Jest taki obraz niedokończony…

Guernica Pabla Picasso, czy też obrazy Nikifora (Epifaniusz Drewniok)… Wszystkie te obrazy mają swój początek i koniec. Jest jedno dzieło – obraz niedokończony, który pozostawia po sobie każdy artysta, odchodzący z tego świata (bo przecież ten tylko umiera, po kim nie pozostaje pamięć).

 Pozostaje tylko puste miejsce przy warsztacie twórcy, wyschnięte farby i twarde pędzle, oparte o krawędź  sztalugi i niedbale, jakby od niechcenia, przerzucony fartuch malarza, bo przecież zaraz wróci..? Niewielki taboret, na którym nasz przyjaciel lubił spocząć, zamyślona, ale zawsze pogodna twarz, bo człek był rozmowny, towarzyski. Czasami potrafiący ostro zaprotestować. Za swoje poglądy internowany, przez wielu nawet dziś nie rozumiany do końca – ot, taki pilchowicki Nikifor. Tyle, że ten nasz nie unikał ludzi, a wręcz przeciwnie, jednak podobnie jak znany mistrz prymitywizmu, malarstwa naiwnego – i ten „nasz” pilchowicki artysta był niepokorny; być może także właśnie dlatego tak bardzo  był przez wszystkich lubiany.

W dniu 3. października 2018 roku odszedł od nas Reinhold Rogon, dla jednych kolega z warsztatów plastycznych, dla innych mieszkaniec Pilchowic. Dla wielu pozostanie w pamięci jako pasjonat historii i kultury Górnego Śląska. W kawałku korzenia potrafił zobaczyć biegnącego jelenia czy piękną kobietę, miał wyjątkowy zmysł plastyczny a także fantazję, której nie powstydziłby się żaden wzięty poeta. Dla grupy Nieprofesjonalnych Artystów „Ossianart” był członkiem artystycznej trupy, przyjacielem, dobrym duchem tej barwnej gromadki – i takim niech pozostanie. Mówi się – i słusznie zresztą – że czas, czy też samo przemijanie, dla artysty nie mają żadnego znaczenia, bowiem śmierć w ich pojęciu jest tylko kolejnym etapem podróży, podczas której (jak sądzą) dalej będzie im dane kontynuowanie swoich twórczych pasji. Niech więc Reinhold Rogon, stojąc u Bram Niebieskich, pogada ze świętym Piotrem, a wiemy, że to potrafi – i niech szykuje tam dla nas miejsce na niebieskich plastycznych warsztatach.

Wiem, iż nie chciałby, abyśmy zanosili się od płaczu, stojąc nad Jego grobem, nie lubił łez, choć Jego wspomnienia z czasów dzieciństwa bywały dramatyczne, pełne smutku, żalu i tragicznych ludzkich losów. Pamiętamy Go jako artystę, malującego nie tylko akwarelą, ale także „wspomnieniami”, których wiele pozostało niedopowiedzianych i – jak ten „obraz ostatni” – niedokończonych. Malował słowem, gestem, pędzlem. Jak każdy artysta – i On pozostawił swój warsztat w pozornym nieładzie, po to, by ci wszyscy, którzy go opłakują, mogli kontynuować Jego twórczość. I nie jest tu ważne, czy ktoś maluje, rzeźbi, pisze czy gra, bowiem tematem tego dzieła jest piękno, a zarazem ogrom niepojętych wręcz zjawisk, towarzyszących nam tu i teraz, a nie jest to nic innego jak obraz życia każdego z nas. Dzieło niedokończone, które na sztalugach wisi od czasu „Wielkiego Początku” i przetrwa w tym miejscu aż do czasu zakończenia. Reinhold pozostanie na trwale w naszej pamięci. Razem z nami, jak zawsze, będzie obecny tu i teraz – wszędzie. Fotografia naszego przyjaciela zawiśnie w „panteonie” pilchowickich artystów na honorowym miejscu, są nawet pomysły, czy aby nie powinniśmy zorganizować cyklicznego biennale, nazwanego Jego imieniem. Dzięki temu nieomal namacalnie, nie tylko duchowo, byłby z nami.

Nie mówimy Żegnaj, a do zobaczenia, tam na tych, tak wyjątkowych i już nigdy niekończących się warsztatach.

Kozakiewicz i jego podopieczni z „Ossianart” a także przyjaciele z Oświęcimia, Rybnika, Krakowa, Strzelec Opolskich, Knurowa, Lublina i wielu jeszcze miejsc, w których ludzie kochają i rozumieją sztukę.

 

Fot. ze zbiorów Przyjaciół artysty

Tadeusz Puchałka

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*