątrz własnego kraju nie jest zjawiskiem częstym. Istnieje jeszcze druga grupa państw i społeczności, które nie mają z tym kłopotu – (Szwecja, Dania, Finlandia, Irlandia, Francja) – preferują bowiem mieszkania pod wynajem. Świetnym sposobem jest to, co wymyślili Duńczycy. Oni bowiem postawili na spółdzielnie, które są w Polsce tak krytykowane. Organizacje non-profit (spółdzielnie), które finansują budowę nieruchomości przeważnie z niewielkim udziałem wpłat najemców, np. 2 proc. Aż 91 proc. pochodzi z kredytu, gwarantowanego przez gminę, a brakujące 7 proc. – z nieoprocentowanej pożyczki, udzielanej także przez gminę. Koszty finansowania lokatorzy pokrywają w czynszu. Aby zapisać się do takiej spółdzielni trzeba mieć 15 lat. System ten jest o tyle dobrze przemyślany, że wysokość czynszu zależy od kosztów, obserwowanych w długim terminie. W efekcie w Danii prawie nie występuje problem mieszkania osób dorosłych z rodzicami. W domu rodzinnym, w skali całego kraju, mieszka tam około 9,1 tys. osób w przedziale wiekowym od 25 do 34 lat, podczas gdy w Polsce problem ten dotyczy aż 2,8 mln osób.

Ciekawy mechanizm, pozwalający dostarczać sporo mieszkań o umiarkowanych czynszach, działa też we Francji. Nieruchomości dostarczane są zarówno przez osoby prywatne jak i sektor publiczny (miasta budują na własny koszt mieszkania komunalne) – o ile działają na zasadach non-profit. Oferują mieszkania o obniżonych czynszach w zamian za możliwość korzystania z dotacji, preferencji podatkowych i preferencyjnych źródeł finansowania. Czynsz jest ustalany na podstawie kosztów budowy, które są niższe niż rynkowe ze względu na dotacje rządowe, samorządowe i zwolnienia podatkowe. Co więcej – najbiedniejsi, których nie stać nawet na tak ustalony czynsz – mogą liczyć na dodatek mieszkaniowy. Korzystać mogą z niego tak długo, póki ich dochody nie wzrosną ponad ustalony próg. Ważne jest jednak, że o taką nieruchomość może ubiegać się każdy, spełniający wymagania dochodowe, ustalone na tyle wysoko, aby z dobrodziejstw taniego najmu korzystali nie tylko najbiedniejsi.

W Polsce singiel zarabiający tyle, ile wynosi średnia dla miasta wojewódzkiego, wyda 30-80 proc. dochodu na wynajem kawalerki. W Niemczech wynajem kawalerki poza centrum kosztuje 20 proc. przeciętnego wynagrodzenia, czyli około 400 euro miesięcznie. W Wielkiej Brytanii przeciętny czynsz najmu wynosi 600 funtów miesięcznie, co odpowiada 35 proc. deklarowanych przez najemców wynagrodzeń. W Polsce nie ma politycznych mocy, by ten trend kompletnej ignorancji i zastoju w zakresie mieszkań komunalnych zmienić. Idzie na gorsze, ponieważ postępująca prywatyzacja zasobów komunalnych (na wspólnoty mieszkaniowe zrzucany jest problem remontów zniszczonych kamienic), czy dzika reprywatyzacja, niosąca wraz z „czyścicielami kamienic” tragedię wielu rodzin – zmieniają mentalność, szczególnie młodych Polaków. Łatwiej jest emigrować i na obczyźnie szukać przyjaznego klimatu dla rodziny niż we własnym kraju, rządzonym przez „europejskich” ignorantów, zapatrzonych w Zachód (i tych „smoleńskich” z PiS-u i tych od Donalda Tuska z PO), próbować żyć. (Cdn.)

Roman Boryczko,

 2017

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*