Górnośląscy pasjonaci – Gabriela i Erwin Sapikowie (2)

 

Gladiator to nie tylko niewolnik, walczący na arenie w starożytnym Rzymie

Kolejnym nabytkiem Małego Muzeum jest hełm niemiecki „Gladiator”, jak informuje pan Sapik, miał on być przeznaczony dla radiotelegrafistów, specjalnie uformowany pozwalał na wygodne umieszczenie słuchawek. Hełmy tego typu używane były także przez luftschutz (formacje jednostek przeciwlotniczych). Biorąc pod uwagę czasy, a więc lata 30. ubiegłego wieku, zadziwia dbałość o bezpieczeństwo i jak na bojowe nakrycie głowy dbałość o zachowanie „znośnego” komfortu jego używania, a także precyzja wykonania.

 

Zapalniczka nie tylko do przypalania papierosa

Ciekawym niewątpliwie eksponatem, który od niedawna możemy podziwiać w wilczańskim muzeum, jest zapalniczka z okresu pierwszej wojny światowej, wykonana ręcznie, prawdopodobnie przez żołnierza – być może nawet na froncie! Zadziwia precyzją wykonania i praktycznym zastosowaniem, okazuje się bowiem, że jej zadaniem było odpalanie lontu ręcznego granatu. Prawdopodobnie miała ona także bardziej pokojowe zastosowanie i mogła z powodzeniem posłużyć do rozpalenia ogniska czy wspomnianej cygarety.

Amerykanie wcale nie gorsi

Znani z dbałości o swoich żołnierzy Amerykanie, także wymyślili hełm, mający swoje małe i duże tajemnice. Zwykle jest tak, że diabeł tkwi w szczegółach, a w tym przypadku w zapięciu tego hełmu, który można nazwać „dwa w jednym”, informuje pan Erwin. Podczas gdy żołnierz nie miał potrzeby zakładania ciężkiego żelastwa na głowę, bo zagrożenie było niewielkie, zakładał na głowę lżejszą część hełmu, gdy jednak zachodziła potrzeba większej ochrony wkładał nakrycie stalowe, zaś wspomniana część lekka stanowiła wtedy coś na wzór fasunku dla bojowego nakrycia głowy. Trudno uwierzyć w pomysłowość ówczesnych inżynierów. Ciekawostką jest także to, informuje kustosz, że tuż po wojnie, lekka część wspomnianego bojowego nakrycia głowy, wykorzystywana była przez belgijską straż pożarną. Ciekawostką jest także zapięcie hełmu, składające się niejako z dwóch klamer. Żołnierz zapinał na tę bardziej masywną hełm wtedy gdy trzeba było szybko się przemieszczać. Podczas gdy istniało zagrożenie działania dużej fali uderzeniowej, przepinał hełm na klamrę, która w momencie zadziałania fali powybuchowej nie stwarzała zagrożenia poważnego urazu  szyi (klamra urywała się, hełm niestety spadał z głowy, pozostawał  jednak fasunek, który był w stanie na krótko ochronić żołnierza przed poważnymi następstwami wybuchu). Trudno wyrokować, czy rzeczywiście żołnierze stosowali się do instrukcji lub też, czy w ogóle był czas na zabawę z klamrą podczas ostrzału, jednak takowy wzór hełmu możemy podziwiać. Żołnierze używali wspomnianej ochrony głowy także jako umywalki a niekiedy jako miski do spożywania posiłku. Wspomniane hełmy M-1 w użyciu armii amerykańskiej były od roku 1941 – 1985, tak więc służyły żołnierzom przez wiele lat – także w wojniach: koreańskiej i wietnamskiej.

 

Nos do tabakiery, czy tabakiera do nosa

Trudno się domyślić, że niewinnie wyglądający flakonik z zaślepioną szyjką, to nic innego jak porcelanowa tabakiera i jest to kolejny nowy nabytek pana Erwina, tuż obok zupełnie podobny flakonik, lecz służy do zupełnie innego celu… Niespodzianka goni niespodziankę. Okazuje się, że wcale nie trzeba szukać przygody daleko od domu, bo można ją znaleźć tuż za rogiem. Gabriela i Erwin Sapikowie – małżeństwo na medal, od lat wspólnie się uzupełniają, razem od lat uczestniczą w życiu kulturalnym gminy Pilchowice i swojej miejscowości. Historia i kultura Górnego Śląska jest dla tych dwojga pasjonatów czymś bodaj najważniejszym i najpiękniejszym. Warto odwiedzać „Klamory u Erwina”, bo to nie tylko muzeum, ale także możliwość poznania DOBRYCH LUDZI –  a nie jest dziś o takich łatwo – oj, nie.

Takich i podobnych przybytków wiedzy jest w kraju wiele, zatem warto byłoby zarazić się bakcylem ich odwiedzania. Z pewnością czas tak spędzony nie będzie czasem straconym, czego nie można powiedzieć o siedzeniu przed telewizorem i spoglądaniu na kolejną żałosną porażkę naszych piłkarzy. Cóż – mamy przecież do wyboru wiele programów politycznych, więc może zejdziemy na tę ścieżkę wiedzy. Osobiście nie polecam, bo to, co dzieje się u nas w kraju – pomijając gospodarkę, gdyż tam coś drgnęło – zaczyna przerażać. Od polityki po sport jest czymś mętnym, niezrozumiałym, bezpieczniej zatem zbyt mocno do tychże wspomnianych tematów się nie zbliżać. Nikt pewnie, poza naszymi wrogami, nie domyślał się, że my, Polacy możemy tak bardzo nienawidzić samych siebie, trwoniąc przy tym dorobek tych, którzy walczyli o to, byśmy mogli rozmawiać w swoim języku. Wszystkie te uliczne spektakle, jakie przychodzi nam obserwować, to woda na młyn tych, którym zależy na dogłębnym oszkalowaniu Polski i Polaków – czy w takim razie musimy w tym uczestniczyć? Myślę, że nie. Nie pozostaje zatem nic innego, jak okryć całunem pogrzebowym czarną skrzynkę, stojącą w naszym pokoju i w drogę do najbliższego muzeum, chociażby po to tylko, by powspominać – jak to drzewiej bywało, kiedy to nawet samoloty swoje mieliśmy, etc…

Tekst i zdjęcia:

Tadeusz Puchałka

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

*