Listy ze Śląska. III. Wakacyjna pocztówka z ostrym zakończeniem

Nieprzerwanie docierają do Polski niepokojące doniesienia ze świata. Nie inaczej wygląda ta sprawa u nas, wprawdzie nieznany jest w RP jeszcze problem zbiorowych gwałtów, czy złego traktowania kobiet przez obcokrajowców – co jest znaczącym sukcesem zabiegów, mających na celu ograniczenie napływu ludności obcej kulturowo do naszej ojczyzny, to niewątpliwie o spokój raczej w kraju trudno, czego dowodem są chociażby ostatnie doniesienia ze stolicy.

Z podobną sytuacją mieliśmy do czynienia ostatnio w Katowicach, gdzie odbył się kolejny już marsz członków i sympatyków RAŚ. Tu jednak, sytuacja wyglądała nieco inaczej. Można sądzić, że swoje nastroje i sympatie prezentowano raczej w pokojowych nastrojach. Trudno jednakże w obydwu sytuacjach doszukać się sensu. Minęły czasy, kiedy to nas, Ślązaków, dyskryminowano – bo z takimi faktami spotykaliśmy się w czasach tak zwanej  nowo rodzącej się władzy ludowej. Nie da się zapomnieć, kiedy to jeszcze w latach 60. i 70. ubiegłego wieku karano dzieci w szkołach za to, że godały gwarą, (osobiście byłem świadkiem karania moich kolegów za to, że godali, a nie mówili). Należy też wspomnieć o pierwszych dniach „wyzwolenia” i „bohaterach” tamtego czasu z czerwonymi gwiazdami na czapkach, którzy z niespotykaną gorliwością “sprzątali” śląskie domy, „porządkowali” zakłady pracy i fabryki, pozostawiając często po sobie tylko betonowe posadzki, nie gardząc przy tym śląskimi kobietami. W tym samym czasie ówczesne władze dokonywały kolejnego aktu pogwałcenia prawa, którym było internowanie mężczyzn, by – jak wiadomo – w Kraju Rad odbudowywali to, co zostało wywiezione ze Śląska, a kolejne transporty ludzi zasilały kopalnie w Donbassie czy Kazachstanie nową, niewolniczą siłą roboczą…

Wszystko to stanowi ropiejącą ranę w naszych śląskich sercach, lecz upieranie się, iż to Polska jest winna wszystkiemu co złe i dlatego trzeba się z Polską pożegnać, jest ogromnym błędem, który skutkować może bardzo przykrymi konsekwencjami. Należy pamiętać, że ci, którzy przyszli po radzieckich wyzwolicielach częstokroć wykonywali ślepo rozkazy. Musiało upłynąć dużo czasu, a sytuacja ulec powolnej normalizacji, co jak wiemy pochłonęło wiele ofiar i to nie tylko nas, Górnoślązaków, by w końcu na miejsce oprawców przyszli ludzie, którym nawet w PRL-u zawdzięczaliśmy wiele dobrego, a dziś wspominamy ich z szacunkiem. Odrywanie naszej ukochanej śląskiej ziemi od Polski jest złym pomysłem, natomiast powinniśmy żądać należnego szacunku dla nas, dla naszej kultury i tego niecodziennego bogactwa w skali Europy, jakim są nasze gwary, do tego jednak nie potrzeba demonstracji i wychodzenia na ulice, a współpracy.

Nikt dziś, nie dyskryminuje w żaden sposób nas rdzennych mieszkańców Górnego Śląska, za to rodzą się pomysły w głowach osób, zarządzających mediami i to nie tylko u nas, które widzą sens robienia audycji w gwarze śląskiej, czy też realizowania programów telewizyjnych o tej i podobnej tematyce – należy więc iść tym śladem, jak mówi Chmielowska – mniej gadać, nie demolować, a więcej robić.

Wszystko to wymaga czasu, Ślązak słynący z cierpliwości, roztropności – doskonale zdaje sobie z tego sprawę, skąd więc u nas ta nagła chęć wychodzenia na ulice, demonstrowania naszej odrębności kulturowej, którą tak naprawdę wszyscy widzą i co najważniejsze – szanują.

Łączmy swoje regionalne koncerty, festiwale czy chociażby lokalne festyny z innymi regionami. Dobrym tego przykładem, jest chociażby miasto Kędzierzyn-Koźle, gdzie od kilku lat z dużym powodzeniem występują zespoły z Górnego Śląska, Śląska Opolskiego a nawet Ukrainy.

Czyż nie tak powinna wyglądać nasza działalność? Otwierajmy się na swoich sąsiadów. Hermetyzacja, zamykanie się w czterech ścianach swojego regionu, izolowanie – to nic innego jak strzelanie sobie w kolano. Klaskanie samym sobie, godanie, prawiyni, lebo (abo) rządzeni tak jak to piyrwy było yno dlo siebie, dziś nie ma już sensu. (Cdn.)

 

Tadeusz Puchałka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*